Dramat Gary'ego Goodridge'a. Traci pamięć i chęć do życia. Miał myśli samobójcze

Za kilka dni skończy 50 lat. Fani pamiętają jego porywające walki. Niestety on pamięta coraz mniej. Przyjął w karierze wiele potężnych ciosów. To spowodowało trwałe uszkodzenie mózgu. - Gdyby nie leki, już dawno odebrałbym sobie życie - mówi.

Michał Fabian
Michał Fabian
Gary Goodridge WP SportoweFakty / Twitter / Gary Goodridge

Pseudonim "Big Daddy" polskim fanom sztuk walki kojarzy się z amerykańskim bokserem Riddick Bowe, który toczył niesamowite walki z Andrzejem Gołotą. Taki sam przydomek nosił kickboxer i wojownik MMA Gary Goodridge.

Pochodzący z Portoryko, a od dzieciństwa mieszkający w Kanadzie sportowiec stoczył w karierze aż 85 walk. Już pierwszą z nich zapisał się na kartach historii MMA. 16 lutego 1996 r. w ćwierćfinale gali UFC 8 (wówczas imprezy tej federacji odbywały się w formule turniejowej), w portorykańskim Bayamon. Zmierzył się z zapaśnikiem Paulem Herrerą. Choć był zdecydowanie cięższy od rywala, to nie uważano go za faworyta. Brakowało mu bowiem doświadczenia we wszechstylowej walce wręcz. Owszem, odnosił sukcesy, ale w... armwrestlingu, czyli siłowaniu na rękę.

"Ukrzyżował" rywala

Przebieg walki zaskoczył wszystkich. Trwała zaledwie 13 sekund. Goodridge zastosował technikę zwaną "krucyfiks". Wykluczył ramiona rywala, "ukrzyżował" go. Następnie znokautował bezradnego Herrerę brutalnymi ciosami łokciem. Sędzia John McCarthy przyznał po latach, że zbyt późno wkroczył do akcji. Amerykański zapaśnik stracił przytomność.

Choć od tej walki minęło prawie 20 lat, to w zestawieniach najbardziej efektownych nokautów Goodridge ma pewne miejsce. Niedawno jego wygraną przypomniał na Twitterze Dana White, szef federacji UFC.


Tego samego wieczoru Goodridge walczył jeszcze dwa razy. Pokonał w półfinale turnieju Jerry'ego Bohlandera, by przegrać w finale UFC 8 z Donem Frye'em. Trzy pojedynki w ciągu kilku godzin. Gary wówczas nie miał świadomości, jakie niesie to zagrożenie. Jeszcze kilka razy w karierze - zarówno w MMA, jak i w K-1 - zdarzyło mu się podejmować taki wysiłek. Choćby w Brazylii, na turnieju International Vale Tudo Championship, który wygrał. Po pełnym brutalności finale z przedstawicielem gospodarzy Pedro Otavio. Goodridge w pewnym momencie zaczął atakować... jądra przeciwnika. Zwyciężył po morderczym boju trwającym ponad 16 minut.

Brał walki, jak leci. I przegrywał

Dziś wie, że nie powinien był godzić się na takie wyzwania. - Trzy walki jednego wieczoru? Powiedziałbym: pozwólcie mi odpocząć - zaznaczył ze smutkiem w głosie. Niestety nie tylko turniejowe gale miały negatywny wpływ na jego organizm. Także to, co działo się w końcowej fazie jego kariery. Ostatni pojedynek "Big Daddy" wygrał w marcu 2007 roku. Później wychodził do ringu jeszcze przez trzy i pół roku.

Brał walki, jak leci. Holandia, Rumunia, Węgry, Chorwacja, Bułgaria. Gdy tylko można było zarobić, nie wahał się. Niestety był już tylko cieniem groźnego wojownika. Przegrywał raz za razem, często przed czasem. Przyjął mnóstwo ciężkich ciosów. Ogółem z 85 walk aż 25 przegrał przez nokaut.

Zapłacił za to bardzo wysoką cenę. Stracił zdrowie. W 2012 r. zdiagnozowano u niego wczesne stadium CTE, czyli chronicznej encefalopatii pourazowej. To choroba zwyrodnieniowa, na którą zapadają najczęściej ci, którzy uprawiali sporty kontaktowe - bokserzy czy wojownicy MMA, ale także zawodnicy ligi futbolu amerykańskiego NFL.

"Już dawno odebrałbym sobie życie"

Zaburzenia mowy, kłopoty z koordynacją, a przede wszystkim stopniowa utrata pamięci - to objawy występujące u Goodridge'a. O tym, jak poważny jest stan byłego wojownika UFC czy PRIDE, mogliśmy się przekonać w styczniu, gdy wyemitowano program Inside MMA.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×