Martyna Synoradzka i Małgorzata Wojtkowiak mocno wierzą w medal w Londynie

Florecistki Martyna Synoradzka i Małgorzata Wojtkowiak marzą o sukcesie w igrzyskach w Londynie. Obie spotkały się z dziennikarzami w poniedziałek.

- Sezon był bardzo długi i wyczerpujący, a przygotowania optymalne. Niczego nam absolutnie nie brakowało. Miałyśmy dwa obozy po trzy tygodnie w Cetniewie. Myślę, że jesteśmy dobrze przygotowane do zawodów olimpijskich. Nie pozostaje nam więc nic innego, jak tylko wejść na planszę i po prostu walczyć - mówi Martyna Synoradzka, florecistka, zawodniczka AZS-u AWF-u Poznań, która wraz z Małgorzatą Wojtkowiak (także AZS AWF Poznań) za kilka dni rozpocznie zmagania o medale olimpijskie w Londynie. Dziewczyny zgodnie deklarują: spokojem oraz charakterem chcemy "wyszarpać" te olimpijskie krążki.

- To jest naprawdę wielka sprawa, że aż dwie dziewczyny w jednej dyscyplinie jadą na olimpiadę. Zwłaszcza jest to wielki splendor w kontekście rywalizacji drużynowej, gdzie na trzy zawodniczki w drużynie, wystąpią aż dwie florecistki z Poznania (skład drużyny uzupełni zaś Sylwia Gruchała, reprezentantka AZS-u AWF-u Warszawa). Przerwaliśmy w ten sposób pewną wieloletnią "dynastię" naszych koleżanek z Gdańska, gdzie one przez wiele lat między sobą rozdzielały wyjazdy na igrzyska, czy inne imprezy. To jest fakt godny podkreślenia - zauważa Małgorzata Wojtkowiak.

- Nasz pobyt w Londynie będzie bardzo krótki, ale intensywny. Będzie się składał z przylotu, kontroli broni. Będzie też chwila na odpoczynek, a następnie sam turniej - i już walki. Do stolicy Wielkiej Brytanii wylatujemy w piątek, a wracamy już 3 sierpnia. Nawet nie wiemy, czy będzie czas i możliwość kibicowania i trzymania kciuków za innych reprezentantów Polski. Mamy cichą nadzieję, że będzie jednak taka możliwość - dodaje Wojtkowiak.

Obie zawodniczki AZS-u AWF-u zapytane o sam turniej oraz swoje szanse medalowe odpowiadają - z dużym spokojem - i dystansem. - Na olimpiadzie walczy się zupełnie inaczej niż w innych zawodach. Nie ma walk w grupie. Nie ma walk eliminacyjnych. Drabinkę turnieju można porównać do tej jaką mają zawodowe tenisistki. A więc wszystko się może zdarzyć. Każda walka decyduje o twoim losie. Duże znaczenie ma też samo losowanie - wyjaśnia doświadczona olimpijka z Pekinu.

- Tak czy inaczej, jeśli chodzi o medal w Londynie, to myślę o nim głównie w kontekście całej naszej drużyny narodowej, bo pokazałyśmy już dużo, dużo wcześniej, że razem jesteśmy mocne. Choć też szczerze trzeba sobie powiedzieć, że na igrzyskach warto walczyć o medal dla samego siebie, dla swojej satysfakcji, ale też dlatego, by być pamiętanym, i zapamiętanym przez szersze grono ludzi, kibiców. Prawda jest jednak brutalna, że dalszych lokat niż zwycięstwo, czy "pudło" ludzie już nie pamiętają, niestety - słusznie podkreśla Synoradzka. Po chwili podsumowując. - Każde miejsce w czołówce na olimpijskiej planszy będzie moim - naszym wielkim sukcesem. Choć w medal ja osobiście wierzę tak samo mocno i będę o niego walczyła z całych sił. Ja osobiście jestem spokojna oraz dobrej myśli.

Źródło artykułu: