Był 2001 rok. Podczas mistrzostw świata w Edmonton zawodniczki szykowały się do eliminacji biegu na 5000 m. Na starcie stanęła m.in. Olga Jegorowa - Rosjanka przyłapana wcześniej na stosowaniu EPO, a mimo to dopuszczona do rywalizacji. Siedząca na trybunach Paula Radcliffe - wraz z koleżanką z kadry Hayley Tullet - uniosła karton, na którym napisane było hasło: "EPO Cheats Out" ("Wyrzucić oszustów z EPO"). Brytyjki manifestowały niechęć do Jegorowej przez dwa okrążenia biegu. Pewnie robiłyby to dłużej, gdyby nie zjawili się ochroniarze, którzy zagrozili wezwaniem policji. Protest został jednak odnotowany przez cały świat.
Radcliffe zasłynęła z innych akcji skierowanych przeciwko koleżankom z bieżni, które wspomagały się niedozwolonymi środkami. Od 1999 r. startowała z czerwoną wstążką - w ten sposób chciała pokazać, że wspiera badania krwi, które miały ułatwić łapanie oszustek. W 2002 r. zaapelowała do władz IAAF o częstsze kontrole, zasugerowała także, że próbki krwi powinny być zamrożone i przechowywane - by po latach można je było zbadać ponownie. Robiła to z własnej woli, siedem lat przed wprowadzeniem tzw. paszportów biologicznych.
[ad=rectangle]
Insynuacje parlamentarzysty
Czy robiłaby to, gdyby sama miała nieczyste sumienie? Wydaje się to nielogiczne. Faktem jest jednak, że w ostatnim czasie Radcliffe musi mierzyć się z oskarżeniami pod jej adresem. Niektórzy wręcz przypięli jej łatkę oszustki. Oszustki, której - choć większość Brytyjczyków wierzy w uczciwość byłej zawodniczki - nie jest tak łatwo się pozbyć.
Wszystko zaczęło się w sierpniu - od materiału niemieckiej telewizji ARD i brytyjskiego "Sunday Times". Ujawniono wyniki dziennikarskiego śledztwa - zdaniem autorów aż 1/3 medalistów w konkurencjach wytrzymałościowych w latach 2001-12 sięgała po doping. Oliwy do ognia dolał Jesse Norman, członek brytyjskiego parlamentu, który zasugerował, że w gronie podejrzanych sportowców mogą być zawodnicy, którzy stawali na podium podczas londyńskiego maratonu, w tym potencjalnie także Brytyjczycy.
Wprawdzie nie wymienił wprost nazwiska Radcliffe, ale to wystarczyło, by rozpętać burzę. Pochodząca z hrabstwa Cheshire zawodniczka wygrywała w Londynie trzy razy, więc - siłą rzeczy - wielu kibiców pomyślało o niej w pierwszej kolejności.
Trzy najlepsze wyniki w historii maratonu należą do Brytyjki. Fenomenalny rekord - 2:15:25 - uzyskany w Londynie w 2003 r., a także wyniki z Chicago (2:17:18, 2002 rok) i ponownie z Londynu (2:17:42, 2005 rok). Najlepszy rezultat drugiej na liście kobiety - Mary Keitany z Kenii - jest o... ponad trzy minuty gorszy od rekordu Radcliffe (2:18:37).
W przeciwieństwie do męskiej rywalizacji, w której Kenijczycy przesuwają regularnie granicę ludzkich możliwości na "królewskim dystansie", u pań najlepsze Afrykanki nie są w stanie zbliżyć się do wyniku Radcliffe sprzed 12 lat.
Brytyjka początkowo próbowała nie reagować na spekulacje na jej temat. Później nie zgodziła się na upublicznienie wyników badań krwi (w przeciwieństwie np. do Mo Farah, który niedawno również przeżywał ciężkie chwile, gdy o niedozwolone praktyki oskarżano jego trenera Alberto Salazara).
Sky podaje dane, Paula zaczyna się bronić
Zrobiły to za nią media. W Sky News pojawiły się trzy wyniki badań Radcliffe. Wszystkie były na pierwszy rzut oka podejrzane. Wartości wynosiły: 114,86, 109,86 i 109,3 (to skomplikowane dla przeciętnego sympatyka sportu obliczenia, mające na celu ustalenie poziomu testosteronu), podczas gdy dopuszczalna granica dla sportsmenek to 103. Same "suche" liczby mogłyby więc zabrzmieć jak wyrok dla Radcliffe.
Gdyby nie fakt, że badania zostały przeprowadzone z naruszeniem obowiązujących zasad. Dwie próbki zostały pobrane po tym, jak Brytyjka zakończyła trening wysokogórski (po którym wartości mogą być wyższe od zwyczajowych). Natomiast trzecie badanie przeprowadzone zostało tuż po zakończeniu przez nią półmaratonu w Portugalii, który odbywał się w temperaturze 29 stopni. Przedstawiciele komisji powinni zaś pozwolić sportsmence na odpoczynek i poprosić ją o poddanie się badaniu po upływie dwóch godzin od zakończenia zmagań.
Po upublicznieniu wyników brytyjska gwiazda w końcu musiała stawić czoła oskarżeniom. Wydała oświadczenie, w którym kategorycznie zaprzeczyła, jakoby stosowała jakąkolwiek formę dopingu. Wyjaśniła, dlaczego nie chciała ujawnić wyników badań. - Nie musiałam tego robić, bo wiem, że jestem czysta - podkreśliła. Nie zamierzała poddać się presji, jaka była na nią wywierana.
