Te statystyki obiegły całą Europę. W ostatnią sobotę ministerstwo zdrowia Słowacji poinformowało, że w ciągu doby nie zarejestrowano ani jednego nowego przypadku zakażenia koronawirusem. Był to pierwszy taki wynik od 10 marca, gdy w kraju zanotowano pierwszą infekcję tym patogenem.
Słowacy są liderami w Europie jeśli chodzi o niską liczbę osób, które zmarły na COVID-19. Liczby nie kłamią - wskaźnik zgonów na milion mieszkańców wynosi 5 i jest najniższy w całej Unii Europejskiej.
Z każdym dniem rośnie liczba wyzdrowiałych osób, dziennie wykonuje się nawet po kilkanaście tysięcy testów, co jak na kraj liczący ponad 5 mln mieszkańców, jest wynikiem znakomitym.
ZOBACZ WIDEO: Polska medalistka olimpijska pomaga seniorom w czasie epidemii. "Jeździliśmy i pytaliśmy, kto jakiej pomocy potrzebuje"
Dzięki tak świetnym statystykom, tamtejsi sportowcy mogą już od kilku tygodni trenować na pełnych obrotach, udostępniane im są stadiony. To istotne zwłaszcza dla sprinterów, którzy tylko na bieżni są w stanie wykonać pełen trening.
- Możemy już trenować i z niecierpliwością czekamy na pierwsze zawody, może uda się także pojechać do innego kraju na mityng. Liczę, że będzie to możliwe w czerwcu lub w lipcu - przekonuje w rozmowie z WP SportoweFakty słowacki mistrz Europy w biegu na 60 metrów Jan Volko.
23-latek nie ukrywa radości, że życie na Słowacji wraca do normy. Jaki jest klucz do sukcesu jego narodu? Jego zdaniem - szybkie wprowadzenie restrykcji i dyscyplina.
- Słowacja bardzo szybko wprowadziła ostre restrykcje, bo już w połowie marca. Z tego powodu już po kilkudziesięciu godzinach wyjechałem do domu mojego trenera, który jest położony w górach. Dlatego mogłem biegać i trenować tam, gdzie nie było ludzi - ujawnia.
Wyjazd był znakomitym pomysłem - lekkoatleta nie stracił wielu dni treningowych z powodu izolacji. - Oczywiście byłem ograniczony, nie mogłem robić specjalnego treningu, typowego dla sprinterów. Taka szansa pojawiła się później, gdy znaleźliśmy bieżnię na terenie jednej ze szkół, gdzie pozwolono nam ćwiczyć. Musieliśmy jednak być tam sami.
Najważniejsze było przestrzeganie zasad wprowadzonych przez słowacki rząd.
- Byliśmy i jesteśmy bardzo zdyscyplinowani. Poważnie podeszliśmy do wszelkich restrykcji i zaleceń wprowadzonych przez władzę - noszenia masek, pozostania w domach, nie wychodzenia z nich bez wyraźnego powodu, brak podróży między miastami. W czasie świąt pojawiły się obawy, że ludzie będą chcieli odwiedzać swoich bliskich, jednak udało się zachować dyscyplinę - tłumaczy Volko.
Pandemia sprawiła, że 23-latek mógł więcej czasu poświęcić nauce. Volko jest nie tylko czołowym sprinterem w Europie, ale też studentem jednej z bratysławskich uczelni.
- Uważam, że poradziłem sobie całkiem nieźle z izolacją. Na szczęście mogłem się odciąć od problemów - jestem studentem i miałem co robić na uczelni w ostatnich tygodniach.
Kilka tygodni temu europejscy lekkoatleci otrzymali mocny cios - odwołano sierpniowe mistrzostwa Europy w Paryżu. Tym samym w 2020 roku nie odbędzie się żadna wielka impreza. Słowak nie ukrywa, że bardzo go to zabolało.
- Oczywiście byłem bardzo rozczarowany. Po tym, jak olimpijskie kwalifikacje zostały zamrożone, mistrzostwa Europy w Paryżu były moją główną motywacją, teraz to przepadło. Ale wciąż mam w sobie chęci, aby trenować i startować w zawodach.
W tym tygodniu ogłoszono jednak, że w sierpniu zawodnicy będą mogli startować na mityngach (więcej TUTAJ), także w naszym kraju. Volko liczy, że uda mu się wystąpić w Polsce.
- Liczę, że uda mi się wystartować na mityngu im. Janusza Kusocińskiego czy na Memoriale Kamili Skolimowskiej. Mam nadzieję, że będą otwarte dla zagranicznych zawodników - mówi złoty i srebrny medalista Halowych Mistrzostw Europy w sprincie.
Jan Volko to półfinalista mistrzostw świata, rekordzista Słowacji na 100 i 200 metrów. Ma w dorobku również dwa medale młodzieżowych mistrzostw Europy i srebro Igrzysk Europejskich.
Malwina Kopron musiała przerwać kwarantannę. Czytaj więcej--->>>