Pieniądze na tor łyżwiarski nie dla Warszawy. Dlaczego resort wybrał Tomaszów?

Ta decyzja ma podłoże polityczne - komentuje Dyrektor Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego. Prezydent Tomaszowa Mazowieckiego oraz Ministerstwo Sportu odpierają zarzuty.

Nikola Zbyszewska
Nikola Zbyszewska

Choć to Warszawa miała otrzymać fundusze na budowę krytego toru łyżwiarskiego na Stegnach, to Ministerstwo Sportu nieoficjalnie wycofało się z tej decyzji na rzecz realizacji projektu w Tomaszowie Mazowieckim. Sytuacja wzbudziła ogromne oburzenie, zwłaszcza że Tomaszów uchodzi za bastion Prawa i Sprawiedliwości, a prezydent tego miasta - Marcin Witko - doskonale zna się z prezydentem Andrzejem Dudą.

- To prawda, znam się z prezydentem Dudą jeszcze z czasów poselskich, razem byliśmy posłami w poprzedniej kadencji. Dla mnie jest to tylko wyłącznie zaszczyt i nie ma nic wspólnego z tym projektem - skomentował w rozmowie z nami Witko.
Inne zdanie ma na ten temat Grzegorz Kałkowski - dyrektor zarządzający Biurem Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego.

- Modernizacja miała ruszyć jeszcze w tym roku, ale sytuacja polityczna spowodowała, że do tego nie dojdzie. Minister Bańka powiedział mi, że Warszawa na dofinansowanie nie ma co liczyć, bo jest to decyzja o podłożu politycznym - wyznał.

Zobacz wideo: Nieoczekiwana zmiana miejsc

Poprosiliśmy o komentarz rzecznika prasowego Ministerstwa Sportu, które "nie angażuje się w sprawy polityczne", ale wyjaśnia, dlaczego to Tomaszów jest lepszym wyborem na budowę profesjonalnego toru niż stolica Polski.

- Jednym z kluczowych elementów wyboru jest bliskie sąsiedztwo Centralnego Ośrodka Przygotowań Olimpijskich w Spale. To stanowić będzie szczególne udogodnienie dla sportowców - poinformował nas rzecznik. - Kolejnym argumentem przemawiającym za Tomaszowem Mazowieckiem jest koszt inwestycji. Ministerstwo ze swojej strony na projekt w Tomaszowie może przeznaczyć maksymalnie w granicach 25 milionów złotych. Udział finansowy inwestycji na Stegnach byłby większy i sięgałby nawet 50 milionów złotych - dodał.

Aspekt finansowy budowy toru to kolejny temat budzący duże kontrowersje. Jak twierdzi dyrektor PZŁS, kosztorysy przygotowane przez Tomaszów Mazowiecki niewiele mają wspólnego z realiami.

- Tomaszów ogłosił przetarg na 34-35 milionów brutto na całą budowę toru, hali i profesjonalnego zadaszenia, mając na to w budżecie 17 milionów. Jest to niewykonalne. Znając realia, mogę powiedzieć, że budowa na 70 milionach się nie skończy.

Co więcej, Kałkowski twierdzi, że tak małego miasta nie będzie stać na utrzymanie obiektu. - Nie ukrywam, że sprawą zadaszenia Stegien zajmuję się od 20 lat. Jest mi to znane w każdym szczególe. Jeśli oni mówią, że koszty utrzymania zadaszonego toru wzrosną tylko o 400 tysięcy złotych, to ja ich mogę jedynie wyśmiać - komentował.

- Rozmawiałem z Niemcami i Holendrami o kosztach utrzymania takiego obiektu i najniższa kwota to milion euro w sezonie. Tomaszów to jest małe biedne miasto, którego na to nie stać - dodał stanowczo.

Tych wyliczeń nie potwierdza prezydent Tomaszowa, który dodatkowo zarzucił Warszawie sztuczne zainteresowanie inwestycją. - Jedna z firm złożyła nam ofertę, która zaoferowała budowę za niewiele ponad 46 milionów złotych brutto. W stolicy  wstępny kosztorys był na ponad 170 milionów złotych - wyliczał Witko. - Warszawa zabezpieczyła na ten projekt niecałe 20 milionów, to jest śmiech na sali. To była iluzja i to najlepiej świadczyło o tym, że nie mają najmniejszej ochoty tego projektu realizować - podkreślił prezydent.

- Warszawa ogłosiła, że wykłada na projekt 100 milionów złotych, dlatego koszty zostały zaplanowane na 170 milionów - ripostuje Kałkowski. - Żeby zredukować koszty ostatecznie zaproponowaliśmy realizację minimalną, czyli zrobienie zadaszenia oraz postawienie budynku, w którym znalazłby się później hotel, restauracja i obiekty rekreacyjne - skomentował. - Zadaszenie i część sportowa kosztowałaby wtedy 85 milionów. Reszta mogłaby być wykańczana później, etapowo - dodał dyrektor PZŁS.

Według obowiązujących obecnie przepisów, 50 procent środków na realizację tego projektu musi wyłożyć samorząd lub inny inwestor. Ministerstwo miało dołożyć Warszawie w tej sytuacji niewiele ponad 42 miliony złotych. Inwestycja miałaby szansę się zwrócić, gdyż - jak twierdzi Kałkowski - obiekt tylko w stolicy mógłby na siebie zarobić.

- W Warszawie taki obiekt może funkcjonować od września do końca marca. Poza sezonem można wynajmować go na różne targi, na co jest tu olbrzymie zapotrzebowanie. W Tomaszowie tor będzie dostosowany do jednej dyscypliny, a w Warszawie aż do pięciu - stwierdził. - Żeby nie skończyło się tak, jak z torem kolarskim w Pruszkowie - ostrzegał.

Nietrudno się domyślić, że te argumenty nie przekonują prezydenta 67 tysięcznego miasta.

- Mimo wszystko widzę tu jeszcze inny problem - komentował Witko. - Nie sądzę, żeby sportowcy chcieli tam trenować. Przygotowując się do realizacji tej inwestycji, zasięgaliśmy informacji, uwag i opinii również ze strony sportowców, trenerów. Wszyscy cieszyli się, że tor powstanie w Tomaszowie, a nie w stolicy. Głównie ze względu na centralną lokalizację i dużo niższe ceny - wyznał.

Jak się jednak okazuje, mimo powszechnie panującej wiedzy, Ministerstwo Sportu nie przyznaje się do wycofania z projektu. - Ministerstwo Sportu i Turystyki nie wycofało się z renowacji obiektu na Stegnach. Projekt nadal znajduje się w programie inwestycji o szczególnym znaczeniu dla sportu - skomentował rzecznik.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×