Trwa zamieszanie związane z wprowadzeniem nowego regulaminu przez IAAF wobec lekkoatletek z podwyższonym poziomem testosteronu, startujących na dystansach od 400 metrów do 1 mili.
Caster Semenya, specjalizująca się w biegach na 800 metrów, odwołała się ostatecznie do szwajcarskiego sądu, który o dziwo przyjął jej argumenty i zawiesił decyzję Międzynarodowej Federacji Lekkoatletycznej.
Organizatorzy mityngu nie pozwolili Semeyni na start. Czytaj więcej--->>>
Wciąż nie wiadomo, jaka będzie przyszłość reprezentantki RPA. Ona z kolei atakuje IAAF i przekonuje, że w ostatnich latach to na jej ciele przeprowadzano doświadczenia.
ZOBACZ WIDEO: #Newsroom. W studiu Robert Kubica i prezes Orlenu
- W przeszłości IAAF traktował mnie jak ludzkiego królika doświadczalnego. Sprawdzano na moim ciele leki, które wpływały na poziom mojego testosteronu. Nie pozwolę, by to działo się nadal - mówi lekkoatletka, cytowana przez BBC.
- Leki sprawiają, że cały czas czuję się chora. Teraz chce się mnie zmusić do stosowania niesprawdzonych substancji, nie wiem jakie będą tego konsekwencje. Nie dam się do tego zmusić - dodaje.
Przypomnijmy, że decyzja szwajcarskiego sądu ma dotyczyć tylko przypadku zawodniczki z RPA (więcej TUTAJ).
- Boje się, że inne lekkoatletki będą do tego po prostu zmuszane. Nie można na to pozwolić - przekonuje mistrzyni olimpijska z Rio de Janeiro.