MMA w Polsce cieszy się wielką popularnością. Wszystko zaczęło się od organizacji KSW, która spopularyzowała mieszane sztuki walki. Dziś młodzież garnie się do tego sportu głównie za sprawą organizacji freak fightowych, w których walczą przeróżni celebryci i influencerzy.
W środowisku nadal nie brakuje profesjonalnych wojowników, którzy nie przepadają za freakami. Jest tam bowiem wiele kontrowersyjnych postaci. To jednak powoli się zmienia. Coraz więcej gwiazd MMA decyduje się na pojedynki w federacjach: Fame, Clout, czy Prime.
Na temat walk we freakach wypowiedział się Jakub Wikłacz. Mistrz KSW w kategorii piórkowej był gościem na transmisji na żywo u Łukasza "Tuszola" Tuszyńskiego.
ZOBACZ WIDEO: Poważnie zachorowała. Pojawiły się obrzydliwe komentarze
- Jakbym miał emeryturę i istniałyby freaki, to byłby jakiś sposób do zarobku, to oczywiście, że luźno. Ja tego nawet nie krytykuję, oglądam sobie i mam inne podejście niż wielu zawodników - przyznał 27-latek.
Wikłacz nie neguje istnienia organizacji freakowych. Na własne oczy przekonał się, jak to wpływa na wzrost popularności MMA w Polsce.
- Jest popyt, jest podaż. Jak prowadziłem zajęcia grupy młodzieżowej, to ja też widziałem, jak jest FAME, jaki jest nagle wysyp ludzi. Przychodzą na treningi, no i część z nich zostaje, więc pozytywny wpływ to ma. Negatywny w pewnym sensie, pewnie też - dodał.
"Masa" na razie koncentruje się na swojej karierze, która rozwija się bardzo dobrze. 7 czerwca na gali KSW 95 będzie się bić z Sebastianem Przybyszem. To będzie ich trzecie starcie. Pierwsze wygrał Wikłacz, a w drugim sędziowie orzekli remis.
Dramatyczne sceny. Zobacz, co stało się na ważeniu >>
"Bardzo mi tu brakuje". Nie do wiary, za czym tęskni Kowalkiewicz >>