- Nie znam lekkoatletki, która nie musiałaby poddać się aborcji - wyznanie amerykańskiej sprinterki Sanyi Richards sprzed kilku dni bardzo poruszyło środowisko lekkoatletyczne. 32-latka, która sama zdecydowała się na taki krok uważa, że w świecie sportu jest to bardzo poważny problem, o którym zupełnie się nie mówi.
Czterokrotna mistrzyni olimpijska i pięciokrotna mistrzyni świata (400 i 4x400 metrów) zdecydowała się na wyznanie w swojej książce "Chasing Grace: What the Quarter Mile Has Taught Me about God and Life". Z kolei w rozmowie z magazynem "Sports Ilustrated" wytłumaczyła, dlaczego do tego doszło i czemu zdecydowała się na tak radykalny krok.
- W 2008 roku byłam w najlepszym momencie mojego życia, moja kariera nabrała tempa. Wydawało mi się, że w ogóle nie mam wyboru. Moim jedynym celem było wygrywanie, zdobywanie medali. Po zabiegu powiedziano mi, że mam wziąć dwa tygodnie wolnego. Nie miałam tyle czasu, bo za kilkanaście dni rozpoczynały się igrzyska olimpijskie w Pekinie - powiedziała sprinterka, będąca wówczas faworytką tej imprezy w biegu na dystansie jednego okrążenia.
Właśnie presja środowiska, trenerów, sponsorów miała największy wpływ na jej decyzję. - Może to zabrzmieć śmiesznie, ale wśród lekkoatletów branie pigułek nie jest mile widziane, ponieważ to zatrzymuje wodę w organizmie. Słyszysz też, że musisz być w topowej formie, nie możesz zajść w ciążę, ponieważ wtedy cykle menstruacyjne są krótsze.
ZOBACZ WIDEO Michał Pazdan: Jestem zmęczony psychicznie. Czas na reset
- Byłam wtedy w koledżu i nie czułam się komfortowo, by rozmawiać na ten temat z najbliższymi. Nie miałam nikogo, komu mogłam się zwierzyć. To pokazuje, jak małą wiedzę mają kobiety w młodym wieku, ponieważ wszystkiego musimy uczyć się same - oceniła.
Sanya Richards dodała również, że bała się reakcji swoich fanów, którzy czuliby się zawiedzeni informacją o jej rezygnacji ze startu w igrzyskach olimpijskich czy mistrzostwach świata. - Nie wiedziałam, jak mogliby zareagować. Podobnie jak sponsorzy - zdradziła Amerykanka.
Ostatecznie Sanya Richards wystartowała na igrzyskach, gdzie zdobyła dwa medale. - To był jednak najtrudniejszy czas w moim życiu, wcale nie czułam się szczęśliwa. Czułam wstyd do samej siebie. Nadal trudno mi o tym mówić, choć minęło już wiele lat. Wierzę jednak, że Bóg mi wybaczył.
Aborcja była już tematem obecnym w sporcie. Nie była jednak wówczas osobistą tragedią, ale drogą do celu. Wszystko przez praktyki stosowane w Niemieckiej Republice Demokratycznej. W latach 60-tych XX wieku uznano tam, że ciąża może być stosowana jako forma dopingu.
Zmiany zachodzące wówczas w organizmie kobiety - zwiększenie głębokości oddechu czy wzrost objętości krwi - miały pomagać w uzyskaniu lepszych wyników na igrzyskach olimpijskich, co wówczas dla władz socjalistycznych było niezwykle istotne. Dlatego też w odpowiednim czasie przed zawodami zawodniczki z NRD zachodziły w ciążę, by po imprezie dokonywać aborcji.
Podobne praktyki miały być stosowane również w Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Przed igrzyskami olimpijskimi w Meksyku w 1968 roku grupie gimnastyczek zakomunikowano, że jeśli nie zajdą w ciążę, zostaną wyrzucone z ekipy. Efekt? Po imprezie każda z 15 zawodniczek dokonała aborcji.
Teraz temat aborcji powrócił, jednak w znacznie smutniejszym wymiarze. Lekkoatletkom wmawia się, że celem ich życia jest wyłącznie sportowy sukces, który musi zostać odniesiony za wszelką cenę. Presję wywierają też sponsorzy, którzy wykładają ogromne pieniądze aby widzieć swoje zawodniczki na najwyższym stopniu podium, a nie cieszące się z przyjścia na świat swojego dziecka. Ciąża powoduje blisko dwa lata przerwy dla każdej kobiety, co dla sponsorów jest nie do przyjęcia.
Być może kobiety decydują się na taki krok ponieważ boją się, że po urodzeniu dziecka nie wrócą już na wysoki poziom. O tym, że to nieprawda, przekonywała niedawno w rozmowie z WP Sportowe Fakty Weronika Nowakowska. Biathlonistka zdecydowała się przerwać karierę i od kilku miesięcy jest szczęśliwą mamą bliźniaków.
- Zawodniczka nie traci swoich umiejętności wraz z urodzeniem dziecka. Dziecko to nie jest żadna przeszkadza, to jest trampolina. Dlatego dobrze jest, kiedy sportsmenki po ciąży mają wsparcie. Mogą być jeszcze bardziej efektywne, bo mają silną motywację - mówiła naszemu serwisowi srebrna i brązowa medalistka mistrzostw świata, która teraz marzy o dobrym występie na przyszłorocznych igrzyskach olimpijskich w Pjongczang.
Sympatyczna zawodniczka nie ma wątpliwości, że dziecko nie przeszkadza w kontynuowaniu sportowej kariery. Im szybciej zrozumieją to kobiety rywalizujące w królowej sportu, tym szybciej sytuacja wróci do normalności. Bo dokonywania aborcji ze względu na karierę normalnością nie można nazwać.
A dodajmy, że mówimy tylko o sprincie. Wszystkich konkurencji, w których biorą udziały kobiety na igrzyskach olimpijskich jest 136.