693 dni. Tyle dokładnie trwała przerwa Anity Włodarczyk, jednej z najbardziej utytułowanych zawodniczek w historii polskiego sportu. Dwukrotna mistrzyni olimpijska i czterokrotna mistrzyni świata w rzucie młotem wiosną wróciła do rywalizacji po poważnych problemach ze zdrowiem.
I choć sama przekonuje, że do igrzysk olimpijskich w Tokio (23 lipca - 8 sierpnia) wróci do wysokiej formy, jej pierwsze tegoroczne starty mogą niepokoić kibiców.
Rywalki nie próżnują
W środę na mityngu w Ostrawie 35-latka zajęła trzecie miejsce, co nie jest żadnym powodem do wstydu (WIĘCEJ TUTAJ). Tak jak jej lokata z Pucharu Europy w Splicie (8-9 maja), gdzie była druga. Większy niepokój wywołały jej odległości - w Chorwacji 72,37 m a w Czechach 72,72 m.
ZOBACZ WIDEO: Aleksander Matusiński o Justynie Święty-Ersetic: Podpowiadano mi, że są większe talenty niż ona
Rekordzistka świata (82,98 m) rzuca bliżej nie tylko od zagranicznych rywalek, ale także od Malwiny Kopron. Młodsza koleżanka Włodarczyk, okazywała się od niej lepsza w obu wspomnianych zawodach. Konkurs w Splicie był pierwszym od 13 lat (!), w którym Włodarczyk okazała się gorsza od jakiejkolwiek rodaczki.
Kopron jest od początku sezonu w dobrej formie, ale w jeszcze lepszej są zawodniczki z USA. Już 9 kwietnia swoje rywalki postraszyła DeAnna Price, rzucając młot na odległość 78,60 m. Dała jasny sygnał, że w Tokio może walczyć o złoto. Podobnie jak jej rodaczka Brooke Andersen, która zaledwie dzień później osiągnęła 78,18 m.
Amerykanki wyraźnie prowadzą na światowych listach. Kopron jest na razie piąta (74,74 m), a Włodarczyk ósma.
Bez powołania na wielką imprezę
W czwartek Polski Związek Lekkiej Atletyki ogłosił kadrę na Drużynowe Mistrzostwa Europy w Chorzowie (29-30 maja). Jako że w każdej konkurencji możemy wystawić tylko jednego zawodnika, w rzucie młotem kobiet zdecydowano się na osiągającą lepsze wyniki Kopron.
Zobacz skład reprezentacji Polski na Drużynowe Mistrzostwa Europy w Chorzowie--->>>
Brak Włodarczyk jest także mniejszą niespodzianką, jeśli spojrzeć na fakt, że brakowało jej także na dwóch ostatnich edycjach DME.
- Wielokrotnie miałam okazję występować na Narodowym Stadionie Lekkoatletycznym i przyznam, że jest to obiekt, który sprzyja osiąganiu dobrych wyników sportowych. Mam więc nadzieję, że jako reprezentacja powtórzymy sukces sprzed dwóch lat i obronimy tytuł drużynowego mistrza kontynentu - zapowiedziała jednak 35-latka, będąca jednym z ambasadorów imprezy.
Włodarczyk zachowuje spokój
- Najważniejsze jest to, że wróciłam po dwóch latach. Co prawda do mojego rekordu świata jeszcze daleka droga, bo wcześniej rzucałam dalej ponad dziewięć metrów, ale najważniejsze, że wróciłam. Mam nadzieję, że z zawodów na zawody będę się rozkręcała, a w Tokio przyjdzie apogeum formy - mówiła na początku maja wybitna lekkoatletka. Czy zdąży?
Przypomnijmy, że wiosną ubiegłego roku doszło do bardzo głośnego rozstania Włodarczyk z jej wieloletnim trenerem, Krzysztofem Kaliszewskim. Zawodniczka postanowiła podjąć decyzję o zakończeniu współpracy, gdy szkoleniowiec postanowił, ze względów rodzinnych, pozostać w Stanach Zjednoczonych.
Jesienią Polka ogłosiła nazwisko nowego trenera, którym został Ivica Jakelić. To on ma za zadanie doprowadzić ją do trzeciego olimpijskiego złota. I Chorwat ma tylko jedną szansę, bo Włodarczyk zamierza w przyszłym roku, po mistrzostwach świata w Eugene, zakończyć wielką karierę.
Pierwsze starty pokazują, że powrót do wysokiej dyspozycji po tak długiej przerwie nie będzie łatwy. Organizm 35-latki może się już nie regenerować w takim tempie, jak wcześniej. Tym bardziej, że ma za sobą poważną operację prawego kolana. Na szczęście jednak o ponownych problemach z jej zdrowiem nie słychać.
Jeśli w Tokio ma być dobrze, to musi się utrzymać. W ostatnich tygodniach przed igrzyskami każda kontuzja może mieć fatalne skutki i zniszczyć kilkuletnie przygotowania.