Ojciec w przeszłości grał w piłkę nożną. Matka była lekkoatletką - skakała w dal. Nic dziwnego, że trzech synów Mariusza i Wioletty poszło sportową drogą. Jakub i Kacper od najmłodszych lat ukierunkowali się na piłkę nożną. Mateusz również próbował swoich sił w tej dyscyplinie, ale zanim skończył 15 lat przerzucił się na skok wzwyż. Tak zostało do dziś.
Rzecz jednak w tym, że piłkarze w przeszłości grali dla młodzieżowych reprezentacji Polski. Kacper Przybyłko regularnie otrzymywał powołania od Marcina Dorny do kadry U21, a dziś występuje w FC Kaiserslautern. Drugi z nich zagrał w dwóch meczach reprezentacji do lat 15.
Mateusz Przybyłko też pragnął rywalizować pod polską flagą. Zaniechanie działaczy sprawiło jednak, że postanowił reprezentować Niemcy - kraj, w którym rozpoczął i rozwinął swoją karierę. - Chciałem startować dla Polski. Miałem 15 lat, kiedy zapytaliśmy, czy kogoś interesuje, bym reprezentował biało-czerwone barwy. Nie było odpowiedzi. Zacząłem zatem reprezentować niemieckie barwy. Nie ukrywam, że chętnie skakałbym w polskich barwach, ale nie udało się - powiedział przed dwoma laty w rozmowie z portalem Onet.pl.
Jak dotąd sukcesy odnosił tylko na krajowym podwórku. W 2017 roku został mistrzem Niemiec - zarówno w hali, jak również na stadionie. W czerwcu, w miejscowości Bottrop, ustanowił swój nowy rekord życiowy - 2,35 m. To drugi wynik na tegorocznych listach światowych, który pozwala mieć nadzieje na sukces międzynarodowy.
Dotąd bowiem Przybyłko nie potrafił włączyć się do walki o medale na największych imprezach. Na mistrzostwach świata przed dwoma laty odpadł w eliminacjach. Podobnie zresztą jak rok temu podczas igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro. W tym roku, podczas halowych mistrzostw Europy, zajął dopiero siódme miejsce. Jeśli jednak w Londynie spisze się na miarę swojego ogromnego potencjału, może osiągnąć życiowy sukces.
ZOBACZ WIDEO W takich warunkach trenuje Anita Włodarczyk