Po prostu nie mogłem przegrać - rozmowa z Mateuszem Pogudzem, zawodnikiem MMA

Mateusz "Pogi" Pogudz to utalentowany fighter wywodzący się ze Zgorzelca. Młody zawodnik cały czas robi postępy, uczy się na błędach i jest coraz lepszy z każdą kolejną walką.

Arkadiusz Pawłowski
Arkadiusz Pawłowski

Arkadiusz Pawłowski: Jak wyglądały twoje początki w świecie sportów walki?

Mateusz Pogudz: Zacząłem od zapasów jeszcze za dzieciaka, w siódmym roku życia, a gdy miałem 14 lat dołożyłem do tego stójkę.

Czy jest ktoś kogo uważasz za idola?

- Podobały mi się walki w PRIDE w Japonii. Między innymi Fedor Emelianenko był dla mnie idolem w tamtych czasach, od tego to wszystko się dla mnie zaczęło.

Jakie masz ambicje i jakie cele przed sobą stawiasz?

- Wiadomo, że każdy walczy po to, żeby pewnego dnia stać się tym najlepszym, niepokonanym, a zarazem autorytetem dla innych. Zapewne gdzieś głęboko we mnie właśnie takie ambicje drzemią.

Debiutancka walka nie przyniosła ci zwycięstwa. Czego zabrakło?

- Moja debiutancka walka była wygraną w efektownym stylu, którą stoczyłem w czerwcu 2009 w rodzinnym mieście z czarnym pasem judo Patrykiem Jamińskim, zaś w trzeciej walce zawodowej o którą pytasz zabrakło praktycznie wszystkiego, a wpływ miało na to wiele rzeczy, nad którymi nie miałem żadnej władzy.

Kto jest według ciebie najlepszym zawodnikiem w twojej kategorii wagowej w Polsce i na świecie?

- W Polsce na pewno jest to Mamed Khalidov, a na świecie Anderson Silva, tylko że moja naturalna kategoria wagowa stosowna do warunków fizycznych to 77 kilogramów, a męczyłem się niepotrzebnie w kategorii 84 kg. Wielu moich dawnych rywali mając podobne warunki fizyczne walczy w kategorii 77 kg, tylko ja jeden chciałem iść na łatwiznę i walczyłem w 84 kg, co za każdym razem było dla mnie trudne, bo walczyłem z większymi od siebie. Niedługo zbiję wagę i będę piekielnie silny ważąc 77 kilogramów (śmiech).

W której płaszczyźnie MMA czujesz się lepiej, w stójce czy też w parterze?

- Wiadomo, że jest to parter, w końcu jestem zapasiorem z zawodu (śmiech). Pracuję jednak nad tym, żeby być dobrym w każdej płaszczyźnie i umieć kończyć walki także w stójce.

Czy masz z kimś niewyrównane rachunki, które chciałbyś rozwiązać w ringu?

- Jeśli odnosiłem porażkę, to na własne życzenie, albo byłem mocno kontuzjowany, jak w ostatniej walce o pas PLMMA z Szulińskim. Do tego niepotrzebnie pchałem się do nieswojej kategorii wagowej i dostałem nauczkę, że jednak świata nie udźwignę jedną ręką. Teraz zejdę z wagi i jeśli przegram, to na pewno jakiś rewanż będzie.

Jak wspominasz walkę z Andriejem Dryapko? Czym udało ci się go zaskoczyć?

- Sam nie wiem czym zaskoczyłem Andrieja. W zapasach był na równi ze mną, myślę że zwyciężyłem ogromna wolą walki i serduchem ze stali, po prostu nie mogłem przegrać, bo ludzie by mnie zjedli. Na pewno zaskoczyłem go lepszym przygotowaniem stójkowym i kondycyjnym nie tracąc niepotrzebnie pozycji na poddania. Dostałem ogromne bęcki w pierwszej rundzie, ale potrafiłem się z tego wylizać i skończyć go jeszcze przed czasem. Na pewno nikt przynajmniej nie powie, że nie mam serca do walki nawet jeśli zabraknie techniki czy kondycji.

Wolałbyś przejść do UFC czy KSW?

- Na razie za wcześnie na takie rzeczy, ale gdyby tak miało być, to skoro zawładnąłbym KSW, później miałbym apetyt na zawładnięcie Oktagonem w Stanach Zjednoczonych, taka by pewnie była kolej rzeczy.

Jak oceniasz poziom polskiego MMA w porównaniu z Europą i światem?

- Obecnie Polacy przechodzą do UFC, w przeciągu ostatnich trzech miesięcy było już takich dwóch, tj. Daniel Omielańczuk i Piotr Hallmann, także szczerze mówiąc wydaje mi się, że poziom MMA w Polsce robi się z dnia na dzień coraz lepszy i mam nadzieję, że już za parę lat nie będzie żadnej różnicy pomiędzy amerykańską, a polską szkołą MMA.


Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×