Lekkoatletyka. 17-letni Krzysztof Różnicki zrobił furorę. "Już o niego drżę"

Materiały prasowe / Paweł Skraba / Na zdjęciu: Krzysztof Różnicki
Materiały prasowe / Paweł Skraba / Na zdjęciu: Krzysztof Różnicki

Zaczynał od piłki nożnej i dopiero dwa lata temu skupił się na lekkoatletyce. I dziś na pewno nie żałuje. Krzysztof Różnicki już został okrzyknięty wielką nadzieją naszego sportu. - Musi być jednak gotowy na zakręty i przeszkody - mówi Marek Plawgo.

To był najbardziej emocjonujący moment mistrzostw Polski. Choć przed ostatnią prostą był bliski wywrotki i miał przed sobą dwóch rywali, na metę wbiegł jako pierwszy. Dzień przed finałem 800 metrów Krzysztof Różnicki skończył dopiero 17 lat, ale to on zdobył złoty medal na tym dystansie, pokonując znacznie bardziej doświadczonych rywali - Michała Rozmysa i Mateusza Borkowskiego.

Nastolatek robi w tym roku prawdziwą furorę w polskiej lekkoatletyce. W lipcu ustanowił rekord Polski do lat 18 czasem 1:47,27 s, a kilka tygodni później przebiegł 400 metrów w czasie 47,26 s. Jego wyniki są rewelacyjne, a mistrzostwa Polski we Włocławku tylko potwierdziły jego wielki talent.

Przez futbol do lekkiej atletyki

Swojej przygody ze sportem Różnicki nie rozpoczynał jednak wcale od biegów, a od futbolu. Urodzony w Lęborku chłopak zaczynał kopiąc piłkę w FC Gowidlino. Z racji szybkości ustawiano go na pozycji środkowego napastnika. Jak czytamy w "Przeglądzie Sportowym", do lekkoatletyki przekonała go dopiero jego szkolna nauczycielka wychowania fizycznego.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: skoczył nie w Wiśle, a... do wody! Efektowne salto Karla Geigera

- To dzięki pani Izie Grzenkowicz zacząłem na poważnie. Długi czas łączyłem obie dyscypliny, piłkę trenowałem przez siedem lat, dopiero od 2,5 roku skupiam się tylko na biegach - ujawniał po finale 17-latek dodając, że jest bardzo szczęśliwy ze swojego wyboru: - Tutaj mogę osiągać sukcesy na poziomie ogólnopolskim.

Decyzja była znakomita, bo dzięki swoim atutom doskonale sprawdza się na średnich dystansach. - Od zawsze byłem szybki, ale i wytrzymały. Trzeba to łączyć na 800 i 1500 metrów, a ja mam to w sobie. Te dystanse najbardziej mi pasują, jest w nich duża adrenalina, nasze biegi trwają tak naprawdę bardzo krótko - tłumaczył.

Przed niedzielnym finałem jego nazwisko znali kibice, dla których lekkoatletyka jest dyscypliną numer jeden. Po nim stał się już oficjalnie wielkim talentem i nadzieją polskiej lekkoatletyki. Wiąże się to nie tylko z nowymi możliwościami, ale niesie za sobą sporo zagrożeń.

Wokół nastolatka już pojawiają się agenci i tzw. podpowiadacze, których obietnice, realne bądź nie, mogą zawrócić w głowie. Na szczęście Różnicki zapowiada, że podchodzi do wszystkiego na chłodno.

- Rozważam każdą propozycję, ale na nic się nie napalam, podchodzę do tego wszystkiego na spokojnie. Wystrzeliłem w tym roku, ale mam zimną głowę - przekonywał. Ujawnił również, że nie zamierza od razu rzucać się na głęboką wodę i startować tylko na imprezach seniorskich, jak choćby na zbliżającym się memoriale im. Kamili Skolimowskiej w Chorzowie.

- Przede mną jeszcze mistrzostwa Polski w mojej kategorii wiekowej, chcę też wystąpić na mistrzostwach Europy juniorów i zdobyć tam złoto, może uda się też pojechać na mistrzostwa świata - zapewniał.

"Już o niego drżę, zakrętów będzie wiele"

Choć niektórzy widzieliby utalentowanego 17-latka już w barwach reprezentacji Polski na przyszłorocznych igrzyskach olimpijskich w Tokio i to najlepiej walczącego o medal, trzeba uzbroić się w cierpliwość.

Starsi koledzy i koleżanki doradzają Różnickiemu i jego trenerowi, Krzysztofowi Królowi z GKS Cartusia Kartuzy, by zachować spokój i mądrze prowadzić karierę.

