Mówią na niego "Usain Bolt maratonu". Eliud Kipchoge dokona niemożliwego?

PAP/EPA / DIEGO AZUBEL
PAP/EPA / DIEGO AZUBEL

Już tylko godziny dzielą nas od próby bicia rekordu w maratonie. Trzech śmiałków postara się złamać magiczną granicę dwóch godzin. Największe szanse przyznawane są kenijskiemu dominatorowi. - Jestem przekonany, że to zrobię - zapewnia Eliud Kipchoge.

Świat lekkoatletyki wstrzymuje oddech przed wydarzeniem zaplanowanym na najbliższy weekend na Autodromo Nazionale di Monza. Na torze wyścigowym pod Mediolanem trzech znakomitych biegaczy długodystansowych - Kenijczyk Eliud Kipchoge, Etiopczyk Lelisa Desisa i Erytrejczyk Zersenay Tadese - podejmie próbę przebiegnięcia maratonu (42,195 km) poniżej dwóch godzin. Będą mieli do pomocy 18 zmieniających się pacemakerów, którzy nie tylko podyktują im tempo, ale także osłonią ich przed wiatrem. Tak w skrócie przedstawia się projekt "Breaking2", za którym stoi amerykański koncern Nike. Jego finał ma odbyć się 6 maja, a początek biegu planowany jest na godz. 5.45. To właśnie w sobotni poranek na Monzy panować mają idealne warunki.

Złamanie dwóch godzin wydaje się zadaniem tak ambitnym, że aż nierealnym. Do urwania z obecnego rekordu - należącego do Dennisa Kimetto (2:02:57, w 2014 r. w Berlinie) - są niespełna trzy minuty. Eksperci dają zawodnikom niewielkie szanse na powodzenie, panuje także zgodność co do innej kwestii. Jeśli ktoś miałby dokonać niemożliwego, to tylko Eliud Kipchoge. Człowiek nazywany "Usainem Boltem maratonu". Wygrywający niemal wszystkie zawody, odkąd zdecydował się skupić na "królewskim dystansie".

Sensacyjny 18-latek

Kibice usłyszeli o nim po raz pierwszy w 2003 r. Po zwycięstwie na mistrzostwach świata juniorów w przełajach szerzej nieznany Kenijczyk znalazł się w reprezentacji na mistrzostwa świata. Na stadionie w Paryżu Kipchoge stoczył porywający bój w biegu na 5000 m z dwoma faworytami - Marokańczykiem Hichamem El Guerroujem i Etiopczykiem Kenenisą Bekele. Z tym pierwszym walczył do końca o złoto, wygrał o 0,04 s.

Rok później - na igrzyskach w Atenach - faworyci wzięli rewanż. Wygrał El Guerrouj, drugi był Bekele, a Kipchoge musiał zadowolić się brązowym medalem. Na bieżni Kenijczyk wywalczył jeszcze dwa srebrne medale na wielkich imprezach - również na 5000 m. Podczas mistrzostw świata w Osace (2007) uległ tylko rodakowi reprezentującemu barwy USA, Bernardowi Lagatowi. Na igrzyskach olimpijskich w Pekinie (2008) do ostatniego okrążenia dotrzymywał kroku Bekele. Później jednak Etiopczyk przyspieszył, na co Kipchoge nie znalazł odpowiedzi.

Kolejne lata dla Kenijczyka nie były tak udane. Nie stawał na podium MŚ, nie zakwalifikował się także na kolejne igrzyska - w Londynie. W rezultacie zdecydował się na radykalną zmianę. Postanowił skupić się na biegach ulicznych. We wrześniu 2012 r. zadebiutował w półmaratonie (21,0975 km), zajął trzecie miejsce w silnie obsadzonych zawodach w Lille (z czasem 59:25).

Z kolei w 2013 r. afrykańska gwiazda biegów rozpoczęła karierę maratońską. Z przytupem, bo już w pierwszym starcie odniósł zdecydowane zwycięstwo. W Hamburgu uzyskał wynik 2:05:30, który musiał budzić respekt. W tym samym roku pobiegł ponownie w Niemczech. Podczas maratonu berlińskiego poprawił "życiówkę" (2:04:05), ale uległ Wilsonowi Kipsangowi, który tego dnia mknął po rekord świata (2:03:23, rok później poprawiony przez Kimetto).

