[tag=43626]
Fight Exclusive Night[/tag]: Tryska pan humorem, chyba w porządku, prawda?
Marian Ziółkowski: Tak, zdecydowanie. Wszystko idzie zgodnie z planem, nie mam prawa na nic narzekać. Przygotowania idą jak po sznurku, wróciłem z Brazylii i czekam na kolejne jednostki treningowe oraz sparingi. Zdrówko dopisuje, to najważniejsze, stopniowo jestem coraz lepszy, a to dopiero początek. Zostało sześć tygodni do walki i już nie mogę się doczekać.
Czuje pan ekscytację?
Na pewno, to jak do tej pory mój najważniejszy pojedynek w karierze. Stoczę walkę w Warszawie, czyli swoim mieście, będę mógł na własnej ziemi zdobyć pas mistrzowski federacji, która sporo znaczy w mieszanych sztukach walki. Cieszę się, że moje starania zostały wynagrodzone i będę mógł pokazać się z jak najlepszej strony.
Dużo osób zastanawia się, jak ten pojedynek będzie wyglądał. Mateusz Rębecki jest od pana duży niższy.
To prawda, trudno będzie Mateuszowi znaleźć sparingpartnera o podobnych gabarytach. To będzie mój atut, grzechem byłoby nie chcieć z tej przewagi skorzystać.
A może to będzie pana bolączka? Rębecki będzie doskonale wiedział, na co musi zwrócić uwagę.
Niech Mateusz układa to sobie w głowie tak, jak chce - to jego sprawa. Mniejsi zawodnicy mają to do siebie, że są szybsi, w ten sposób będą chcieli ewentualne braki maskować. Do tego dochodzi walka w półdystansie, siła - to wszystko ma znaczenie.
Nad siłą pan pracuje?
Tak, pracuję, muszę być gotowy na wszystkie ewentualności. Dziwnie to brzmi, ale ja po raz pierwszy w życiu wziąłem kreatynę. Trenuje, również siłowo, jestem coraz starszym zawodnikiem i muszę robić wszystko, żeby być coraz bardziej uniwersalnym fighterem.
Nad szybkością też musi pan pracować.
Jestem szybki, zawsze byłem. Nawet, gdy walczyłem z Romanem Szymańskim, to on nie mógł mnie trafić w stójce, może z raz otrzymałem od niego cios. Mateusz może być ode mnie bardziej dynamiczny, ale szybszy ode mnie nie będzie.
Ile pan waży dzisiaj?
Około 77 kilogramów, czasami nawet 75 - nie mam dużo do zbijania. Bez żadnego problemu zmieszczę się w limicie, nigdy nie miałem z tym problemu.
Mateusz na co dzień waży więcej.
Wiem, zdaję sobie z tego sprawę. Nie zajmuję się nim, skupiam się na sobie. Niech waży ile chce, ale to ja wygram 10 marca i zdobędę pas mistrzowski.
ZOBACZ WIDEO Szalony plan Narkuna przyniósł skutek. "Wszystko zapoczątkował Borek"