Joanna Jędrzejczyk: Siniaki bez wstydu

- W Polsce MMA kojarzy się z dwoma nakoksowanymi facetami, którzy przed walką wyzywają się od cweli. Ludzie myślą, że jesteśmy zbirami, którzy próbują sobie dorobić po pracy na bramce w nocnym klubie - mówi mistrzyni UFC.

Michał Kołodziejczyk
Michał Kołodziejczyk
Joanna Jędrzejczyk Getty Images / Michael Reaves / Na zdjęciu: Joanna Jędrzejczyk

Michał Kołodziejczyk, WP SportoweFakty: Jaki jest pani wymarzony mężczyzna?

Joanna Jędrzejczyk: Wrażliwy.

Myślałem, że...

Nie, nie lubię dużych, ostrych i wysportowanych facetów. Nie tego szukam. Ważne jest zrozumienie, rozmowa. Mój facet jest ciepły i pełen miłości, poza tym czuję, że mogę mu ufać. Jest oddany dla domu i bliskich. Życie ze mną nie jest łatwe, ale Przemek to rozumie, bo sam był sportowcem i wie, z czym to się je.

To z czym to się je?

Pyta czasem, gdy wylatuję do Stanów: "Znowu musisz mi uciekać na trzy miesiące?". A przecież nie mam go po co zabierać. Każdy z nas ma swoje życie, zabiorę go na te trzy miesiące i co? Każę na siebie patrzeć jak na obrazek? Swoją przyszłość wiążemy z Polską, Warmią, Olsztynem. Umówiliśmy się na taki związek na odległość. Nie jest łatwo, ale przecież wyjeżdżam na chwilę, zaraz wracam. Teraz jestem sportowcem, ale przecież to tylko jakiś epizod w moim życiu.

To kim pani jest na co dzień?

Normalną dziewczyną. Kiedyś przeczytałam jakąś książkę pełną dobrych rad, jak być dobrą kobietą. Część z nich wykorzystuję. Na przykład: "Nie powinno się krytykować przyszłej teściowej, bo to zniechęca partnera". No to staram się nie krytykować. Nie można też myśleć tylko o tym, żeby dobrze wyglądać. Zwariowałabym, gdybym musiała zrywać się o szóstej, żeby się umalować tylko po, żeby mój przyszły mąż nie zobaczył mnie bez makijażu. Bo jeszcze pomyślałby, że jestem brzydka. Każda kobieta musi też trochę ugotować, posprzątać i uprasować.

I naprawdę pani to robi?

Prasowanie za bardzo mi nie wychodzi. Kiepska w tym jestem, ale jak się postaram, to nie słyszę narzekania. Gotuję za to całkiem nieźle, zwłaszcza włoskie dania. Kiedy trenuję w Stanach przed walką, muszę jeść bezglutenowo, więc gdy wreszcie nie muszę się ograniczać, to przygotowuję pyszne makarony i inne mączne rzeczy. Pytał pan o moją codzienność - dla swojego narzeczonego jestem jednocześnie dziewczyną i kumplem. Rozumie pan? W piłkę pójdę pograć i do łóżka też pójdę.

Lubi pani dzieci?

Lubię. I kiedy przyjdzie na nie czas, zrezygnuję ze sportu. Jestem takim ćpunem życia. Jak coś robię, to na sto procent, nie lubię załatwiać spraw po łebkach. Teraz jest czas na karierę i staram się wycisnąć z tego, ile się da. A jak przyjdzie czas na małżeństwo i macierzyństwo, skoncentruję się tylko na tym. Ludzie mówią, że nie wytrzymam bez sportu, że do niego wrócę, ale znam siebie i wiem, że tak nie będzie. Chcę z każdego dnia czerpać radość i energię. I chcę dawać jej jak najwięcej ludziom, którzy są dla mnie ważni.

Daje pani też trochę radości tym, którzy osobiście pani nie znają. Czuje pani, że jako sportowiec, może być traktowana jako wzór?

Nie lubię o tym mówić. Nauczyłam się już, że jak ktoś mi mówi miłe rzeczy, to dziękuję, ale był czas, kiedy takie słowa bardzo mnie zawstydzały. Kiedy byłam młodsza, też szukałam wzorców, miałam swoich idoli i to strasznie dziwne uczucie, gdy słyszę, że sama teraz nim się stałam. Podchodzą do mnie rodzice dzieciaków i mówią: "Moja córka, mój syn, chcą być, jak pani". Tak, to jest coś wspaniałego. Myślę, że moja historia stała się jeszcze bardziej prawdziwa po publikacji biografii, w której jasno określiłam, że tak naprawdę w życiu najważniejsze jest bycie w zgodzie z samym sobą.

No, w książce były różne rzeczy. O dawaniu chłopakom w nos na dyskotece także.

