Kabaret Dawida Tomali. "Nie zdawałem sobie sprawy, że o tych moich słowach będzie tak głośno"

- Przed startem miałem pomysł na ciekawy gest, który wykonam, jeśli wygram na igrzyskach. Tylko trochę się bałem, że mnie zdyskwalifikują. Pokażę go, jak wygram kolejne duże zawody - zapowiada Dawid Tomala, mistrz olimpijski z Tokio.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Dawid Tomala Getty Images / Matthias Hangst / Na zdjęciu: Dawid Tomala
Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Jak bardzo zmieniło się twoje życie po igrzyskach olimpijskich w Tokio?

Dawid Tomala, złoty medalista olimpijski z Tokio w chodzie na 50 kilometrów: Bardzo. Teraz wzbudzam dużo większe zainteresowanie. (po chwili zastanowienie) A w zasadzie to nieskończenie większe zainteresowanie, bo przed igrzyskami nie wzbudzałem żadnego. Mam dużo spotkań, odwiedzam szkoły, przekazuję dzieciakom i rodzicom, że warto uprawiać sport, znaleźć jakąś dyscyplinę dla siebie. Dziś duża część młodzieży ma mało ruchu, prowadzi siedzący tryb życia. A ruch pomaga, relaksuje i jest dobry dla zdrowia.

Podobno w pewnym momencie sława była dla ciebie trudna do zniesienia.

Była. Na początku, przez pierwsze dwa tygodnie po powrocie z Tokio, cieszyłem się swoim sukcesem. Widziałem, że wiele osób mi kibicowało i to było super. Spotykałem ludzi, którzy mówili, że siedzieli w nocy i mi kibicowali. Dla mnie to fenomenalne, "jarałem się", zresztą nadal się "jaram", że komuś się chciało. Jednak w pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że popełniłem błędy. Zupełnie nie dbałem o swoje życie prywatne, zgadzałem się na zbyt wiele, bo nikomu nie chciałem sprawić przykrości. Wyszedł mój brak doświadczenia w takich sytuacjach.

Teoretycznie to moje podejście było dobre, ale w praktyce się nie sprawdziło. Dałem sobie wejść na głowę. I w końcu stało się dla mnie jasne, że potrzebuję odpoczynku. Zazwyczaj, kiedy idę na jakieś spotkanie, to czuję, że chcę na nie iść. A wtedy nadszedł taki moment, że na maksa nie chciało mi się iść, ale musiałem. Dlatego powiedziałem "stop". Zrobiłem sobie jeden, drugi wolny weekend. Odcinałem się od wszystkiego, odpoczywałem, chodziłem sobie po górach. I z czasem energia wróciła, znowu mogłem się nią dzielić z kibicami. Oni są dla mnie bardzo ważni, bo dają mi motywację. Dzięki nim wiem już, że pracuję nie tylko dla siebie.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: olbrzymie święto na ulicach! Te obrazki robią wrażenie

Masz świadomość, że tak jak przed igrzyskami nie będzie już nigdy? Że nie będziesz już tylko Dawidem Tomalą a Dawidem Tomalą złotym medalistą olimpijskim? I ta popularność, większa lub mniejsza, będzie zawsze.

Wiem o tym, choć wydaje mi się, że nie jestem tak rozpoznawalny, jak się niektórym wydaje. Owszem, zgadza się, że idę ulicą i ktoś mnie zaczepia, zagaduje. Ale niezbyt często. Grupa ludzi zainteresowanych lekkoatletyką jest stosunkowo mała. A chodem sportowym, jeszcze mniejsza. Myślę, że nie grozi mi taka sława jak Robertowi Lewandowskiemu, który nie napije się w spokoju kawy w rynku jakiegokolwiek miasta w Polsce. Popularność, którą ja mam, jest bardzo przyjemna, bo nie jest przesadzona. Tylko po prostu wtedy, kilka tygodni po igrzyskach, miałem jej przesyt. Teraz jest już ok.

Nie do końca się z tobą zgadzam. Ty zdobyłeś popularność nie tylko dlatego, że zdobyłeś złoto, ale też ze względu na charakter, styl bycia. Ludzie cię po prostu polubili, uznali za "równego chłopa".

Serio? Nie wiem, czy tak jest.

Według mnie jest. W końcu, ilu mistrzów olimpijskich po przekroczeniu linii meta mówi "ale beka!"?

