Wlazło na co dzień pełni funkcję trenera oraz zawodnika K-1 i MMA. Jest on również reprezentantem Polski w rozgrywkach Fight Football League, czyli nowej formuły gry, która zdobywa coraz większą popularność na świecie. Michał Wlazło będzie również ekspertem działu MMA serwisu SportoweFakty.pl i wspólnie z naszymi redaktorami będzie oceniał wydarzenia z polskiej i zagranicznej sceny MMA.
Waldemar Ossowski: Jak obecnie wygląda pańska forma i kiedy będziemy mogli zobaczyć pana ponownie w ringu bądź klatce?
Michał Wlazło: Trzymam formę na dobrym poziomie cały czas. Nigdy nie wiadomo, kiedy pojawi się ciekawa propozycja walki. Poza tym jestem uzależniony od ciężkich treningów i odczuć po nich. Ostatnio byłem na obozie sparingowym w Gracie Barra Łódź i zostałem zatrudniony jako jeden z głównych sparingpartnerów Michała Andryszaka. Na ostatnim KSW "zmiótł" on ringu Pawła Słowińskiego.
Ma pan już duże doświadczenie w sportach walki, począwszy od muay tai, przez K-1, do MMA. Kiedy zaczęła się pańska przygoda ze sportami uderzanymi?
- Zacząłem trenować stosunkowo późno, czyli dopiero jak rozpocząłem studia w Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni. Pochodzę z Kwidzyna, gdzie nie było możliwości zajęcia się tym, co chciałem. Tam trenowałem przez 3 lata capoeirę. W Gdańsku od razu zacząłem od treningów muay thai.
Pełni pan również funkcję trenera. Gdzie można pana spotkać i ewentualnie zasięgnąć rad treningowych?
- Obecnie prowadzę treningi personalne i sam trenuję w klubie ForFit Studio Sylwetki w Gdańsku. W czwartki prowadzę grupę K-1 w klubie mieszanych sztuk walki Mad Dogs Gdynia.
Polska wzięła ostatnio udział w meczu z Włochami. Nie było to jednak zwykłe spotkanie międzypaństwowe. Na czym polega idea Fight Football League?
- Było to wydarzenie bez precedensu. Stworzyliśmy sobie reprezentację w całkowicie nowym sporcie, z grupy zapaleńców i zbieraniny chłopaków z różnych sportów. Zostaliśmy zaproszeni na mecz międzypaństwowy do kraju, gdzie jest to niemal dyscyplina narodowa. We Florencji grają w to od wieków. Przyjechaliśmy do Rzymu we wrześniu 2013 i roznieśliśmy Włochów 9:4. Teraz trochę o samym Fight Football. Gra jest połączeniem rugby i MMA. Gracze mają na rękach rękawice do MMA i mogą tylko boksować i obalać. Jednak najważniejsza sprawą jest zdobywanie punktów.
Kiedy i z kim rozegracie kolejne spotkanie?
- Mecz został nagrany i cała idea została sprzedana do USA. Dwa tygodnie temu odbyła się premiera PPV. Teraz czekamy, czy pomysł się sprawdzi i ktoś w to zainwestuje. Mecz można zobaczyć na youtube albo na moim facebooku.
Czy projekt Fight Football League ma szanse bytu i zdobycia popularności?
- Myślę, że tak. Sama rozgrywka jest bardzo emocjonująca i dynamiczna. Na boisku dzieje się tak wiele, że nie można za tym nadążyć. Co najważniejsze, jest to pierwsza dyscyplina z piłką, w której możemy wszystkich niszczyć (śmiech).
Kiedy odbywacie treningi i na jakiej zasadzie działa nabór do kadry Polski?
- Treningi przez zimę były zawieszone. Nikt nam za to nie płaci i robimy to hobbystycznie. Wstyd mówić, że trenowaliśmy raz w tygodniu, a przed samym meczem trochę częściej. Faktem jest, że każdy z chłopaków coś robi i gdzieś trenuje, boks czy MMA, więc wystarczyło się tylko trochę zgrać.
Przejdźmy do ostatnich wydarzeń MMA w Trójmieście. Jak oceni pan zawody Time of Masters, który w ostatni weekend marca odbyły się w Gdyni?
- Mistrzostwa Polski Północnej Amatorskiego MMA zorganizował Bartosz Chyrek z klubu Mad Dogs Gdynia. Uważam je za wielki sukces. Zawody były uwieńczone finałami w formie gali zawodowej. Organizacja była chyba najlepsza z tego typu zawodów. Zadbano również o nagrody. Myślę, że zawodnicy nigdzie nie mieli tak dobrze. Moją relację z tych zawodów można zobaczyć również na youtube.com.
Jak scharakteryzuje pan poziom sportów walki na Pomorzu, w odniesieniu do pozostałych części naszego kraju?
- Jest kilka dobrych klubów MMA oraz czysto stójkowych. Nie widać jednak zawodników na największych galach zawodowych. Kluby nie są tak medialne, jak te czołowe, których zawodnicy są w KSW bądź dawnym MMA Attack. Z tego powodu chłopaki nie dostają propozycji. Myślę, że kluby o największym zasięgu ogólnopolskim to Corpus Gdańsk, Mad Dogs Gdynia i Mighty Bulls Gdynia. Grapplerski Klub Piranha ma swojego świetnego reprezentanta Oskara Piechotę. Ostatnio wygrał on swoją kolejną walkę na gali w Szwecji. Myślę, że zawodnikom nie brakuje warunków, tylko kogoś, kto pchnąłby ich dalej.