Mariusz Pudzianowski: Jakbym był pokorny, to nigdy nic bym nie osiągnął
Im bliżej sobotniej starcia, tym bardziej gęstnieje atmosfera pomiędzy bohaterami walki wieczoru. Relacje pomiędzy Mariuszem Pudzianowskim a Pawłem Nastulą są delikatnie mówiąc bardzo napięte.
Obaj wojownicy mieli się ze sobą spotkać już kilka lat temu. Ostatecznie do tej konfrontacji z różnych przyczyn nie doszło, ale pomiędzy zawodnikami zdążyło wytworzyć się sporo złej krwi. - Tak naprawdę nie wchodzimy do klatki po to, żeby się lubić, tylko dać sobie po głowie. A jeżeli ktoś ma zamiar dać mi po głowie, to wybacz, żebym pałał do niego sympatią. Nie wchodzę do klatki, żeby się głaskać, tylko żeby się bić. Ba, nie będziemy się nawet bić po twarzach. Będziemy się lać po pyskach - grzmiał ostro Mariusz Pudzianowski.
O swoim najbliższym przeciwniku wypowiadał się jednak z dużym uznaniem. - Mam szacunek do Pawła jako mistrza olimpijskiego, mistrza świata. Nikt mu tego nie odbierze. Żeby osiągać takie sukcesy, musiał się w końcu sporo napracować. Wiem, co to znaczy, być w czymś mistrzem świata. Wiem, ile to kosztuje. Oczywiście Paweł ma doświadczenie w judo, ale mieszane sztuki walki to jest zupełnie coś innego. Znam chłopaków, którzy byli na przykład dobrzy w zapasach, a w MMA nie potrafili się odnaleźć. Wszystko zweryfikuje klatka już za kilkadziesiąt godzin – wyjaśnił.
Cieszący się ogromną popularnością zawodnik powiedział także, że coraz częściej myśli o zakończeniu kariery. Koniec przygody ze sportem zaplanował na 2017 rok. - To co sobie planuje, tak robię. Jestem realistą i wiem, co chcę od życia. Już mam dosyć takiego zasuwania. W zawodowy sport bawię się już od 17 lat i mój organizm jest troszeczkę wyeksploatowany. Chciałbym troszeczkę pożyć i skorzystać trochę z życia - zakończył 37-letni zawodnik wagi ciężkiej.