Waldemar Ossowski: Przede wszystkim gratuluję wygranej walki na gali w Phoenix. To była dla pani najważniejsza walka w dotychczasowej karierze?
Joanna Jędrzejczyk: Dziękuję serdecznie. Tak, była to bardzo ważna walka w mojej karierze. Z pojedynku na pojedynek pnę się w rankingach i chce stanąć do walki o tytuł mistrzowski. Wygrane walki z mocnymi i znanymi zawodniczkami mi w tym pomagają. Każde kolejne starcie będzie jeszcze bardziej ważna od poprzedniego.
Brazylijka czymś panią zaskoczyła pod względem taktycznym? Kiedy przeżywała pani najcięższe chwile?
- Może dziwnie to zabrzmi, ale Gadelha nie zaskoczyła mnie niczym szczególnym, o czym bym nie wiedziała. Chce tu nawiązać do tego, że moi trenerzy Paweł Derlacz i Szymon Bońkowski po prostu solidnie przygotowali mnie do walki z Claudią. Wiedzieliśmy o tym, że jest silną i solidną zawodniczką o doskonałych zapasach i umiejętnościach parterowych. Czułam jej sile, a także obycie w walce. Brazylijka miała kilka tricków "cwancyków" parterowych, z którymi się spotkałam pierwszy raz, ale sobie z nimi poradziłam. Nie było jakiś ciężkich chwil. W trzeciej rundzie Gadelha po prostu poszła po swoje, bo wiedziała, że przegrywa pojedynek i większość rundy toczyła się w parterze, ale konsekwentnie starałam się wracać do mojej ulubionej płaszczyzny walki.
[ad=rectangle]
Czuła pani pomoc publiczności w hali w Phoenix, czy pozostawała ona bez wyraźnej faworytki w tym starciu?
- UFC to piękna sprawa. Fani obecni na hali są wspaniali. Ludzie tym zyja. Nie ważne czy jest się zwycięzcą czy przegranym. Oni zawsze są z zawodnikami. Na galach UFC nie ma wielkich opraw, oświetlenia i fajerwerków, a mimo to włosy staja dęba przy wyjściu zawodników. Fani tworzą klimat nie do opisania. Nie odczulam faworyzacji.
Już wizualizuje sobie pani starcie z Carlą Esparzą o pas UFC, czy może jest jeszcze na to za wcześnie?
- Póki co odpoczywam i wyłączona jestem od tematów MMA (śmiech). Oczywiście ciesze się na nadchodzącą walkę i nie mogę się doczekać jej potwierdzenia. Wrócę do treningów na początku stycznia i wtedy przyjdzie czas na omawianie błędów i tych dobrych atutów z ostatniej walki oraz analiza przyszłej przeciwniczki. Zrobię wszystko, by zasłużyć sobie na ten pas. Wiele pracy i wyrzeczeń kosztują mnie starty i właśnie tym wysiłkiem chcę pójść po pas.
Kiedy zaczynał się rok 2014, potrafiła sobie pani wyobrazić, że tak się on zakończy i będzie pani nr 1 w rankingu UFC?
- Zawsze sobie wizualizuje swoje plany, cele, sukcesy, ale prawda jest taka, że początek roku był ciężki, pełen nerwów i niejasności. Kontrakt z Invicta i cisza z ich strony odnośnie jakichkolwiek startów. Było brak jakiś konkretnych ofert, a dodatkowo z końcem 2013 roku zamknęłam epizod z muay thai w moim życiu. Pojawiały się w głowie pytania, czy skierowałam swoją karierę w dobra stronę. Bóg ma już na mnie plan. Pozostało mi czekać i uzbroić się w cierpliwość, której przyznam, że często mi brak (śmiech). Zostało mi to jednak wynagrodzone.
Wyjazdy na walki tylko z jednym z trenerów to będzie już reguła?
- W lipcu podczas mojej debiutanckiej walki w UFC towarzyszył mi trener Szymon Bońkowski. Plan na walkę w Phoenix był taki, że obydwaj trenerzy będą mi towarzyszyć, jednak ze względów finansowych do tego nie doszło. Póki co UFC opłaca koszta podroży i pobyt tylko jednego trenera, ale gdy pas będzie już mój to będziemy goszczeni w większym zestawieniu. Obydwaj trenerzy czuwają w 100 proc. nad moimi przygotowaniami i walkami, więc nie jest to szczególnie istotne, który jest ze mną podczas pojedynki. Oczywiście wspaniale będzie, gdy obaj bęa latać ze mną na walki.
Czy zdaje sobie pani sprawę, że ewentualne zdobycie pasa UFC będzie największym triumfem w krótkiej jeszcze historii polskiego MMA? Ciąży na pani pewna presja?
- Nie ciąży na mnie żadna presja. Pragnę tego tytułu i wiem, że na niego zasługuje. Czuje sie bardzo zmotywowana do nadchodzacej walki. Traktuje ten pojedynek normalnie, co oznacza, że chcę się do niego przygotować bardzo solidnie pod każdym względem, a nienormalnie, to że jak wygram to będę mistrzynią UFC!
Arrachion to klub, w którym chce pani spędzić całą swoją zawodniczą karierę?
- Tak. Wiąże przyszłość z klubem Arrachion Olsztyn. Przyszłam do niego jako ułożona zawodniczka muay thai i pod opieką trenerów Pawła i Szymona zrobiłam kolejny krok w mojej karierze, zdobywając wiele tytułów mistrzowskich. Później za ich namową zaczęłam trenować MMA. Pierwsze starty amatorskie, później zawodowe, wielki kontrakt z UFC i teraz nadejdzie czas walki o tytuł mistrzyni! Wszystko to zrobiliśmy razem. Tworzymy zgrany team. Mam doskonałych sparingpartnerów, jestem na miejscu w rodzinnym Olsztynie z moim partnerem, rodziną, bliskimi i przyjaciółmi. Bliskość ludzi, których kocham cenię sobie najbardziej.
Dana White nie kryje zachwytu nad pani postawą w ringu i poza nim. Czy odczuwa pani, że jest nieco faworyzowana przez prezydenta UFC?
- Nie odczuwam faworyzacji. Jest mi po prostu niezmiernie miło, że mój styl walki o bycia podoba się samemu Danie. Cieszę się, że moja ciężka praca jest docenia i pokładane są we mniej jakieś nadzieje.
Wyrazi pani zgodę na rewanż w Gadelhą, gdy tylko wyniknie taka ewentualność?
- Oczywiście. Gadelha to mocna zawodniczka i bardzo charakterna. Ja lubię mocne przeciwniczki na wysokim poziomie sportowym. Oczywiście pierwsze co zrobimy, to skupimy się na zdobyciu pasa UFC, a dopiero później na jego obronach. Jeżeli Gadelha wygra kilka pojedynków, to być może zasłuży na miano pretendentki do walki o pas.
Czego mogę pani życzyć na 2015 rok?
- Zdrowia, a resztę poukładam! (śmiech). Przy okazji pozdrawiam wszystkich fanów sportów walki. Trzymajcie kciuki za mnie i inne zawodniczki i zawodników, którzy walczą za granicami naszego kraju. Wierzcie w nas i bądźcie z nami na dobre i na złe. Szczególne podziękowania składam Arrachionowi Olsztyn, firmom: Dachland, Exped Poland, Pit Bull West Coast, Planeta Formy, Sportowysklep.pl i Mauricz com. Życzę wszystkim wesołych świąt!