Zdani jedynie na siebie. Bez wsparcia działaczy i kibiców. Rosyjscy lekkoatleci, którzy dostali zgodę od IAAF na start w Londynie, nie mają lekko podczas mistrzostw świata. Zdecydowali się wystąpić w statusie neutralnych graczy. Neutralnych, czyli niczyich. "To nie są przecież Rosjanie" - piszą kibice. Działacze oficjalnie wspierają sportowców, ale ich czyny przeczą pięknym deklaracjom.
Słowa, słowa, słowa
Dmitrij Szlachtin, od stycznia 2016 szef Rosyjskiej Federacji Lekkoatletycznej, zapowiada, że sankcje wobec rosyjskich lekkoatletów zostaną wkrótce zniesione. Co więcej, Szlachtin zrobił niedawno coś, na co nie odważył się jeszcze nikt, a swoim wystąpieniem na kongresie IAAF wprawił w osłupienie wszystkich. Wszystkich poza stroną rosyjską, bo nie ma żadnych wątpliwości, że Szlachtin nie odważyłby się na takie słowa bez błogosławieństwa z góry. 3 sierpnia podczas kongresu IAAF powiedział, że obejmując funkcję był zszokowany sytuacją w związku, skalą korupcji, ukrywaniem prawdziwych wyników prób antydopingowych, wymuszeniami i sposobem zarządzania.
- W związku z tym wszystkim decyzja IAAF o odsunięciu naszych sportowców z międzynarodowych zawodów była po prostu wymuszona. To była trudna decyzja, ale przyjmujemy ją ponieważ rozumiemy nieuchronność takiego kroku i potrzebę powiedzenia "stop" dopingowi i korupcji - przekonywał Dmitrij Szlachtin. Również publicznie przepraszał lekkoatletów za to, że wskutek działań "niektórych osób ukradziono im medale" i obiecywał, że taka sytuacja już nigdy się nie powtórzy. Piękne słowa szefa lekkoatletycznego związku.
Po czynach ich poznacie
Międzynarodowa Federacja Lekkoatletyczna indywidualnie rozpatrywała wnioski sportowców z Rosji decydując, który z nich spełnia kryteria i może brać udział w międzynarodowych konkursach. Ostatecznie do mistrzostw w Londynie dopuszczonych zostało ponad 40 rosyjskich sportowców. Musieli spełnić jeszcze tylko jeden warunek: osiągnąć wymagane minimum w danej dyscyplinie. Zgodnie z przepisami mieli na to czas do 23 lipca. Problem w tym, że część lekkoatletów dowiedziała się, że może wystartować np. 9 lipca, a niektórzy dopiero 19 lipca. Dlatego większość z dopuszczonej grupy została ostatecznie na lodzie.
ZOBACZ WIDEO: Ekstremalny wyczyn Roberta Korzeniowskiego. "Nigdy tego nie zapomnę"
Rosyjska federacja lekkoatletyczna nie zrobiła nic żeby im pomóc w zdobyciu upragnionego minimum. Szefowie napisali jedynie list do IAAF z prośbą o dopuszczenie do startów tych, którym zabrakło niewiele. - Niech jadą, mają gotowe wizy i resztę dokumentów - prosili. Oczywiście zgody na to być nie mogło.
Radźcie sobie sami
Szefowie związku od początku postawili krzyżyk na tegorocznych mistrzostwach i sportowcach, którzy mogliby na nie pojechać. Początkowo planowano, że mistrzostwa Rosji odbędą się w połowie lipca w podmoskiewskim mieście Żukowskij, ale w marcu okazało się, że trzeba je przełożyć na 28 - 30 lipca ze względu na pokazy lotnicze MAKS 2017. Działacze zgodzili się na to bez wahania wiedząc, że lekkoatleci mają czas na zdobycie minimów do... 23 lipca.
- W tym roku rosyjskie zawody nie będą jednocześnie kwalifikacjami do Mistrzostw Świata, a z wyników nie będzie w zasadzie żadnego efektu - powiedział w marcu trener kadry Jurij Borzakowski, mistrz olimpijski z Aten i multimedalista w biegach na 800 m., nie wiedząc wtedy, że pozwolenie na start od IAAF otrzyma prawie 50 Rosjan. Było to bardzo nieprofesjonalne podejście związku, federacja kompletnie zlekceważyła swoich sportowców. "Federacja napluła na swoich" - pisali wprost rosyjscy dziennikarze.
Działacze od roku w wielu przypadkach zachowują się wręcz kuriozalnie. W prywatnych rozmowach zarzucają lekkoatletom, że to oni sami są winni sportowej banicji i w związku z tym nikt w Rosji nie kiwnie palcem, żeby im pomóc w starcie w Londynie. Dlatego przygotowując się do występu byli zdani jedynie na siebie. Dziewiętnastu sportowców, którzy są w Londynie wszystkie sprawy związane z wyjazdem na mistrzostwa załatwiali sami: szukali zawodów, na których można wypełnić minimum startowe, sami zbierali niezbędne dokumenty. Co więcej, w oczach wielu kibiców pojechali na mistrzostwa świata jako zdrajcy narodu. "Sprzedawczyki", "sługusy Zachodu", "dbają tylko o własny tyłek" - kibice nie mają litości.
"Przecież to nie nasi"
Poza samymi zawodnikami i trenerami nikt nie ma wobec nich żadnych oczekiwań. - Nie stawia się przed nami konkretnych zadań - mówi Borzakowski. - Oczywiście rosyjskim sportowcom ciężko być w sytuacji, kiedy muszą występować w statusie neutralnych zawodników. Ale w ciągu ostatnich dwóch lat już tyle przeszli, że są gotowi i na to. Gotowi są startować i wygrywać w każdym statusie. Nie ma to wpływu na ich formę fizyczną.
W rosyjskich mediach nie poświęca się zbyt wiele miejsca londyńskim mistrzostwom. Największe emocje wzbudził pożegnalny występ Usaina Bolta i zdobycie srebrnego medalu przez Siergieja Szubenkowa w biegu na 110 m. przez płotki. "Rosjanie na razie bez żadnego złota" - grzmią nagłówki. "I tak już zostanie, bo przecież nikt z niej w tych mistrzostwach nie bierze udziału" - tym jedynym zdaniem rosyjski kibic świetnie ujął stosunek działaczy do sportowców, którzy zdecydowali się na start bez rosyjskiej flagi na piersi.
Nie dopuszczono Rosji, więc Rosja jest w sprawach MŚ i jednocześnie jej nie ma...