Przyznała także, że oskarżenia pod jej adresem odwracają uwagę od tych sportowców, którzy obecnie się koksują. - Nie zapominajmy, że właśnie teraz są ludzie, którzy oszukują i śmieją się z całej tej sytuacji. Podczas gdy my się spieramy, nie robimy tego, co powinno być robione, by sport mógł iść naprzód - przekonuje.
Mogła powiedzieć: "Nie mam nic do ukrycia"
Eksperci nie twierdzą wprost, że Radcliffe coś brała. Dziwi ich natomiast to, dlaczego była sportsmenka nie chciała się zgodzić na ujawnienie wyników swoich badań. Steve Magness, amerykański trener lekkiej atletyki, który oskarżył słynnego Alberto Salazara (szkoleniowca m.in. Mo Faraha) o podawanie swoim sportowcom dopingu, mówi tak: - Liczy się przejrzystość w każdym momencie, a nie tylko wtedy, gdy tak jest wygodnie. Jeśli wiesz, że wyniki i tak w końcu ujrzą światło dzienne, to nie straszysz prawnikami, tylko otwarcie podchodzisz do tematu.
- Gdybym był na jej miejscu, powiedziałbym: "Nie mam nic do ukrycia". I ujawnił wszystkie wyniki badań krwi, wraz z informacją, gdzie i kiedy te badania zostały przeprowadzone - mówi ceniony psycholog Ross Tucker.
Radcliffe wspierają ci, którzy przez lata pomagali w osiąganiu świetnych rezultatów. Przede wszystkim mąż i trener Gary Lough. - Podszepty, wskazywanie palcem i insynuacje - tak nazywa to, co dzieje się wokół jego żony. Murem za Paulą stoi Andrew Jones, lekarz sportowy, który badał ją przez wiele lat. Już jako nastolatka Radcliffe zdradzała predyspozycje do konkurencji wytrzymałościowych. Badanie pułapu tlenowego (tzw. VO2 max, czyli maksymalny pobór tlenu podczas maksymalnego wysiłku - przyp. red.) u 17-letniej Pauli zaskoczyło lekarzy. Dziewczyna miała wyniki lepsze od sportowców z elity. Wiadomo było, że będzie za kilka/kilkanaście lat biegać naprawdę szybko na długich dystansach.
Fizjoterapeuta Gerard Hartmann mówi o niej: "Najtwardsza sportsmenka, jaką poznałem". Pracował z Paulą 14 lat. - Promować czysty sport przez całą karierę, a potem mieć zakwestionowane wszystkie osiągnięcia. Nie sądzę, by mogła zostać bardziej zraniona niż jest teraz. Wiem jednak w sercu i duszy, że jest czysta - podkreśla.
To internetowa nagonka?
- Też w to całkowicie wierzę - zapewnia Sebastian Coe, od niedawna szef IAAF. - Paula jest ostatnią osobą, która chciałaby przekroczyć najdrobniejszą regułę w sporcie - twierdzi Steve Cram, przed laty świetny brytyjski średniodystansowiec. Jego zdaniem powstała nagonka, głównie w internecie, przeciwko utytułowanej biegaczce. - Ludzie, którzy biją rekordy świata, są wyjątkowi. Ale gdy wejdziesz na większość forów internetowych, to wszędzie tam, gdzie wspomina się moje nazwisko, ludzie twierdzą, że brałem doping. Taki jest świat, w którym żyjemy - dodaje były rekordzista świata m.in. w biegu na 1500 m i milę.
Podobnie zdanie na ten temat ma jednak z obecnych gwiazd brytyjskiej "królowej sportu" - skoczek w dal Greg Rutherford. Opowiedział anegdotę o tym, jak ludzie postrzegają lekkoatletów. Gdy robotnicy budowali mu - w pobliżu jego domu - prywatną skocznię w dal, pomagał im jego ojciec. Zaczęli rozmawiać o Justinie Gatlinie, sprinterze po wpadce dopingowej. Jeden z budowlańców powiedział: "Cóż, każdy jest na dopingu. Greg z pewnością też".
Radcliffe ubolewa, że oskarżenia pod jej adresem odbijają się negatywnie na jej bliskich, zwłaszcza na córce. - Raphael (ma 5 lat - przyp. red.) jest na szczęście na tyle mały, że tego nie rozumie. Jednak ośmioletnia Isla rozumie dużo. - Gdy ona płacze, to jest to dla mnie najtrudniejsze - mówi wielokrotna medalistka MŚ, której w bogatej kolekcji brakuje tylko medalu olimpijskiego.
Po raz ostatni wystartowała w kwietniu br. Jakżeby inaczej - w Londynie. Żegnały ją tłumy kibiców, m.in. książę Harry. - Na ostatniej mili pomyślałam: "Nie dbam o czas". Chciałam podziękować tylu ludziom, ilu mogłam - mówiła po przekroczeniu mety z wynikiem 2:36:55. Po zakończeniu kariery pracowała w BBC, była mentorką dla młodych zawodników. Płynnie mówi po francusku i niemiecku. Wydawało się, że to idealna kandydatka do zasiadania we władzach IAAF. Całkiem możliwe, że kiedyś w nich się znajdzie. Najpierw jednak musi oczyścić swoje dobre imię.
Gdy zobaczyłem pierwszy raz w TV na początku jej kariery pomyślałem, że musi się męczyć - to był jej styl biegania.