Im starszy, tym lepszy. Aziz Karaoglu nie przestaje zaskakiwać

Zawodnicy w jego wieku myślami są już na emeryturze. On zamierza dopiero sięgać po największe laury. Już w piątek na KSW 35 postara się odebrać pas Mamedowi Chalidowowi. Taki jest Aziz Karaoglu, były piłkarz i właściciel firmy ochroniarskiej.

Artur Mazur
Artur Mazur

Urodził się i mieszka w Niemczech, w Duesseldorfie, ale jego rodzina pochodzi z Turcji - Szlak przetarli moi rodzice, dokładnie 43 lata temu. A powód był prozaiczny: mój ojciec emigrował w poszukiwaniu pracy, założył rodzinę, pojawiło się czworo dzieciaków i postanowił pozostać w Niemczech - tłumaczy 39-letni Karaoglu, który od dziecka marzył, aby zostać sportowcem.

- Sport był całym moim życiem - przez 11 lat, do 18. roku, byłem piłkarzem. Grałem w amatorskich drużynach, ale wierzyłem, że uda mi się coś w piłce osiągnąć. To dziwne, ale po tych wszystkich latach uznałem, że futbol już mnie nie kręci, nie widziałem w sobie już tej iskry, która sprawiła, że zająłem się piłką. Poczułem, że potrzebuję czegoś, co da mi większą dawkę adrenaliny, czegoś bardziej dynamicznego. W wieku 19 lat uznałem, że to wszystko znajdę w sportach walki i tak trafiłem do boksu - wspomina.

Po zaledwie dwóch miesiącach treningów bokserskich, Karaoglu udał się do Holandii, gdzie zetknął się z muay thai. Wszystko działo się strasznie szybko. Po kolejnych dwóch miesiącach przyszedł czas na pierwszą walkę w boksie tajskim.

ZOBACZ WIDEO Popek już w KSW? Maciej Kawulski wyjaśnia

- To było trochę szalone: po czterech miesiącach treningów wyszedłem do ringu. Oczywiście wygrałem, poczułem, że w końcu znalazłem to, czego szukałem. Minęły dwa miesiące i znów wyszedłem do ringu. W bardzo krótkim czasie stoczyłem 4 pojedynki: trzy w boksie tajskim i jeden w MMA. Wszystkie padły moim łupem - tłumaczy.

Zwycięstwa mocno go podbudowały, dlatego przyjmował wszystkie pojawiające się oferty. Po udanych starciach postanowił wziąć udział w gali IAFC Pankration World Championship, która odbyła się w kwietniu 2000 roku w Moskwie.

- To był jeden z największych turniejów MMA na świecie. Zmierzyłem się tam z dwukrotnym zwycięzcą cyklu, jednym z najlepszych zawodników na świecie w tym czasie, Maksimem Tarasowem. To była walka na wyniszczenie - bez rękawic, bez zasad. Można było robić dosłownie wszystko: kopać leżącego po głowie, uderzać głową i łokciami - wyjaśnia.

Do tego pojedynku Karaoglu przygotował Daniel D'Dane, legenda niemieckiego MMA, człowiek, który spopularyzował ten sport za naszą zachodnią granicą. - Sama walka była bardzo emocjonująca, ale po raz pierwszy musiałem przełknąć gorycz porażki. Zostałem poddany, ale to było dla mnie niesamowite doświadczenie - mówi.

Po pokonaniu Roberto Flamingo w kolejny starciu, słuch po Karaoglu zaginął. - Rozkręciłem własną firmę ochroniarską i zabrakło czasu na regularne występy. Wtedy potrzebowałem kasy, a sporty walki ich nie gwarantowały. Ale nie porzuciłem treningów. Pracując w ochronie, musisz dbać o swoją kondycję, siłę, sprawność - przekonuje Karaoglu.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×