Jestem dorosłą osobą, świadomą tego, co robię, co mówię i jaką historię mam za sobą. Za wszystko odpowiadam. Nigdy nie wykorzystywałam umiejętności do złych spraw. Pokazałam za to, jak ciężką pracą można coś osiągnąć i jeżeli moja droga może dokonać choćby małej zmiany w życiu innej osoby, to będę bardzo szczęśliwa. Na krytykę też jestem gotowa, chociaż akurat po autobiografii nie otrzymałam żadnych negatywnych głosów. Ludzie mówią, że jestem prawdziwa.

Dla swojego narzeczonego jestem jednocześnie dziewczyną i kumplem. Rozumie pan? W piłkę pójdę pograć i do łóżka też pójdę.

To dla pani ważne?

Kiedyś, kiedy jeszcze nikt mnie nie znał, udzieliłam wywiadu regionalnej telewizji. Obejrzałam to później i zrobiłam się czerwona ze wstydu. Że się jąkam, że powiedziałam to, czego nie chciałam, a zostało mi narzucone przez dziennikarza. Wtedy powiedziałam: "dość" i postanowiłam, albo pokazywać się taką, jaka jestem naprawdę, albo w ogóle się nie pokazywać. Przecież jestem zwariowana, pozytywna, uśmiechnięta, przecież wiem, co chcę osiągnąć w życiu. Wcześniej czy później prawda wychodzi na jaw i udawanie kogokolwiek nie ma sensu. Nie można dziś zachowywać się tak, a jutro inaczej. Wiem, że na spotkanie biznesowe nie mogę przyjść w dresie, ale wiem też, że w domu mogę się wyszaleć i robić głupoty. Od wielu lat pokazuję, że jestem tą samą osobą, nic się nie zmieniłam. To też jest klucz do sukcesu.

Słyszałem, że jednak się pani trochę zmieniła. Jest pani mniej otwarta na ludzi?

Tylko tyle, ile wymusiły okoliczności. Byłam jak moja mama - zawsze dobra, a później dostawałam po tyłku. Brakowało mi asertywności, nie mówiłam tego, co leżało mi na sercu. Pracowałam nad tym i się udało. Teraz wolę głośno stwierdzić: "Hej Stefka, nie podoba mi się to i to, wkurza mnie, jak tak robisz", niż obgadać Stefkę za jej plecami. W dzisiejszych czasach to rzadkie, ludzie w rozmowie twarzą w twarz nie mają odwagi.

Wydaje się pani świadomie sterować swoim wizerunkiem, także medialnym. Z jakim produktem ma się kojarzyć marka "Jędrzejczyk"?

Nie tworzę żadnego wizerunku. Chcę tylko udowodnić, że zawodnicy MMA są wartościowymi ludźmi. To nie jest łatwa sprawa, bo kiedy widzę jakąś konferencję w Polsce przed walką, to siedzi tam dwóch nakoksowanych facetów, którzy wyzywają się od cweli. Wtedy właśnie pan Nowak i pani Kowalska wyrabiają sobie zdanie o mojej dyscyplinie. MMA kojarzy się u nas w kraju ze zbirami, sportem dla osiłków, którzy próbują sobie dorobić, bo na bramkach w nocnych klubach za dużo nie zarabiają. Za granicą się nas szanuje, ceni się nas, jesteśmy partnerami do dyskusji dla artystów, polityków. Conor McGregor przetarł szlak i pokazał, jak zarobić setki tysięcy dolarów. Może nie jestem pionierem MMA w Polsce, ale na pewno jestem jedną z pierwszych osób, która wprowadza ten sport do main-streamu. Pokazuję, że mogę być ambasadorem Mercedesa czy O'Shee, a tu nie chodzi tylko o korzyści dla mnie, ale także dla tych, którzy pójdą moją ścieżką. Krzyczę głośno, że nie jesteśmy magmą, że mamy coś do powiedzenia, że nie trzęsą nam się ręce, że nie jesteśmy głupi. Kiedyś były czasy Kazimierza Deyny, później Andrzeja Gołoty, teraz są czasy MMA.

Już są?

Badania popularności pokazują, że nasza dyscyplina wygrała już z boksem. Oczywiście, nie ma nas na igrzyskach i pewnie długo nie będzie, a olimpiada to jednak przepustka do ekskluzywności, ale rośniemy w siłę z każdym miesiącem. MMA jest bardzo widowiskowe i przynosi zyski. Można zarobić duże pieniądze, pracować ze znanymi markami. Ludzie widzą tylko nasze walki w oktagonie, ale w treningu wykorzystujemy metody z kilkunastu innych dyscyplin. Trzeba przekonać niedowiarków - nie, nie chodzimy po dyskotekach bić ludzi, nie, nie zabijamy swoich szarych komórek. Myślę, że gdyby kibice mieli okazję porozmawiać z zawodnikami MMA, mogliby poznać ich z zupełnie innej strony.

ZOBACZ WIDEO Artur Szpilka: Nie wiem, co będzie dalej (WIDEO)
Czy Joanna Jędrzejczyk zachowa status niepokonanej mistrzyni UFC?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×