Lekkoatletyka. Emocje, kontrowersje i pozytywne zaskoczenia. Tak wyglądały MP

Nie brakowało kontrowersji i kłótni, ale lekkoatletyczne mistrzostwa Polski przyniosły znacznie więcej pozytywnych emocji. Wykreowały także nowe gwiazdy.

Tomasz Skrzypczyński
Tomasz Skrzypczyński
kibice podczas MP w lekkiej atletyce PAP / Na zdjęciu: kibice podczas MP w lekkiej atletyce
Wchodzi człowiek do sali pełnej ludzi i pyta: o której godzinie rozpoczyna się pandemia?

Najsłynniejszy żart zakończonych w niedzielę lekkoatletycznych mistrzostw Polski we Włocławku dobrze obrazuje to, co działo się od piątku do niedzieli na stadionie miejscowego OSiR-u. Choć organizatorzy robili co mogli, o zachowaniu dystansu społecznego czy nakazie noszenia masek ochronnych przez wszystkich można było zapomnieć.

Wolontariusze zachęcali do dezynfekcji rąk, ochroniarze regularnie sprawdzali akredytacje, wszyscy w maseczkach. Dobrze się patrzyło na odpowiedzialne zachowanie, jednak do momentu gdy spojrzało się z trybuny prasowej dwa metry w dół, gdzie siedzący krzesełko w krzesełko kibice zapominali o jakimkolwiek wirusie.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: skoczył nie w Wiśle, a... do wody! Efektowne salto Karla Geigera

Wszystko było tak, jak przed wybuchem pandemii. Uściski, przytulanie, zbijanie piątek. W trakcie każdego z trzech dni niewiele przypominało, że ofiar koronawirusa przybywa z każdym dniem.

Najważniejsze jednak było to, co na bieżni, rzutniach i skoczniach. A tam działo się bardzo dużo.

Największe wydarzenie mistrzostw Polski? Chyba porażka Marcina Lewandowskiego z Michałem Rozmysem w finale biegu na 1500 metrów. 25-latek totalnie zaskoczył starszego kolegę i wszystkich kibiców, gdy na ostatniej prostej skutecznym atakiem wywalczył pierwsze miejsce.

Zaskoczyły także słowa "srebrnego Lisa", jak w strefie wywiadów nazwał Lewandowskiego Paweł Fajdek. - Mnie nie interesują medale mistrzostw Polski, ale medale imprez międzynarodowych. Jestem bardzo zadowolony ze swojego występu - mówił kapitan reprezentacji Polski, a jego wypowiedź została krytycznie odebrana przez dziennikarzy i kibiców.

Wspomniany Fajdek również musiał zadowolić się drugim miejscem w konkursie rzutu młotem, choć był znacznie bardziej uśmiechnięty od pierwszego Wojciecha Nowickiego. Przekonywał, że nie trenował na 100 procent i że wcale nie przejmuje się dalekimi rzutami zagranicznych rywali. Był przekonany, że za rok będzie zupełnie inaczej.

Nie zabrakło także kontrowersji. Paweł Wojciechowski nie ukrywał rozżalenia, bo na swoją pierwszą próbę w konkursie skoku o tyczce musiał czekać niemal w nieskończoność. Z kolei jedna z zawodniczek była wściekła na brak organizacji przed jej biegiem, bo zaowocowało to brakiem odpowiedniej rozgrzewki i długim czekaniem na start już na bieżni. Mięśnie nie mogły pracować na 100 procent.

Z kolei w niedzielę powstało wielkie zamieszanie po finale 200 metrów mężczyzn. Kilkanaście minut po zwycięstwie Łukasza Krawczuka ogłoszono, że bieg zostanie... powtórzony. Powód? Okazało się, że organizatorzy źle usytuowali bloki startowe i nie wszyscy zawodnicy mieli do przebiegnięcia taki sam dystans. Trzeba przyznać że wpadka to potężna, jednak ostatecznie wyniki pierwszego biegu uznano za końcowe.

