Kamil Kołsut z Glasgow
Finał przebiegł dokładnie tak, jak 31-latek ze Szczecina sobie zaplanował. On był tego dnia belfrem, a 18-letni Ingebrigtsen siedział na wykładzie w pierwszej ławce.
- Wiedziałem, że Jakob nie poleci sam na 3:35, bo wtedy ja wytrzymam tempo i go ogram. Najpierw było wolno. Mocne depnięcie nastąpiło 800 metrów przed metą, wtedy zaczęliśmy się rozkręcać. Dokładnie tego się spodziewałem i na to liczyłem. Już przed biegiem zapowiadałem, że to rywale muszą znaleźć sposób na mnie, a nie odwrotnie. Wiedziałem, że poradzę sobie zarówno w szybkim, jak i w wolnym biegu. A jeśli zrobię swoje, wyjadę stąd ze złotem.
Przygaszona gwiazda
Lewandowski pokonał największą gwiazdę mistrzostw. Ingebrigtsen w ciągu pół roku rozkochał w sobie Europę, dziś ma w świecie lekkiej atletyki niemalże status gwiazdy rock-and-rolla. W sierpniu na Stadionie Olimpijskim w Berlinie zdobył dwa tytuły. Kiedy dziennikarze w Glasgow pytali go, co od tamtego czasu zmieniło się w jego życiu, odpowiedział: - Niewiele, tylko poszedłem do liceum.
ZOBACZ WIDEO: HME Glasgow 2019. Piotr Lisek: Polska skokami stoi!
W sobotę - we współpracy z bratem Henrikiem - nie dał rywalom szans w biegu na 3000 m. - Od 16 minut powinienem spać, ale ten dzień jest niebywały - mówił na mecie. Zdobył pierwszy w dziejach Norwegii medal pod dachem, pobił rekord Europy U-20 (7:51.20). Dokonał tego niespełna pół godziny po wygranym półfinale na dystansie dwukrotnie krótszym.
Lewandowski przed startem zapowiadał, że jest na bieżni starym lisem i to młody wilk powinien się martwić, jak go pokonać. Miał rację.
Kapitan z medalem
31-latek w przeszłości specjalizował się w bieganiu na 800 m. Był mistrzem Europy w Barcelonie (2010) i Pradze (2015) oraz wicemistrzem w Paryżu (2011) i Amsterdamie (2016). Wreszcie wydłużył dystans. I medale ma już trzy: złoty z Belgradu (2017) oraz srebrne z Birmigham (2018) oraz Berlina (2018). - Na początku biegałem ten dystans sercem, a teraz naprawdę dobrze go czuję. To moja przyszłość - podkreśla na każdym kroku.
Do sukcesu w Glasgow był niejako zobowiązany, bo koledzy i koleżanki przez aklamację wybrali go kapitanem reprezentacji. Podobno już przed zebraniem Małgorzata Hołub-Kowalik powiedziała mu: "Marcin, kapitanem musisz być ty". Wątpliwości nie miał nikt. Tak, jak kiedyś liderem "szatni" przez lata był Tomasz Majewski, tak teraz regularnie na kapitańskim mostku staje Lewandowski.
Być jak Son Goku
Jest odważny, nie chodzi na kompromisy. Od lat ostro wypowiada się na temat dopingowiczów, jest członkiem Komisji Zawodniczej European Athletics, lubi też odważne deklaracje. Przed mityngiem Copernicus Cup w Toruniu zapowiedział pobicie rekord Polski i to zrobił. A nagrodę za zwycięstwo przekazał na cele charytatywne.
Jego srebro z Berlina było pierwszym medalem Polaka w biegu ME na 1500 m od 47 lat. Do finiszu ruszał z drugiego szeregu, rywali mijał jak tyczki. Miał "lufę", złoto było o krok. Był jak Son Goku - wojownik z kreskówki "Dragon Ball" - którego wizerunek ma na bicepsie. Wylosował numer "9", zupełnie jak piłkarz Robert. Latem ubiegłego roku połączyła ich cyfra, a podzieliło to, że biegacz zdobył srebro, a piłkarz imprezę roku zawalił.
Autor na Twitterze: