Zrewanżować się za Kraków
Cel Jana Błachowicza w tej konfrontacji był jasny - zrewanżować się za kwiecień 2015 i galę UFC w Krakowie. Wówczas, w najważniejszej dla Polaków walce imprezy, Jimi Manuwa wygrał przez decyzję. Pojedynek był dość wyrównany i byłemu mistrzowi KSW niewiele zabrakło, aby osiągnąć sukces. Starcie jednak nie porwało publiczności i mało kto spodziewał się, że kiedykolwiek dojdzie do rewanżu.
Od tamtej pory obaj zawodnicy zanotowali duży progres i wskoczyli do ścisłej czołówki wagi półciężkiej Ultimate Fighting Championship. Przed starciem numer dwa Anglik zajmował w tej kategorii miejsce czwarte, zaś reprezentant Polski plasował się siedem pozycji niżej.
Błachowicz? "Nie ma szans w rewanżu!"
Faworytem rewanżowego pojedynku był Jimi Manuwa. Stawiali na niego nie tylko zagraniczni dziennikarze i kibice, ale przede wszystkim bukmacherzy. Kurs na jego triumf wynosił 1.45, zaś za zwycięstwo Błachowicza płacono prawie trzykrotność stawki.
W Polsce pojawiła się jednak wiara w triumf "Cieszyńskiego Księcia". W Londynie wspierali go kibice znad Wisły, którzy dawali mu duże szanse na zwycięstwo, większe nawet niż trzy lata temu. W końcu Błachowicz udowodnił między innymi w starciu z Alexandrem Gustafssonem, że należy do światowej czołówki i nie należy go lekceważyć. Rewelacyjne zwycięstwa nad Devinem Clarkiem i Jaredem Cannonierem dodatkowo go zmotywowały.
ZOBACZ WIDEO Mamed Chalidow po KSW 42: Absolutnie nie żałuję niczego, cieszę się z bardzo dobrej walki
Wojna w oktagonie. "Co za mordobicie!"
Początek walki obfitował w taktyczne uderzenia. Obaj zawodnicy wyglądali w oktagonie jak światowej klasy pięściarze, którzy szukają swojej szansy na nokaut. "Cieszyński Książę" był nieco zestresowany, ale przełamał stres. Po dwóch i pół minutach trafił Manuwę, przez co ten trafił na deski! Na twarzy Brytyjczyka pojawiła się krew, ale wykazał się odpornością i pomimo zamroczenia wytrzymał trudną sytuację. Walka przeszła do klinczu, który cieszynianin rozerwał. Wojownicy wrócili na środek klatki, zabrzmiał gong. Publiczności ta runda wyraźnie się podobała. Zwłaszcza tym polskim, bo ich ulubieniec prowadził na kartach punktowych.
Błachowicz rozpoczął drugą rundę od obalenia, ale parterem nie nacieszył się nawet na kilka sekund. Polak wyglądał na nieco zmęczonego i po dwóch minutach tej odsłony zaprowadził Manuwę do klinczu. Tam kontrolował i obalił, ale duszenie zza pleców zakończyło się nieskuteczną próbą. Na 30 sekund przed końcem odsłony duże wrażenie zrobiło wysokie kopnięcie gospodarza. Po dziesięciu minutach prawdziwej bijatyki było wiadome, że wszystko powinno rozstrzygnąć się w przeciągu kolejnych pięciu minut.
Przed trzecią, ostatnią fazą batalii kibice nagrodzili obu zawodników gromkimi brawami. Nos Manuwy z minuty na minutę wyglądał coraz gorzej. Tempo nieco osłabło, wojownicy walczyli sercem, siły było coraz mniej. Kluczowe okazało się obalenie Błachowicza na 30 sekund przed końcem walki. Przeleżał swojego przeciwnika i po ostatnim gongu pokazał gest zwycięstwa. Na werdykt musiał jednak zaczekać.
To była wielka walka, którą świetnie podsumował na Twitterze prezes PZPN-u, Zbigniew Boniek. Napisał w jej trakcie: - Co za mordobicie!
Wielka walka, wielki triumf
Werdykt sędziów był wyczekiwany przez obie strony. Wskazali oni jednogłośnie - 30-28, 30-28, 30-27 dla Jana Błachowicza! To była jego największa wygrana w karierze i zarazem udany rewanż. Tak wysoko nie był żaden męski reprezentant Polski w UFC.
Reprezentant Polski jest na fali trzech zwycięstw z rzędu i wśród jego potencjalnych przeciwników jest już tylko światowa czołówka. Pokonał piątego zawodnika na świecie, więc na horyzoncie pojawić się może nawet walka o mistrzowski pas, którego aktualnym posiadaczem jest Daniel Cormier.