- To mój ziomek z Kaszub! - śmiała się Angelika Cichocka. - Jego wynik na pewno mówi o wielkim talencie, teraz wchodzi w grę kwestia mądrego prowadzenia i odpowiedniego treningu. Jestem pewna, że jeśli tak będzie, to on jest w stanie biegać w okolicach 1,43-1,44.

Mistrzyni Europy z 2016 roku jest optymistką głównie ze względu na osobę właśnie jego trenera, który doskonale wie, co jest dla zawodnika najważniejsze.

- Fajnie, że przebijają się młodzi trenerzy jak właśnie Krzysiek Król, który wprowadza nowości w treningu i jak widać przynosi to świetny efekt. Jeśli z taką fantazją i lekkością młodzi będą szli dalej, to mogą wprowadzić duże zamieszanie na średnich dystansach - przewiduje.

O młodego zawodnika bardzo boi się już z kolei Marek Plawgo. Medalista mistrzostw świata i Europy jest przekonany, że przed 17-latkiem pojawi się bardzo dużo problemów.

- Już o niego drżę. Po prostu wiem ile wielkich talentów już nam przepadło. Krzysztof ma wielki potencjał na bardzo szybkie bieganie i dużą karierę, ale musi być gotowy na wiele zakrętów w najbliższych latach - przekonuje specjalista od biegów na 400 metrów przez płotki. Jego zdaniem podstawową sprawą jest mądre zaplanowanie kariery.

- Trochę się martwię, bo to nie zależy tylko od niego. Numerem jeden są sprawy szkoleniowe i to, jaki jego trener będzie miał pomysł. Muszą realizować swój plan, nie może być to plan na najbliższy start, ale na kilka lat do przodu. Musi być w nim zawarte budowanie doświadczenia, testowanie przeróżnych scenariuszy. Musi mieć obok siebie mądrych ludzi, żeby się w tym wszystkim nie pogubić. Bo on ma nie biegać w wieku 18 lat, ale 25. Przed nim samym też trudne wybory - niedługo koniec szkoły średniej, być może zmiana miejsca zamieszkania, sprawy prywatne, przeszkód jest mnóstwo.

Plawgo przestrzega Różnickiego i doradza spokój, jednocześnie ciesząc się z tego, co 17-latek mówił w pierwszych wywiadach. - Na szczęście chyba nie trzeba się martwić o jego pokorę i skromność. To bardzo ważne, bo po pierwszych sukcesach pojawia się ryzyko pojawienia się tzw. sodówki. Super, że twardo stąpa po ziemi.

Pan Adam Kszczot, Pan Marcin Lewandowski

W niedzielę Różnicki rywalizował z Michałem Rozmysem i Mateuszem Borkowskim, zabrakło z kolei Marcina Lewandowskiego i Adama Kszczota, którzy są dla nastolatka mentorami i pierwszymi lekkoatletycznymi idolami.

- Obaj są wielkim gwiazdami i to były pierwsze osoby, za którymi chciałem dążyć. Czy żałuję że ich tu nie ma? Z jednej strony tak, z drugiej nie, bo pewnie o wiele ciężej byłoby mi zdobyć ten złoty medal. Ale nabrałbym przy nich dużego doświadczenia - ocenił.

Co ciekawe, z dużą pokorą i estymą podchodzi od obu polskich mistrzów i nie jest z nimi po imieniu. - Z panem Adamem miałem okazję się przywitać i zamienić dwa zdania, a z panem Marcinem jeszcze nie. Mówię do nich na "pan", bo skończyłem dopiero 17 lat, oni są dwa razy starsi ode mnie!

I dobrze. Złoty medal mistrzostw Polski to ogromne wydarzenie i sukces dla tak młodego zawodnika, jednak żeby nie był ostatnim, musi jeszcze dokonać wielu mądrych wyborów i być gotowym na 100 porażek, żeby odnieść jedno zwycięstwo. Pokora i szacunek dla Kszczota i Lewandowskiego to dobry początek.

Łzy szczęścia Angeliki Cichockiej. Czytaj więcej--->>>
Tak wyglądały MP. Nie zabrakło kłótni i kontrowersji. Czytaj więcej--->>>

Komentarze (2)
avatar
Cube
1.09.2020
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
"Został już okrzyknięty nadzieją naszego sportu" - przez kogo? Wynik imponujący, ale mógł być prowadzony tak, że szczyt jego kariery przypada na dzisiaj. Za dwa lata nikt może o nim nie pamięta Czytaj całość
avatar
dział analiz
1.09.2020
Zgłoś do moderacji
3
0
Odpowiedz
Gdy talentu ilość spora... najważniejsza jest pokora!