Choć trudno w to uwierzyć, Justyna Święty-Ersetic zdobyła złoty medal mistrzostw Polski w indywidualnym biegu na 400 metrów po raz pierwszy od 2016 roku! - To największa niespodzianka mistrzostw!- śmiał się trener Marek Rożej. Wygląda na to, że łatwiej zdobyć mistrzostwo Europy niż złoto na MP.

- Duża rotacja na podium to bardzo dobry znak, wzajemnie się nakręcamy - przekonywała po dekoracji najszybsza polska sprinterka, która była podczas weekendu najmocniej obleganym przez kibiców sportowcem. Justynie Święty-Ersetic można zazdrościć nie tylko klasy na bieżni, ale także cierpliwości. 27-latka nie odmówiła żadnego zdjęcia czy autografu, a po odebraniu medalu dostała takich próśb dziesiątki.

We Włocławku na największą sensację trzeba było czekać do niedzielnego wieczoru i finału na 800 metrów mężczyzn. Choć nie wystartowali i Adam Kszczot i wspomniany Lewandowski, obsada nie była słaba. Chrapkę na drugie złoto miał Rozmys, chciał go także Michał Borkowski, jednak ich plany pokrzyżował wielki talent polskiej lekkoatletyki, jakim jest Krzysztof Różnicki.

W sobotę skończył dopiero 17 lat, a dzień później pokonał bardziej doświadczonych rywali i efektownym finiszem wywołał eksplozję radości na trybunach. Nastolatek zyskał swoim występem tysiące kibiców, jednak jest wielka szansa że popularność nie przeszkodzi mu w karierze.

Różnicki jest bardzo ostrożnie prowadzony przez trenera Krzysztofa Króla i nie myśli jeszcze o seniorskich imprezach. Dziennikarzy przekonywał, że myśli przede wszystkim o mistrzostwach Europy juniorów i na tym się skupia. Musi mieć jednak świadomość, że od teraz wszyscy będą oczekiwać regularnych postępów.

Do historii mistrzostw Polski przejdzie nie tylko jego złoto, ale także zachowanie z biegu eliminacyjnego, gdy już na kilka metrów przed metą zbił sobie "piątkę" z Rozmysem. Obaj byli już wtedy pewni awansu do finału.

Wielkim wydarzeniem był też efektowny powrót Angeliki Cichockiej i Joanny Jóźwik. Pierwsza walczyła o to przez dwa lata i udowodniła, że nie można tracić w niej wiary. Zajęła drugie miejsce w finale 800 metrów i gdy usłyszała owację od kibiców po wyczytaniu jej nazwiska przez spikera, rozpłakała się ze szczęścia. A dzień wcześniej miała przecież powody do płaczu, gdy związek nie dopuścił jej do startu na 1500 metrów.

Wiele zakrętów w ostatnich miesiącach miała także Jóźwik. Tylko ona była lepsza od Cichockiej i po zdobyciu złota na 800 metrów zapewniała, że ten medal smakuje wyjątkowo. Uspokoiła także, że z jej zdrowiem od dawna wszystko w porządku i biodro się już nie odzywa.

Mistrzostwa zakończyły biegi sztafetowe 4x400 metrów. Dużą niespodzianką były zarówno zwycięstwa RKS-u Łódź wśród mężczyzn (z Adamem Kszczotem w składzie) oraz KS AZS AWF Wrocław wśród pań, oba wywalczone w ulewnie padającym deszczu, przez co nie brakowało potknięć i upadków.

Wielkie emocje wzbudził zwłaszcza pościg Justyny Święty-Ersetic za Natalią Kaczmarek. Choć mało kto w to wierzył, 22-latka odparła na ostatniej prostej atak najszybszej Polki i dowiozła złoto dla swojego klubu. Zakończenie mistrzostwo było więc zaskakujące, czyli najlepsze z możliwych.

Bajeczna oferta dla Leo Messiego. Czytaj więcej--->>>

Takiego zgrupowania kadry jeszcze nie było. Czytaj więcej--->>>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×