Wydawało, że w pewnym momencie trzeciej kwarty Francuzi mają już mecz z Tunezją pod pełną kontrolą, ale jednak mistrzowie Afryki postanowili jeszcze rzucić wszystko na jedną kartę. Przegrywali już różnicą ponad 20 punktów, ale dobrze wykorzystywali swoje najmocniejsze strony, dzięki czemu minuta po minucie niwelowali straty do Trójkolorowych.
Ci przez cały mecz bazowali na parze swoich gwiazdorów Tony Parkerze i Nicolas Batumie. Obaj ponownie zdobyli najwięcej punktów, ale słabiej zagrali zawodnicy podkoszowi, szczególnie Ronny Turiaf. Zawodnik Miami Heat nie zdobył ani jednego punktów, a dodatkowo nie radził sobie pod koszem w defensywie.
Tunezyjczycy zebrali więcej piłek z tablic, aniżeli koszykarze z Europy, a co więcej wiele razy ponawiali swoje akcji. Na tablicy Francuzów zaliczyli aż 16 zbiórek, podczas gdy zespół obrony tylko o pięć więcej. Bardzo dobrze w tym elemencie radził sobie Makram Ben Romdhane, który miał osiem zbiórek i często dobijał piłki spod kosza.
Jeszcze niecałą minutę przed końcem Tunezja przegrywała tylko 66:71, ale Francuzi nie pozwolili rywalom na więcej. Trójka w ostatniej sekundzie zmniejszyła tylko stratę ekipy z Afryki do Francji i ustaliła wynik meczu na 73:69 dla Trójkolorowych.
Wspomniani wcześniej Parker i Batum zdobyli odpowiednio 22 i 19 punktów. Ten drugi miał także osiem zbiórek. Wśród reprezentacji Tunezji 20 punktów zaliczył Mohamed Hadidane, który potrzebował do tego tylko 14 minut gry. 17 punktów dołożył Ben Romdhane.
Tunezja - Francja 69:73 (15:20, 12:15, 16:25, 26:13)
Tunezja: Hadidane 20, Ben Romdhane 17, Mejri 11, Slimane 9, El Mabrouk 4, Knioua 3, Ghayaza 3, Laghnej 2, Hafsi 0, Rzig 0.
Francja: Parker 22, Batum 19, Seraphin 10, Gelabale 7, De Colo 6, Traore 4, Bokolo 3, Diawara 2, Causeur 0, Diaw 0, Turiaf 0.
Dziewięć punktów w ostatnich trzech minutach meczu zdobył LeBron James. Gwiazdor reprezentacji USA i Miami Heat obudził się w najważniejszym momencie, czyli wtedy, kiedy Litwa cały czas trzymała się blisko Amerykanów, naciskała rywala i liczyła na przełamanie.
Wówczas James popisał się trójką sprzed nosa kryjącego go rywala, a po chwili fenomenalnym wsadem w kontrze. Później dorzucił kolejne cztery punkty, dzięki czemu ekipa Stanów Zjednoczonych odskoczyła na blisko 10 punktów. Tego Litwinom nie udało już się odrobić.
Wcześniej koszykarze z Europy zaskoczyli tym, że ani na moment nie pozwolili odskoczyć rywalom. Co prawda USA szybko w minutę zdobyli dziewięć punktów, ale po drugiej stronie sprawy w swoje ręce wziął kapitan Litwy Linas Kleiza.
Skrzydłowy drużyny trenera Kestutisa Kemzury punktował na wiele różnych sposobów i w 10 minut zdobył 12 punktów. W całym meczu był zdecydowanie najjaśniejszym punktem Litwy. Zdobył aż 25 punktów, będąc poza zasięgiem pilnujących go rywali.
W trzeciej kwarcie Litwa zdołała wyjść na prowadzenie. Po jednej z trójek Sarunasa Jasikeviciusa koszykarze z Europy prowadzili nawet 56:55, ale Amerykanie szybko zareagowali, zdobyli siedem kolejnych punktów i znów prowadzili. Bardzo dobre minuty rozgrywał Paulius Jankunas. Zawodnik ekipy trenera Kemzury w jednej ze swoich akcji popisał się efektownym wsadem, czym wyrównał stan meczu na 67:67.
Linas Kleiza i Darius Songaila sprawili, że Litwa do samego końca walczyła o wygraną. Jednak 3,5 minuty przed końcem doszedł LeBron James, który przesądził o wygranej USA.
Litwa - USA 94:99 (25:33, 26:22, 21:23, 22:21)
Litwa: Kleiza 25, Pocius 14, Songaila 11, Jankunas 9, Jasikevicius 8, Seibutis 8, Kavaliauskas 6, Jasaitis 5, Valanciunas 4, Kaukenas 2, Kalnietis 2.
USA: Anthony 20, James 20, Durant 16, Williams 12, Paul 7, Love 7, Westbrook 7, Bryant 6, Harden 3, Chandler 1, Iguodala 0.
Mecz Nigerii z Argentyną skończył się właściwie już po pierwszej kwarcie. Wówczas przybyszom z Afryki wróciły koszmary sprzed dwóch dni, kiedy to zostali kompletnie zmiażdżeni przez ekipę Stanów Zjednoczonych i w pierwszej kwarcie stracili aż 49 punktów. Tym razem było tylko trochę lepiej.
Argentyna w pierwszych 10 minutach gry rzuciła rywalom aż 37 punktów, tracąc zaledwie 19, czym wypracowała sobie pokaźną przewagę już na wstępie spotkania. To sprawiło, że w jego dalszej części drużyna z Ameryki Południowej mogła grać z większym luzem i bez zbędnego spinania się. Takie podejście nie sprawiło, że gra Argentyńczyków zaczęła tracić na jakości.
Wręcz przeciwnie. Jeszcze przed przerwą Luis Scola, Carlos Delfino i spółka dodała do swojego dorobku kolejne dwa punkty, ustalając swoją przewagę na równe 20 punktów. Po zmianie stron Nigeryjczycy próbowali nieznacznie niwelować straty, ale Argentyńczycy pozwolili im na bardzo niewiele.
Ostatecznie faworyt spotkania bez problemu zwyciężył 93:79, przesądzając o wyniku właściwie już w pierwszej kwarcie. Najlepszym graczem Argentyny był tradycyjnie Luis Scola, który zdobył 22 punkty. Wspomagał go Carlos Delfino, autor 18 oczek.
Po stronie Nigeryjczyków najlepiej zaprezentowali się Diogu i Obasohan, którzy rzucili odpowiednio 16 i 15 punktów.
Nigeria - Argentyna 79:93 (19:37, 18:20, 20:19, 22:17)
Nigeria: Diogu 16, Obasohan 15, Oguchi 12, Aminu AF. 10, Oruche 7, Ugboaja 6, Aminu A. 4, Skinn 3, Ibeke 3, Oyedeji 3, Archibong 0.
Argentyna: Scola 22, Delfino 18, Nocioni 17, Ginobili 13, Gutierrez L. 9, Gutierrez J. 9, Campazzo 3, Leiva 2, Mata 0, Prigioni 0, Kammerichs 0.