Mistrzostwa świata w lekkoatletyce Doha 2019: Polki pędzą, a trenera boli głowa

Materiały prasowe / Paweł Skaba / Na zdjęciu: Justyna Święty-Ersetic
Materiały prasowe / Paweł Skaba / Na zdjęciu: Justyna Święty-Ersetic

Justyna Święty-Ersetic i Iga Baumgart-Witan pobiegły w finale mistrzostw świata, a trener Aleksander Matusiński ma ból głowy. Możliwe, że dwie najszybsze Polki eliminacje sztafety 4x400 metrów obejrzą z trybun.

Kamil Kołsut z Dohy

Święty-Ersetic oraz Baumgart-Witan są w tym roku stachanowcami mistrzostw świata. Od niedzieli do czwartku zaliczyły po cztery biegi, a przed nimi jeszcze przynajmniej jeden, jeśli nie dwa. Obie rok temu na mistrzostwach Europy w Berlinie udowodniły, że da się wykręcić dwa świetne czasy w ciągu półtorej godziny, ale z taką intensywnością rywalizacji turniejowej, jak w Dosze, jeszcze się nie spotkały.

Bukowiecki oburzony. "Tragedia! Grzyb i śmierdzi" -->

Wszystko dzięki temu, że w programie MŚ zadebiutowała sztafeta mieszana. Do kwalifikacji Aleksander Matusiński wysłał Annę Kiełbasińską oraz Małgorzatę Hołub-Kowalik, czyli trzecią i czwartą zawodniczkę mistrzostw Polski. Dzień później na bieżni pojawiły się już pierwsza oraz druga, co dało naszej drużynie piąte miejsce. Później liderki krajowych tabel rywalizowały indywidualnie i poleciały w kosmos, do finału. Tam, gdzie jeszcze Polki w historii nie było.

Czas na odpoczynek

- Mamy nadzieję, że dostaniemy troszeczkę więcej wolnego, żebyśmy się lepiej zregenerowały - nie kryje po czwartkowym biegu Święty-Ersetic. - Wiem, że dziewczyny poradzą sobie bez nas, bo są w bardzo dobrej formie. A potem razem powalczymy w finale o jak najlepszy wynik.

ZOBACZ WIDEO Mistrzostwa świata w lekkoatletyce Doha 2019: Polki w kosmicznym biegu! "Piszemy historię!"

Sprawa nie jest jednak prosta. Matusiński do składu sztafety w praktyce może wystawić każdą z Polek, która przyleciała do Kataru. Pewniakiem jest Patrycja Wyciszkiewicz, która na razie tylko trenuje, ale podobno podczas zgrupowania w Belek osiągała świetne wyniki. W Turcji problemy ze zdrowiem miała Aleksandra Gaworska. W tej sytuacji kwalifikacje mogłaby pobiec płotkarka Joanna Linkiewicz.

Doświadczona zawodniczka jest w formie. Awansowała do półfinału swojej konkurencji, wypełniła minimum na igrzyska olimpijskie w Tokio, otarła się o "życiówkę". Ostatni raz biegała w sztafecie na halowych mistrzostwach świata w Birmingham (2018). Wystąpiła w eliminacjach, później finał Biało-Czerwone zakończyły srebrem. - Jeśli będzie mowa o tym, żeby pomóc dziewczynom, a one będą tego chciały, to oczywiście im pomogę - mówi Linkiewicz.

Hazard trenera

Temat jej występu faktycznie istnieje. Matusiński stoi jednak przed trudnym wyborem, bo płotkarka - nawet w najlepszej dyspozycji - nie gwarantuje takiego poziomu, jak Święty-Ersetic czy Baumgart-Witan. Jej rekord życiowy na płaskim dystansie to 53.72, podczas gdy liderki polskiej sztafety "kręcą się" w tym sezonie w okolicach pięćdziesięciu jeden sekund.

- Muszę porozmawiać z dziewczynami i zobaczyć, jak się czują - mówi trener naszej sztafety. - Nie będziemy się spieszyć z decyzją, skład musimy zgłosić dwie godziny przed startem. Zobaczymy, jak zostaną podzielone serie i do jak mocnego biegu trafimy. Powinniśmy być fajnie rozstawieni, bo mamy w tym roku dobry wynik oraz wygraliśmy nieoficjalne mistrzostwa świata sztafet w Jokohamie.

Fajdek: Gdybym spotkał szefa IAAF, powiedziałbym mu, żeby nie odp*** -->

Matusiński możliwości ma dwie: ryzyko w kwalifikacjach i Święty-Ersetic lub Baumgart-Witan w lepszej formie na finał albo wystawienie jednej lub dwóch z nich także w sobotę. To właściwie gwarantuje awans, ale nadweręża zdrowie w perspektywie walki o medal. Wszystko wskazuje na to, że - podobnie jak przed sztafetą mieszaną - trenera czekają długie godziny z kartką i kalkulatorem.

Źródło artykułu: