Zaskakująca deklaracja Kity po wielkim triumfie nad Lindermanem: Więcej w Zabrzu walczył nie będę

Jeden z najlepszych polskich zawodników MMA Michał Kita walką z DJ Lindermanem podczas sobotniej gali MMA Thunderstrike Fight League 2 zadebiutował przed publicznością ze swojego rodzinnego Zabrza.

W tym artykule dowiesz się o:

Michał Kita podczas sobotniej gali Thunderstrike Fight League 2 w Zabrzu wziął tęgi rewanż nad Amerykaninem DJ Lindermanem. Poprzednio - walcząc w Bełchatowie - polski fajter musiał uznać wyższość wojownika zza wielkiej wody.

Weteran MMA kapitalnie rozegrał zwłaszcza pierwszą i trzecią rundę pojedynku. W premierowej odsłonie potężnym prawym prostym posłał rywala na deski, ale nie zdołał zmusić go do odklepania walki przed gongiem obwieszczającym przerwę.

Druga runda toczyła się pod znakiem przewagi Lindermana, ale w trzeciej znów Kita  zaatakował, czym ostatecznie przekonał do swojego zwycięstwa sędziów, którzy jednogłośnie wskazali na Polaka.

Po zabrzańskiej gali Kita był zadowolony ze zwycięstwa, ale też zdecydował się na dość niecodzienną deklarację. - Walka była bardzo ciężka. Rywal był doskonale przygotowany i bardzo odporny na ciosy. Do tego doszła podwójna presja, bo kibice nie zaakceptowaliby innego wyniku od mojego zwycięstwa. Drugi raz już na opcję walki w Zabrzu nie pójdę - zapowiada w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl 33-latek.

Co zaważyło o decyzji fajtera? - Dużo łatwiej walczy się na neutralnym terenie, gdzieś za granicą czy innym polskim mieście, gdzie cała publika nie jest za tobą. Kiedy nikt cię nie pompuje, to walczysz na spokojnie, bez presji. Podejrzewam, że gdyby ta walka miała miejsce gdzieś za granicą, to bym ją w pierwszej rundzie skończył - przekonuje Kita.

Michał Kita podczas gali MMA w Zabrzu wziął rewanż nad DJ Lindermanem
Michał Kita podczas gali MMA w Zabrzu wziął rewanż nad DJ Lindermanem

Do oktagonu polski wojownik wchodził przy udziale piosenki "Pamiętaj" Funky'ego Polaka. Utwór ten wcześniej obrał za motyw Tomasz Adamek. - Pamiętam, gdzie się urodziłem. W Zabrzu się wszystko zaczęło. Przez pierwszych kilka lat trenowałem zapasy. Wybitnym zapaśnikiem jednak nie byłem, choć było mi dane walczyć w mistrzostwach Polski juniorów. To wszystko nauczyło mnie charakteru i choć od ostatnio mieszkałem za granicą, to zawsze do tego miasta wracam z sentymentem - przyznaje zabrzanin.

Do bełchatowskiej klęski z Lindermanem Kita nie chciał już wracać. - Tam popełniłem - mimo niemałego wieku - szkolny błąd. Po prostu się przetrenowałem i już w drugiej rundzie nie miałem sił. Do gali w Zabrzu byłem zdecydowanie lepiej przygotowany. Była presja i chęć rewanżu. Przetrwałem do końca, nie unikałem pójścia na wymianę. Myślę, że wygrałem zasłużenie i z tego się bardzo cieszę - przyznaje nasz rozmówca.

Podczas gali zaprezentowało się kilku młodszych zawodników, na co dzień trenującym w otwartym przez Kitę klubie MMA Warriors Zabrze. - Chciałbym pomóc młodym chłopakom swoim doświadczeniem i stąd właśnie decyzja o otwarciu klubu w Zabrzu. Nie będę już raczej walczył w tym mieście, ale na pewno będę chciał być współorganizatorem kolejnych gal MMA. Miasto bardzo przychylnie do tego pomysłu podeszło, zgłosiło się też kilku sponsorów. Na pewno warto to kontynuować - kiwa głową popularny "Masakra".

W swojej pracy weteran mieszanych sportów walki widzi misję do wypełnienia. - Widać, że w Polsce jest bum na MMA i tych gal jest coraz więcej. To dobrze, bo w końcu ludzie będą nas traktować jak sportowców, a nie jak bandytów, którzy się biją pod klatką - puentuje czołowy polski zawodnik MMA.

Komentarze (0)