Białoruska łuczniczka o ucieczce z kraju: "Głośno mówię, by ratować ojczyznę"

Instagram / Karina Kozłowska
Instagram / Karina Kozłowska

- Nie mogłam już czekać, bo za chwilę wsadziliby mnie do więzienia - tłumaczy Karyna Kazłouskaja. Utytułowana białoruska łuczniczka w tajemnicy spakowała rzeczy i uciekła z ojczyzny. Dziś walczy o występ na igrzyskach w Paryżu jako Polka.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Wybiera się pani na igrzyska w Paryżu jako reprezentantka Polski?[/b]

Karyna Kazłouskaja, łuczniczka, wicemistrzyni igrzysk europejskich w 2019 roku i czwarta zawodniczka podczas igrzysk w Tokio: Na razie to jeszcze nie jest pewne. Czekam na obywatelstwo. Mam polskie korzenie, posiadam kartę Polaka. Poza tym muszę jeszcze wywalczyć kwalifikacje. Obecnie łączę treningi z normalną pracą.

Co to za praca?

Zwyczajna. Nie chcę o niej opowiadać w szczegółach.

Jak to się stało, że musiała pani uciekać z Białorusi?

Po sfałszowanych wyborach w 2020 zaangażowałam się w działalność opozycyjną. Oczywiście, władze sportowe patrzyły na to bardzo nieprzychylnie, ale powiedzieli mi, że dopóki nie będę się na ten temat otwarcie wypowiadała w mediach, mogę kontynuować karierę. Gdy rozpoczęła się wojna w Ukrainie, represje wobec białoruskiej opozycji jeszcze się zaostrzyły. Nie mogłam już czekać, bo za chwilę wsadziliby mnie do więzienia. To była kwestia tygodni. Aleksandr Łukaszenka to morderca. Gdy spotykał kogoś nieprzychylnego na swojej politycznej drodze, po prostu go likwidował. Białoruskie więzienia w zasadzie nie są już dla przestępców, tylko dla opozycji.

Ktoś z pani bliskich znajomych trafił do więzienia?

Przyjaciel chodził na ulicy z emblematem w kolorach flagi Ukrainy. To wystarczyło, by służby wsadziły go na dwa tygodnie do więzienia. Mimo że jako przewlekle chory musiał zażywać leki, nie pozwolili mu. Dopiero uporczywe interwencje prawników wymusiły po tygodniu zmianę decyzji.

ZOBACZ WIDEO: Wrzosek vs. Szpilka? Kibice tego chcą. Co na to KSW? "To jedna z
opcji"

Co się z nim później stało?

Gdy tylko wyszedł, uciekł do Gruzji. Stamtąd miał trafić do Polski, ale pojawiły się problemy z dokumentami.

Domyślam się, że przez ostatnie lata była pani pod stałym nadzorem służb białoruskich?

Na igrzyskach w Tokio mieliśmy w sztabie niby psychologa, a tak naprawdę to był agent, który cały czas chodził za nami, sprawdzał, z kim rozmawiamy i na jakie tematy. 

Kristina Cimanouska zdecydowała, by prosto z Tokio przylecieć do Polski. Pani również rozważała taką opcję?

Miałam plan, by po starcie oddzielić się od reprezentacji i zostać w Japonii. Bardzo nie chciałam wracać na Białoruś, liczyłam, że gospodarze igrzysk jakoś mi pomogą.

Dlaczego się nie udało?

Gdy z koleżankami wywalczyłyśmy czwarte miejsce w rywalizacji drużynowej, to powiedzieli nam, że jeśli tylko nie będziemy robić "nic głupiego”, nic nam nie grozi. W ten sposób władze doceniły nas za dobry wynik na igrzyskach.

Kto obiecał bezpieczeństwo?

Nasza trenerka tak powiedziała. Nie wnikałam, od kogo dostała wiadomość, domyślam się, że od służb.

Karina Kozłouskaya wciąż ma nadzieję, że będzie mogła kiedyś wrócić na Białoruś
Karina Kozłouskaya wciąż ma nadzieję, że będzie mogła kiedyś wrócić na Białoruś

W styczniu 2021 roku z wieloma innymi sportowcami podpisała pani list, w którym potępiła politykę Łukaszenki i wzywała do unieważnienia wyborów. Jak to możliwe, że później wciąż reprezentowała pani kraj?