Wygrał nawet z... wysuniętymi wkładkami

Jak się później okazało, był to jeden, jedyny bieg maratoński Kipchoge, w którym nie odniósł zwycięstwa. Później bowiem rozpoczęła się jego fantastyczna passa. W 2014 r. wygrywał w Rotterdamie i w Chicago, w 2015 r. w Londynie i w Berlinie, zaś w 2016 r. ponownie w Londynie (z fantastycznym czasem 2:03:05, zaledwie o osiem sekund gorszym od rekordu świata Kimetto), a także na igrzyskach olimpijskich w Rio. Jego bilans to: 8 startów, 7 zwycięstw i jedno drugie miejsce. Niesamowity!

Maratończykom - nawet tym z absolutnego topu - przytrafiają się słabsze momenty. Haile Gebrselassie kilka razy nie ukończył biegu. Niedawno podczas maratonu w Dubaju Bekele miał zmierzyć się z rekordem świata, ale zszedł z trasy po 22 km. Tymczasem Kipchoge w dotychczasowych startach był niczym dobrze zaprogramowana maszyna - zawsze walczył o zwycięstwo, przeważnie wygrywał.

- Odpowiedział na wszystkie wyzwania, nawet jeśli czasem coś w trakcie biegu poszło nie tak. Być może Kipchoge jest "Usainem Boltem maratonu" i utrzyma się na szczycie dłużej niż ktokolwiek inny - pisał portal letsrun.com. Wspomnianych kłopotów w trakcie biegu Kipchoge doświadczył w 2015 r. w Berlinie. Aż trudno w to uwierzyć, ale większą część dystansu pokonał z... wystającymi z butów wkładkami.

- Od pierwszych kilometrów miałem problemy z butami. Ale nie było czasu, by wyciągnąć wkładki. Na lewej stopie mam pęcherze, paluch jest rozcięty, pojawiło się sporo krwi. Niemniej jednak jestem bardzo szczęśliwy z wygranej - Kipchoge nie użalał się nad sobą.

NA DRUGIEJ STRONIE PRZECZYTASZ M.IN., KTO JEST MENTOREM DLA GWIAZDY MARATONU I JAKIE ZNACZENIE DLA KIPCHOGE MA PREMIA FINANSOWA ZA ZŁAMANIE DWÓCH GODZIN.
[nextpage]Jego największym triumfem było mistrzostwo olimpijskie. - Po to tu przyjechałem. Złoto olimpijskie znaczyło dla mnie więcej niż wszystko to, co stało się wcześniej w mojej karierze. Chciałem je przywieźć do domu w Kenii. Mój występ napawa mnie dumą - komentował sukces w Rio de Janeiro. Kontrolował bieg od początku do końca. Gdy uznał, że tempo jest zbyt wolne, łatwo zgubił Etiopczyka Feyisę Lilesę i Amerykanina Galena  Ruppa. - Tak podkręcił tempo, że jego rywale przewrócili się jak kręgle - można było przeczytać na oficjalnej stronie IAAF.

Miał się na kim wzorować

Pomimo passy sukcesów kenijskiemu biegaczowi nie przewróciło się w głowie. Pochodzi z małej miejscowości Kapsisiywa, niedaleko Kapsabet (dystrykt Nandi, zachodnia Kenia). Jak większość jego kolegów trasę do szkoły pokonywał biegiem - 3 kilometry w jedną stronę. Pomagał rodzinie na gospodarstwie, taszczył butelki z mlekiem na targ w Kapsabet.

Z Kapsisiywy pochodził także Patrik Sang, wicemistrz olimpijski z Barcelony (1992) w biegu na 3000 m z przeszkodami. Eliud w dzieciństwie podziwiał go podczas treningów. Później zaś trafił pod jego skrzydła. - Widział we mnie mentora. Kogoś, kim chciał być. Zacząłem go trenować i tak jest aż do teraz - mówi 53-letni Sang, który po latach współpracy jest dla Kipchoge kimś więcej niż tylko szkoleniowcem. Razem inwestują pieniądze w różne interesy. - To kwestia zaufania. Eliud nigdy nie zapytał mnie na treningu: "Dlaczego to robimy?". Jeśli nie masz tego zaufania, to zawsze będzie ciężko prowadzić podopiecznego - dodaje Sang.