Taki już jestem, że bardzo lubię się śmiać i często sobie żartuję. Chyba mam to po dziadku, który zawsze był i nadal jest niezwykle zabawnym człowiekiem. Czasami to jest problem, bo zdarza się, że ludzie nie wiedzą, czy żartuję, czy mówię poważnie. Ja ich zapewniam, że tym razem jestem poważny, a w odpowiedzi słyszę: I tak ci nie wierzę. W sferze biznesowej takie podejście totalnie się nie sprawdza! Nie zamierzam się jednak zmieniać. Jak komuś się nie podobam, to przecież nie musi mnie słuchać ani oglądać.

Słyszałem, że bardzo lubisz stand-upy. Masz swojego ulubieńca?

Chyba jest nim Rafał Pacześ. Lubię mocną "siekierkę". Ostry żart, bez tematów tabu. Zobaczyłem chyba wszystkie możliwe stand-upy i poza Paczesiem lubię też na przykład "Lotka". Kiedyś bardzo "jarałem się" Kacprem Rucińskim. Teraz już mniej, bo moim zdaniem ostatnio spuścił z tonu. Byłem na kilku występach na żywo, świetne doświadczenie. Podziwiam standuperów, bo to na prawdę duża sztuka i dar potrafić kogoś przez godzinę rozśmieszać.

Myślisz, że ty byś potrafił?

Mam dwóch kolegów, przy których nie mogę przestać się śmiać. Ale ja? Nie wiem. Przyznam jednak, że dużo ludzi mówi mi: Dawid, spróbuj. Zobaczymy, może kiedyś.

Talent do rozśmieszania chyba masz. Udało ci się to nawet w Tokio. "Szliśmy sobie powoli, nie czułem tej prędkości w ogóle. W pewnym momencie zaczęło mi się nudzić, więc przyspieszyłem. Patrzę, a za mną nikogo nie ma, więc poszedłem po swoje. No i wygrałem". Takie relacje mistrzów olimpijskich do tej pory słyszeliśmy tylko w kabaretach.

To było super! Nie zdawałem sobie sprawy, że o tych moich słowach będzie tak głośno, że tak wiele osób je zapamięta. Zareagowałem tak, bo tamte 50 kilometrów było bardzo wyjątkowe, patrząc na nie w ujęciu historycznym. Na igrzyskach nie zdarzało się, żeby ktoś miał taką przewagę nad grupą. Dla mnie to była po prostu beka. A zdradzę ci, że przed startem miałem pomysł na ciekawy gest, który wykonam, jeśli wygram na igrzyskach. Powstrzymałem się jednak, bo trochę się bałem, że mnie zdyskwalifikują.
Co to za gest?

Nie powiem. Pokażę go, jak wygram kolejne duże zawody. Kibice będą mieli powód, żeby śledzić moje występy.

Gdzie i kiedy będzie można ten gest zobaczyć? W jakie imprezy celujesz w 2022 roku?

Szykuję się do drużynowych mistrzostw świata w Omanie. Te zawody odbędą się na początku marca. W przyszłym roku mamy też mistrzostwa świata w Eugene i mistrzostwa Europy w Monachium. Plan na te jest prosty: dwa złota i do domu. A już bardziej na poważnie, myślę o tych imprezach, ale na razie szykuję się przede wszystkim do występu w Omanie i pierwszego w karierze startu na 35 kilometrów. Wiele osób myśli sobie, że najdłuższy dystans w chodzie skrócono o 15 kilometrów, więc będzie nam łatwiej. A to tak nie działa. Tempo na 35 jest zupełnie inne niż na 50. Znacznie szybsze, bliższe chodowi na 20 kilometrów. Jednak jeśli będę zdrowy, to o wyniki się nie martwię.

Zanim wrócisz do startów, pójdziesz do wojska.

Zgadza się. Chciałem iść do wojska już od dawna, teraz się udało. Będę członkiem Centralnego Wojskowego Zespołu Sportowego. Z tego, co wiem, razem ze mną ma do niego dołączyć jeszcze jeden mistrz olimpijski z Tokio, Kajetan Duszyński. Fajnie, lubimy się z Kajetanem. Z nim też dużo się śmiejemy.

Czego się nauczysz jako szeregowy Tomala?

Jak to w wojsku, poznam swoje miejsce w szeregu.

Czytaj także:
"Tak wyobrażam sobie niebo". Polskie aniołki podbijają sieć
Kolejna wielka impreza lekkoatletyczna w Polsce? "Chcemy być Galacticos"

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×