Już przed walką dało się zauważyć, że Mamed Chalidow przed występem w Łodzi jest zupełnie inny niż przed pojedynkami z Mańkowskim, Barnattem czy przede wszystkim z Karaoglu. W jego zachowaniu można było doszukać się dawnej iskry, głodu walki.
W samej konfrontacji z Narkunem to on przez 10 minut pokazywał młodszemu rywalowi jego miejsce w szeregu. Już na początku pojedynku ustrzelił go dwa razy, tak, że rozpędzona "Żyrafa" była poważnie zamroczona. Chalidow walczył odważnie, nie bał się wymian ciosów z cięższym rywalem, a wręcz zachęcał go do prawdziwej bijatyki. Chciał dać w Łodzi kibicom wielkie show i to zrobił. Nie było w tej walce chłodnej kalkulacji czy kładzenia się na plecach jak z pamiętnej batalii z Azizem Karaolgu na KSW 35. To był Mamed Chalidow w najczystszej postaci z niezwykłą pewnością siebie. Przegrał, bo tego dnia to Narkun miał swój dzień. Rewanż? Myślę, że to tylko kwestia czasu.
Co ważne, nareszcie kibice przyjęli ciepło Mameda Chalidowa. Nie było gwizdów, a pojawiło się dawno zapominane przez fanów w Polsce uznanie dla mistrza, który tyle lat reprezentuje Polskę w MMA. Co ważne, widać, że 37-latek nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w KSW. On z pewnością wróci silniejszy, a sportowa ambicja nie pozwoli mu na to, aby porażką zakończyć swoje występy przed polskimi fanami. Porażka z Narkunem to też motywacja do dalszych treningów, której tak brakowało Chalidowowi wcześniej.
Co dalej? Opcji na karierę Mameda w KSW wydaje się być kilka. Wszak wciąż jest on nr 1 w kategorii średniej, gdzie o walkę o pas prosi już pogromca Michała Materli, Scott Askham, ale temat rewanżu, po tak świetnej pierwszej walce z Narkunem, wydaje się być priorytetowy.
Waldemar Ossowski
[urlz=/inne/waldemar-ossowski]Inne teksty autora >>>
[/urlz]ZOBACZ WIDEO Mamed Chalidow po KSW 42: Absolutnie nie żałuję niczego, cieszę się z bardzo dobrej walki