Ostatnie lata siatkarzy z Półwyspu Apenińskiego były raczej chude, mimo że zawsze czaili się gdzieś w okolicach czołówki. Wicemistrzostwo Europy sprzed roku wskazuje, że powoli zaczynają wracać do formy sprzed lat, gdy regularnie stawali na podium najważniejszych imprez sportowych. Nie da się nie zauważyć podobieństwa z reprezentacją Polski: tak jak ją odmienił Andrea Anastasi, tak włoską metamorfozę tylko nieznacznie wcześniej rozpoczął Mauro Berruto. Któremu z nich udało się to skuteczniej, okaże się już niebawem - podczas najważniejszej imprezy sezonu i czterolecia.
W okresie olimpiady, czyli pomiędzy kolejnymi igrzyskami, w drużynach narodowych Włoch i Polski działo się wiele. Aktualni szkoleniowcy zmienili jednak oblicza prowadzonych przez siebie reprezentacji narodowych, tworząc z wybitnych jednostek prawdziwe kolektywy. Ten znad Wisły wydaje się być jednak efektywniejszy i bardziej zgrany, a przede wszystkim z większym ograniem międzynarodowym tuż, tuż przed igrzyskami. Włosi, co prawda, rozgrywali turniej kwalifikacyjny, gdy Polacy mieli chwilę na oddech, ale po wygranych eliminacjach pofolgowali sobie i odpuścili Ligę Światową. Biało-czerwoni obrali inną drogę, nie próżnowali, tocząc boje z najlepszymi i w ten sposób zyskując pewność siebie – nie czczym gadaniem, a solidnie trenując i upewniając odpowiedni kierunek szkolenia kolejnymi wygranymi, w tym z dominatorami ostatnich lat Brazylijczykami i obrońcami złota olimpijskiego Amerykanami. Wydaje się więc, że to nasi rodacy, a nie ich rywale, mogą spać spokojniej (o ile to w ogóle możliwe podczas igrzysk) przed pierwszym meczem w Londynie.
Tymczasem da się zauważyć dość ciekawą sytuację: biało-czerwoni tonują nastroje, z szacunkiem wypowiadają się o rywalach, choć mają prawo nazywać się faworytami. Zamiast tego podkreślają jedynie fakt, że są pewni swoich umiejętności. Natomiast podopieczni Mauro Berruto... dużo mówią, jak to Włosi. Tłumaczą, jak kilka dni temu Luigi Mastrangelo, że nie boją się żadnych przeciwników. Może ewentualnie tylko Rosjan, którzy jako jedyni są od nich nieznacznie lepsi. - Za nami są Brazylia i Polska. To mocne drużyny, ale do ogrania. Czujemy się mocni i jedziemy tam wygrać - mówił reprezentant Włoch. Wygrać na igrzyska jadą wszyscy, ale czy dziś, gdy urazu nabawił się ważny element włoskiej układanki, Ivan Zajcew, powiedziałby to samo - nie wiadomo. Ale zapewne tak, bo turniej olimpijski jest na tyle ważną imprezą, że nic nie przeszkodzi lekko kontuzjowanemu siatkarzowi pomóc kolegom. Prawdopodobnie Azzurrim nawet nie uszczknęło to pewności siebie, gdyż butnym siatkarzom z Italii na pewno jej nie brakuje. Równie zawadiackich wypowiedzi, jak ta Luigiego Mastrangelo, byliśmy bowiem świadkami niejednokrotnie, ale tak samo często okazywały się one jedynie zasłoną dymną i straszakiem na rywala. A nuż ten przegra „w szatni”.
Na Polaków w ich aktualnej formie i fizycznej, i mentalnej to już raczej nie podziała. Chyba że jak płachta na byka. Niemniej mimo ostatnich triumfów biało-czerwonych, trudno wskazywać ich jako zdecydowanych faworytów pojedynku z Włochami. Obie ekipy są mocne, igrzyska rządzą się zaś swoimi prawami, a przygotowaniom każdy ich uczestnik podporządkowuje nie kilka ostatnich tygodni czy miesięcy, ale całe czterolecie. W nim oba zespoły poczyniły progres. Wydaje się jednak, że większą przemianę na plus przeszła reprezentacja Polski, a ostatnie triumfy - chociażby w Lidze Światowej - tylko ją napędziły. Większe obawy przed spotkaniem powinni mieć więc buńczuczni Włosi, bo samym bajaniem o wysokiej formie nikt jeszcze meczu nie wygrał, fakty mocniej przemawiają za ich rywalami. Czy przemawiają wystarczająco skutecznie, dowiemy się już w niedzielny wieczór.
Na relację LIVE z olimpijskiego spotkania Włochy - Polska zapraszamy do portalu SportoweFakty.pl od godziny 21:00.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)
Mam nadzieję, że to zdanie nie będzie adekwatne do dzisiejszego meczu i nasi siatkarze udowodnią, że to jednak Włosi m Czytaj całość