Władysław Kozakiewicz nie miał lekkiego i łatwego wejścia w życie, bo jego ojciec zgotował mu i całej rodzinie piekło. Bił wszystkich: mamę, brata, jego i siostrę.
Matka wyszła za mąż mając zaledwie 16 lat. Jej rodzina cieszyła się, bo wydawało się, że oddają córkę w dobre ręce, a jej życie u boku krawca będzie miało dobrą przyszłość.
Nic z tego nie wyszło. Mąż okazał się tyranem. - To był największy skurkowaniec. Najgorszy facet, jakiego można sobie wyobrazić - przyznał Kozakiewicz w rozmowie z eurosport.pl.
- Bił, obojętnie za co. Po ślubie... Jest zdjęcie, mama taka młodziutka, nie wiem, z 18 lat może, widać, że już nie ma zębów. Powybijał jej - wspomina. Kozakiewicz długo nie był w stanie nic zrobić. Stawał z bratem w obronie mamy, ale zawsze kończyło się tym samym: bił wszystkich domowników, a że mieszkali na 36 metrach kwadratowych, to nie było gdzie uciekać.
Gdy w końcu Kozakiewicz dorósł i zdołał się postawić, to ojciec przekazał mu wiadomość, że "nie jest jego synem, tylko bękartem" i nie chce go więcej widzieć.
Nasz mistrz olimpijski z 1980 roku z Moskwy nigdy nie wybaczył mu tego. Nigdy nie odwiedził jego grobu. Mówi wprost, że istnieją jakieś granice. Gdy zmarł, jego matka była u niego w Niemczech. - Kiedy nadeszła wiadomość, zresztą 8 grudnia, w moje urodziny, że ojciec nie żyje, powiedziała jedno słowo - nareszcie. To proszę sobie wyobrazić ten ból i cierpienie - zakończył Kozakiewicz.
Zobacz także:
Gest Polaka, który uciszył tysiące Rosjan