Co stanie się w sobotni poranek, 6 maja (w razie nagłego załamania pogody próba może zostać przesunięta na 7 lub 8 maja), na torze Monza? Kipchoge jest w tej kwestii zadziwiająco pewny siebie. Dziennikarz niemieckiego magazynu "Spiridon" zapytał go, czy złamie granicę dwóch godzin. Kenijczyk odparł stanowczym tonem. - Jestem o tym w 100 procentach przekonany. Pobiegnę stałym, szybkim tempem. Nie patrzę na to, jak długo będę w stanie to wytrzymać. Tylko po prostu to zrobię! Aż do mety - powiedział mistrz olimpijski z Rio.

Filigranowy Kipchoge (167 cm wzrostu i 52 kg wagi) twierdzi, że nastał właśnie najlepszy moment w jego karierze, by dokonać spektakularnego wyczynu. - Początkowo nie myślałem o maratonie, to przyszło samo. I było jak elektryczny szok. Bieganie maratonów nie jest łatwe. Ale w życiu też nie jest łatwo, prawda? - zapytał Kenijczyk. - Po udanych latach na bieżni chciałem ukoronować karierę w biegach ulicznych. Teraz jest właśnie odpowiedni moment na ten rekord - podkreślił.

Milion dolarów za epokowy wyczyn?

Tajemnicą owiana jest premia, jaką firma Nike przygotowała dla tego z zawodników, który uzyska czas 1:59:59 (lub lepszy). Zdaniem magazynu "Spiridon" w grę wchodzi milion dolarów. Kipchoge w ogóle tym się nie ekscytuje. - Nigdy nie biegam dla pieniędzy. Nie chcę, żeby pieniądze zniszczyły moją koncentrację. Nie siadam przed biegiem przy stole, by dyskutować o kasie - stwierdził dominator biegów maratońskich w ostatnich latach.

Valentij Trouw, menedżer biegacza, wylicza jego zalety. - Skromność, skupienie, podejście do treningu. Jest wielkim wzorem dla innych. Dobrze zorganizowany, nie tylko w lekkoatletyce, ale i w życiu prywatnym - stwierdził. Kipchoge dorzucił od siebie także inny plus. Lubi pracować w grupie i dla grupy. - Czuję się zawodnikiem zespołowym - przyznał.

Jednak na torze Monza najważniejsza będzie nie grupa, lecz Eliud Kipchoge. - W sobotę pofrunę na Księżyc i wrócę - uśmiechnął się maratończyk w rozmowie z kenijską telewizją KTN News. Wynik poniżej dwóch godzin z pewnością byłby wydarzeniem porównywalnym z zejściem Neila Armstronga na powierzchnię Księżyca.

Przypomnijmy, że próba bicia rekordu świata ma być transmitowana w internecie (link bezpośredni tutaj). Trasa ma atest światowej federacji, a zawodnicy przejdą po biegu testy antydopingowe. Wiadomo już jednak, że ewentualny rekord nie zostanie ratyfikowany przez IAAF. Między innymi z powodu wspomnianej grupy zmieniających się pacemakerów (w biegach ulicznych obecność "zajęcy" jest dopuszczalna, ale muszą oni rozpocząć bieg razem z zawodnikiem starającym się o jak najlepszy wynik; na Monzy będzie zaś nieustanna rotacja pacemakerów).

CZAS NA ŻUŻEL! 7 maja Orzeł Łódź podejmie Grupę Azoty Unię Tarnów w ramach Nice 1. Ligi Żużlowej! Zobacz to o 12:30 w Eleven na elevensports.pl lub u takich operatorów jak nc+, Cyfrowy Polsat, UPC, Vectra, Multimedia, Toya, INEA czy Netia.

ZOBACZ WIDEO: Niezwykły maratończyk. Jan Chmura - biegacz, trener, profesor

{"id":"","title":""}

Komentarze (1)
dopowiadacz
5.05.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Czy doping w postaci lwa ( nie Tołstoja ) z tyłu , będzie dozwolony ?