Maciej Szumowski: Jana Błachowicza droga na szczyt. O krok od marzeń (komentarz)

WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski  / Na zdjęciu: Jan Błachowicz
WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: Jan Błachowicz

Żaden z polskich zawodników nie był tak blisko walki o pas UFC, jak Jan Błachowicz (22-7). "Cieszyński Książę" jest o krok od spełnienia swoich największych marzeń.

Pomimo niedawnych i dość pechowych porażek Krzysztofa Jotki, Joanny Jędrzejczyk czy Karoliny Kowalkiewicz polscy kibice nie mają się o co martwić. Nasz kraj wciąż jest jedną z europejskich potęg w UFC. Sobotnia gala w Moskwie może to udowodnić. Wszystko w rękach Jana Błachowicza.

Piszę to zapewne już któryś raz, ale się powtórzę. To, jak w UFC ostatnio radzi sobie cieszynianin, powinno być dla wielu wzorem. Jego kariera przypomina zwariowany rollercoaster. Świetny nokaut w debiucie, cztery porażki w pięciu kolejnych walkach i cudowne odrodzenie - trzy zwycięstwa w efektownym stylu.

W Błachowicza każdy kiedyś zwątpił. Przyznam, że sam wątpiłem w jego pozostanie w UFC po porażkach. Co prawda przegrywał z czołówką, ale jego dyspozycja w oktagonie bywała rozczarowująca. Od promotorów dostał jednak drugą szansę. I świetnie ją wykorzystał.

Wyróżnić warto zwłaszcza ostatni triumf, przez który Błachowicz udowodnił, że jako zawodnik MMA poczynił ogromny progres i, pomimo 35 lat na karku, tytuł najlepszego na świecie jest w jego zasięgu. W marcu zrewanżował się za porażkę z gali UFC w Krakowie na Jimim Manuwie i nie dał mu większych szans na dystansie piętnastu minut. Trzy lata wcześniej sam został zdominowany przez "Poster Boya".

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: białoruski zawodnik MMA zbojkotował program TV

Pora na kolejne wyzwanie. Pozornie może się wydawać, że pojedynek czwartego w rankingu Błachowicza z nienotowanym Nikitą Kryłowem to missmatch, bezsensowne starcie. Tak jednak nie jest. Co prawda Ukrainiec bił się ostatnio poza szeregami światowego potentata, ale nie wybrał tej drogi z musu, tylko własnego kaprysu. Przetestował rynek i wybrał bardziej atrakcyjną finansowo ofertę od Rosjan. Przy okazji udowodnił, że stał się coraz mocniejszym zawodnikiem.

26-latek z Doniecka, który na początku swojej kariery w Ultimate Fighting Championship często był wyśmiewany ze względu na braki w stójce, rozwija się w równie szybkim tempie. Jako rywal byłego mistrza KSW będzie bardzo groźny. W MMA wygrał 24-krotnie - za każdym razem przed czasem.

Nie oznacza to jednak, że nasz zawodnik jest bez szans. Bukmacherzy bardziej wierzą w Ukraińca, ale nie brakuje głosów kibiców, którzy są spokojni o zwycięstwo Polaka. Jego pewność siebie, mądra taktyka i rozwaga mogą być kluczem do sukcesu podczas gali w Moskwie.

Druga taka szansa od UFC może się nie pojawić. Jeżeli Błachowicz wygra, to wykorzysta słabość wagi półciężkiej. Walka o tytuł będzie o krok. W rankingu przed nim są tylko Alexander Gustafsson, Volkan Oezdemir i Ilir Latifi. Ze Szwedami cieszynianin się już nawet bił. Z "Maulerem", pomimo porażki, dał bardzo dobre starcie i zdobył uznanie wśród zagranicznych ekspertów, a "Sledgehammera" powalił na deski.

Istotnym faktem jest też, że mistrz Daniel Cormier niedawno zdobył też pas kategorii ciężkiej i nie wiadomo, którą dywizję wybierze. Większe pieniądze, szum medialny i lepsi rywale powinni pojawić się w większym limicie.

Ze spekulacjami trzeba się jednak wstrzymać. Czas na rozliczenia nadejdzie po gali UFC w Moskwie.

Maciej Szumowski 

>> Zobacz inne teksty tego autora

Komentarze (0)