Żadna inna konkurencja podczas wielkich imprez lekkoatletycznych nie cieszy się tak ogromnym zainteresowaniem jak finał biegu na 100 metrów mężczyzn. Tegoroczna rywalizacja miała stać pod znakiem pojedynku Usaina Bolta i Tysona Gaya, jako wielkiego rewanżu za ubiegłoroczny finał z igrzysk w Pekinie, gdy wygrał Jamajczyk bijąc przy okazji rekord świata. Do Berlina, mimo niezwykle mocnej konkurencji, Bolt przyjechał w roli zdecydowanego faworyta podsycając zarazem oczekiwania na finałową rozgrywkę wypowiedziami w swoim stylu, w których podkreślał, że właśnie jemu przypadnie złoto.
W finale Jamajczyk biegł na czwartym torze mając po swojej prawej ręce Gaya, obok którego biegł z kolei rodak Bolta, również dzierżący niegdyś rekord świata, Asafa Powell. Już pierwsze metry pokazały, że niespodzianki nie będzie, bo i chyba być nie może. Bolt kolejny raz zademonstrował światu umiejętności jakby z innej przyszłej epoki, jak gdyby rywalizował nie z pozostałymi najszybszymi ludźmi świata, a z grupą sprinterów notowanych znacznie niżej. W tej sytuacji do ostatnich metrach głównym pytanie był już tylko czas, jaki osiągnie Jamajczyk. W Pekinie dominował podobnie, jednak w końcówce bardzo wcześnie rozpoczął fetowanie zwycięstwa, co sprawiło, że uzyskał „tylko” 9,69, natomiast w Berlinie do ostatnich metrów biegł niemalże na maksimum możliwości (choć tuż przed finiszem zaczął się nieco rozglądać szukając tablicy z czasem) i wreszcie przeciął metę w chwili gdy stoper zatrzymał się na 9,58 s. Rekord świata na niebotycznym poziomie, aż o jedenaście setnych sekundy lepszy niż poprzednie osiągnięcie Bolta, robi wrażenie niezwykle duże zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę fakt, że w sprincie bardzo trudno o poprawienie najlepszego wyniku choćby o jedną setną.
Wraz z rekordem Jamajczyka ponownie rodzi się pytanie o granicę ludzkich możliwości – w 1968 roku do historii sportu przeszedł Amerykanin Jim Hines, który jako pierwszy uzyskał wynik poniżej dziesięciu sekund, a po nim stopniowo bariera obniżała się. Być może rację ma więc Maurice Greene, który stwierdził w Berlinie, że takiej granicy nie ma, gdyż zawsze znajdzie się ktoś, kto wykorzysta w pełni rozwijające się możliwości, swój wzrost oraz siłę, co pozwoli na bicie kolejnych rekordów. Na razie wygląda jednak na to, że wynik Bolta w tej chwili pobić może tylko sam Bolt. A przecież berliński finał stał na niezwykle wysokim poziomie również z uwagi na rywali na Jamajczyka, gdyż jeszcze czterech biegaczy pobiegło poniżej dziesięciu sekund, a dwóch kolejnych uzyskało dokładnie taki rezultat.
Za plecami Bolta linię mety przekroczył Tyson Gay, który osiągnął czas 9,71, co jest nowym rekordem Stanów Zjednoczonych i trzecim czasem w historii, jednak zostało to, gdyż chyba nie mogło być inaczej, zupełnie przyćmione rezultatem triumfatora. Medalową trójkę uzupełnił trzeci z wielki faworytów Asafa Powell, który pokonał trenującego wraz z Boltem Daniela Baileya z Antiguy. Drugi z Jamajczyków przed biegiem typowany był do trzeciej lokaty i zgodnie z przypuszczeniami właśnie ją zajął. Tuż po finale tysiące widzów na berlińskim stadionie mogły obejrzeć powtórkę z Pekinu - Bolt i Powell rozpoczęli swój jakże charakterystyczny taniec, a ten pierwszy ponownie "wystrzelił" z niewidzialnego łuku. Show i okazywanie swojej radości na wszelkie sposoby - to Jamajczycy umieją robić równie dobrze jak bieganie.
Wyniki 100 metrów mężczyzn:
M | Zawodnik | Kraj | Czas | |
---|---|---|---|---|
1 | Usain Bolt | Jamajka | 9,58 | |
2 | Tyson Gay | USA | 9,71 | |
3 | Asafa Powell | Jamajka | 9,84 | |
4 | Daniel Bailey | Antigua | 9,93 | |
5 | Richard Thompson | Trynidad i Tobago | 9,93 | |
6 | Dwain Chambers | Wielka Brytania | 10,00 | |
7 | Marc Burns | Trynidad i Tobago | 10,00 | |
8 | Darvis Patton | USA | 10,34 |