Sprawa Krysciny Cimanouskiej sięga igrzysk olimpijskich w Tokio. Zawodniczka została przez sztab szkoleniowy desygnowana do startu w sztafecie 4x400 metrów. Białorusinka nic jednak o tym nie wiedziała i nie zgodziła się na to.
Opublikowała słowa sprzeciwu w mediach społecznościowych. Dotarło to do białoruskich władz, które wykreśliły ją z listy startowej. Cimanouskiej nakazano wracać do kraju. Wtedy lekkoatletka zaprotestowała i zaczęła szukać pomocy za granicą.
Konflikt z władzami
Ostatecznie trafiła do Polski, wraz ze swoim mężem. To tutaj ma kontynuować swoją karierę. To nie pierwszy raz, kiedy przeciwstawiła się białoruskim władzom. Jak poinformował "Financial Times", nie podpisała się co prawda pod listem otwartym przeciwko represjom po zwycięstwie Alaksandra Łukaszenki w wyborach, ale nagrała filmik, na którym sprzeciwia się władzy.
ZOBACZ WIDEO: "Sam siebie zaskoczyłem". Tego złoty medalista olimpijski się nie spodziewał
- Kilka minut później zadzwonił telefon i powiedzieli mi "twój film był widziany na górze, musisz go usunąć, w przeciwnym razie będziesz mieć problemy" - tłumaczyła w rozmowie z "Financial Times".
Nie zna adresu
W Polsce poczuła się bezpieczna, ale jej pobyt w naszym kraju wiąże się z pewnymi ograniczeniami. Zawodniczka przyznała, że... nie zna swojego adresu. W ten sposób łatwiej ukryć miejsce jej pobytu.
Opowiedziała także, że ma do dyspozycji kucharza. W tym przypadku również chodzi o względy bezpieczeństwa. Lot do Polski z kolei przebiegł jak w filmie szpiegowskim. Cimanouska wspominała, że dwóch pracowników konsulatu zaprowadziło ją w ostatniej chwili do innego samolotu, aby zmylić dziennikarzy.
- Kiedy lecieliśmy nad Rosją, konsulowie nieustannie zerkali na mapę i sprawdzali z pilotami, czy nikt nie próbuje zmienić kierunku lotu. Gdy opuściliśmy rosyjską przestrzeń powietrzną, odetchnęli z ulgą - mówiła.
Wspomnienia z Polski
Cimanouska przyznała, że ma dobre wspomnienia z Polską i chciałaby reprezentować barwy tego kraju. Problem polega na tym, że może zabrać to nawet trzy lata i jej występ na igrzyskach w Paryżu byłby zagrożony.
Niektórzy z jej reprezentacyjnych kolegów zablokowali ją w mediach społecznościowych. Biegaczka uważa, że takie dostali polecenie "z góry". - Postanowiłam już nie bać się milczeć - zapowiedziała.
Ponadto powiedziała, że w Polsce czuje się bezpiecznie i nie obawia się, że zostanie porwana przez białoruskie władze. Wznowiła już treningi i wystartowała w pierwszych zawodach. Nie może jednak zdradzić, ze względów bezpieczeństwa, gdzie trenuje.
Czytaj także:
- Białoruś zareagowała na sprawę Cimanouskiej. Sportowcy dostali zakaz
- Justyna Święty-Ersetic enigmatycznie o swojej przyszłości. "Sama nie wiem czy wytrzymam"