Szczerze mówiąc, byłam przekonana, że już dzień później trafię do więzienia. Zostałam "jedynie" wezwana przez trenera kadry na spotkanie, gdzie usłyszałam, że albo odwołam podpis i ogłoszę, że to była pomyłka, albo nie mam szans na igrzyska. Zignorowałam to. Zakwalifikowałam się na mistrzostwa Europy. Wtedy mi powiedzieli, że mnie na nie nie puszczą.

Nie brała pani pod uwagę wycofania podpisu z listu?

Podpisanie tego protestu to była najważniejsza sprawa. Musiałam to zrobić, by żyć w zgodzie z sumieniem. Chcę dobrze dla mojego kraju, dlatego uznałam, że muszę działać. Kariera jest na drugim miejscu.

Co na to rodzina?

Też się bali. Byli bardziej zagrożeni niż ja. Na Białorusi już tak jest, że częściej represje dotykają najbliższych, nie samych opozycjonistów. Wiem, to było egoistyczne, ale musiałam to zrobić. Ostatecznie rodzina mnie wsparła.

Zostali na Białorusi?

Mama i 15-letnia siostra opuściły Białoruś miesiąc po mnie. Dzisiaj mieszkamy razem w Żywcu. Reszta została. Na szczęście nikt nie poniósł żadnych konsekwencji.

Co przekonało pani mamę do wyjazdu?

Stwierdziła, że nie ma już dla niej nadziei i postanowiła coś zmienić. Myślała też o mojej siostrze. Dziś szkoła ma wychować już tylko posłusznych obywateli. Wszystkie wykorzystałyśmy to, że mamy karty Polaka, więc mogłyśmy wnioskować o wizy na dłużej niż trzy miesiące.

Mało brakowało, a łuczniczka trafiłaby w swojej ojczyźnie do więzienia. Jako osoba publiczna sprzeciwiła się polityce Aleksandra Łukaszenki
Mało brakowało, a łuczniczka trafiłaby w swojej ojczyźnie do więzienia. Jako osoba publiczna sprzeciwiła się polityce Aleksandra Łukaszenki

Jaki jest obecnie największy problem Białorusi?

Na Białorusi nie można mówić i robić nic, co nie jest zgodne z polityką rządu. Każde zachowanie czy gest jest pretekstem do wpakowania do więzienia. To przygnębiający czas dla naszego kraju.

Jak dużo ludzi na Białorusi podziela pani punkt widzenia?

Zdecydowana większość Białorusinów ma dość Łukaszenki i patologicznej władzy. Nie wszyscy mają jednak odwagę, by mówić o tym wprost. Ktoś przeprowadził anonimowy sondaż i okazało się, że poparcie dla Łukaszenki wyniosło trzy procent.

Dlaczego wciąż stosunkowo niewiele osób protestuje?

Represje są tak ostre, że wyjście na protest może oznaczać koniec normalnego życia. Gdy zaczęła się wojna, w Mińsku na ulice wyszło 10 tysięcy ludzi. Tysiąc zostało aresztowanych i trafiła do więzień na kilka tygodni.

Pani znajomi zostali na Białorusi?

Większość już uciekła, dla młodych nie ma już wyboru. Warunki życiowe są fatalne. Minimalna pensja wynosi 250 dolarów, wielu ludzi pracuje za taką stawkę, a ceny w sklepach są zbliżone do tych w Polsce. To walka o przetrwanie.

Usłyszała pani kiedyś, że jest zdrajczynią?

Nigdy od zwykłego człowieka. Od milicjanta - tak. Są tacy, którzy popierają reżim, ale to ci, którzy mają z tego korzyści.

Jakie nastroje są wśród sportowców?

Większość jest za Łukaszenką. Dostają od niego mieszkania, pieniądze. Żyją na dobrym poziomie, lepszym niż reszta obywateli. Mało sportowców ma inne przekonania.

Pani nie dostawała wsparcia?

Finansowo byłam zadowolona. Mogłam wyprowadzić się od mamy, żyć w osobnym mieszkaniu, skupić się na sporcie, a w łucznictwie to luksus.

Teraz już nie tak dobrze, a więc czy było warto?

Jeśli chodzi o pieniądze, pogorszyłam swoją sytuację. Znów mieszkam w jednym mieszkaniu z mamą i siostrą. Początkowo miałam etat w Łuczniku Żywiec, ale potem stwierdziliśmy z trenerem, że lepiej będzie, gdy wrócę do normalnej pracy, a trenować będę zgodnie z planem z Białorusi. Pracuję więc osiem godzin, a treningi robię w czasie wolnym.

Czego się pani najbardziej boi w kontekście dalszych rządów Łukaszenki?

