Francis Ngannou wrócił do MMA, pokonując Renana Ferreirę podczas sobotniej (19.10.) gali PFL: Battle of the Giants w Rijadzie. Po walce doszło do wzruszających scen. Były mistrz UFC zadedykował wygraną zmarłemu pięć miesięcy temu synowi.
Kobe zmarł mając zaledwie 15 miesięcy. Wedle informacji amerykańskich mediów przyczyną była niezdiagnozowana wada rozwojowa mózgu.
- Zdarzają się nadal dni, kiedy jestem załamany, rozbity i chcę kończyć karierę - mówił po walce wyraźnie wzruszony Ngannou. - Podczas obozu przygotowawczego było kilka momentów, w których chciałem tym rzucić.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Co za rzut! Ukryty talent młodej gwiazdy FC Barcelony
Wojownik z Kamerunu ze łzami w oczach mówił, że nie myślał podczas walki w ogóle o wyniku. Ten nie był dla niego aż tak ważny. - Przyjechałem tutaj do Arabii Saudyjskiej, by złożyć hołd kochanemu synkowi - przyznał. - Chcę byście go pamiętali, by pamiętał go świat. Dlatego będę teraz zawsze o nim wspominał, po każdej walce.
Przypomnijmy, że Ngannou wrócił do oktagonu po prawie trzech latach przerwy. Na początku 2022 roku opuścił UFC i podpisał lukratywny kontrakt z federacją PFL, która pozwoliła mu na walki bokserskie. Przegrał z Tysonem Furym i Anthonym Joshuą.
Teraz wrócił do klatki i podkreślił, że to jest dla niego nowe otwarcie: zarówno w karierze, jak i życiu prywatnym.