Że jak mu się coś stanie, do kraju wkroczą Rosjanie i wcielą go. Mam obawy, że niedługo Białoruś zniknie z mapy świata. 

Pani jeszcze kiedyś wróci na Białoruś?

Pogodziłam się, że już nigdy tam nie wrócę. Najprawdopodobniej nigdy nie zobaczę domu, w którym się wychowałam, ulic Mińska. Smutne było też to, że tak naprawdę z nikim – poza najbliższymi - nie mogłam się pożegnać. Ktoś mógłby przecież donieść władzy o moich planach.

Aż tak?

Do trenerki zadzwoniłam, gdy byłam już w podróży. Nie chciałam rozstawać się bez słowa, podziękowałam za wsparcie i opiekę. Chwilę potem, jak się okazało, przekazała to związkowi łuczniczemu, a służby robiły wiele, by mnie zatrzymać.

Jej największym dotychczasowym sukcesem jest czwarte miejsce podczas igrzysk olimpijskich w Tokio
Jej największym dotychczasowym sukcesem jest czwarte miejsce podczas igrzysk olimpijskich w Tokio

Ale udało się pokonać granicę.

Telefonowałam, gdy byłam już po drugiej stronie. Chciałam też przekonać się, co się stanie. Niestety, miałam rację, trenerka i związek natychmiast na mnie donieśli.

Żałuje pani czasem?

Nie, choć zastanawiam się, co powinnam jeszcze robić. Więc na razie głośno mówię, by ratować ojczyznę.

Białorusini popierają Ukrainę?

Ludzie wiedzą, że wojna nie jest dobra dla Białorusi. Pamiętam, że gdy inwazja się rozpoczęła, wszyscy byli przygnębieni.

Z czasem zmienili zdanie?

W tej kwestii nic się nie zmienia. To jednak wcale nie oznacza, że są konsekwentni. Gdy ogłoszono, że będziemy startować w propagandowych igrzyskach organizowanych przez Putina, nikt specjalnie nie protestował, że będzie musiał rywalizować z Rosjanami. To było dla nich w porządku. Ja już wtedy byłam w Polsce. Agitowałam do bojkotu.

I co usłyszała pani od kolegów i trenerów?

Pytali mnie: - A co mamy robić, skoro nie możemy nigdzie indziej startować. Cały czas mówili mi, żebym się uspokoiła, nic nie nagłaśniała, bo to i tak nic nie da. Szkoda, że większość narodu zdaje sobie sprawę ze skali gwałtów, staczania się kraju, ale nic z tym nie robi, bo nie chce mieć problemów. 

Była pani w armii?

To nie było normalne wojsko, nie spędziłam ani jednego dnia na poligonie. Po prostu dostawałam od nich pieniądze.

Ale przecież mogła pani zostać postawiona przed sądem wojskowym.

Miałam szczęście. Do pewnego stopnia broniły mnie też wyniki i to, że wtedy nie protestowałam tak otwarcie. Na Białorusi nie ma wolnych mediów, nikt mnie nie pytał o poglądy, a moje stanowisko znali tylko znajomi. Więcej ludzi słyszało o moich sukcesach niż poglądach.

Ostatnio zrobiło się głośno o białoruskiej skoczkini wzwyż Marii Żodzik. Ona jest w podobnej sytuacji co pani, ale nie chce otwarcie mówić. 

Powiedzenie czegoś przeciwko rządowi Łukaszenki, wiąże się z tym, że już raczej nie będzie miało się wstępu na Białoruś. A ona ma tam całą rodzinę. Nie każdy jest gotowy na to, że już jej więcej może nie zobaczyć.

Dlaczego wybrała pani akurat Żywiec?

Jeszcze z Białorusi pisałam do polskiego związku łuczniczego z prośbą o pomoc w wyszukaniu klubu, w którym będę mogła trenować. Zgłosił się Łucznik Żywiec.

Co pani myśli sobie, gdy przygląda się awanturze politycznej w naszym kraju?

Najbardziej śmieszy mnie to, że w Polsce cały czas mówi się o tym, że w kraju panuje dyktatura. Tamta poprzednia czy obecna - obojętnie. Jak ja bym bardzo chciała takiej dyktatury na Białorusi - nawet nie wiecie.

Rozmawiał Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
Wyjazd na igrzyska mocno się oddala. "Jedna kontuzja goni drugą"
Odważna zapowiedź Ewy Swobody: Nie pierdo** się w tańcu"

Źródło artykułu: WP SportoweFakty