[tag=7087]
Pudzianowski[/tag] i Kołecki zmierzyli się z sobą w sobotni wieczór w Łodzi. Jedno z głównych starć gali KSW 47 zostało przerwane już w pierwszej rundzie. Po próbie obalenia ze strony Kołeckiego, Pudzianowski doznał kontuzji mięśnia dwugłowego uda i nie był w stanie kontynuować walki.
Artur Mazur WP SportoweFakty: Już po diagnozie?
Mariusz Pudzianowski: Aktualnie kuśtykam od lekarza do lekarza: skierowanie do kliniki, konsultacje, USG i tak dalej. Wiadomo już, że oberwało się 80 procent mięśnia dwugłowego. Czyli nie jest tak źle, bo mógł się oberwać cały. Chyba nie trzeba będzie tego naprawiać operacyjnie.
Jakie są rokowania? Co to oznacza?
Doskonale wiem, bo miałem już pozrywane bicepsy. Nikt mnie nie wpuści na salę treningową przez najbliższych 6 tygodni. Po tym czasie zaczniemy od ćwiczeń na orbitreku, potem rehabilitacja. Myślę, że po trzech miesiącach wrócę do normalnych treningów.
ZOBACZ WIDEO: KSW 47: Ból i cierpienie. Zobacz zejście do szatni poturbowanego Pudzianowskiego
Domyślam się, że w pierwszej chwili ból był ogromny. Jak to wygląda teraz?
Jakoś kuśtykam. Ale mam problem ze wstawaniem z krzesła czy łóżka. Ten ból przypomina skurcz. To tak, jakby cię złapał skurcz w udzie i trzymał przez cały czas.
Zobacz także: KSW 47. Janikowski zabrał głos po brutalnym nokaucie. "Jestem wściekły"
Możesz opisać ten feralny dla ciebie moment?
Szymon próbował poderwać moje nogi, a ja chciałem skontrować i szarpnąłem mocno. Cały czas mam dynamit w nogach. Te mięśnie są dynamiczne i silne. Aż za silne. W momencie jak szarpnąłem, mięsień nie wytrzymał i strzelił. Noga momentalnie zrobiła się sztywna. Poczułem, jakby prąd przez nią przeszedł. A dalej to widzieliście sami - nie byłem w stanie podnieść się o własnych siłach.
To nie był jedyny bolesny moment dla ciebie w tej walce. Otrzymałeś też mocne, przypadkowe uderzenie w krocze.
To kolano Szymona aż mnie poderwało z maty. W jednym momencie zachciało mi się wymiotować i s***ć. Miałem ochotę zdjąć rękawice i powiedzieć: mam już k***a dość! To uderzenie czuję do tej pory. Wiem, że Szymon celowo tego nie zrobił. Absolutnie nie mam do niego żadnych pretensji. Takie rzeczy się zdarzają w ferworze walki. To jest MMA. Do klatki nie wchodzimy, żeby się pieścić albo obściskiwać. Stało się, co się stało. Idziemy dalej.
Jak oceniasz występ Szymona?
Radzi sobie. Trzeba mu to oddać. Ale wydaje mi się, że jakby nie było tej przerwy, tej kontuzji, to umęczyłbym go na pełnym dystansie. Dla mnie jedna runda, to nie jest walka. Jestem już przyzwyczajony do dłuższych pojedynków. Zresztą już pokazałem, że potrafię się bić na dłuższym dystansie.
Po gali Mirek Okniński, trener Kołeckiego, przeprosił za prowokacje pod adresem twoim, twojego brata i rodziny. Dodał też, że wciąż jesteś żywą legendą MMA w Polsce. Kimś, kto wyniósł ten sport na inny poziom.
Ten pan mnie nie interesuje! Nie chcę mieć z nim nic do czynienia. Nie chcę żadnych przeprosin. Nie potrzebuję ich. Są pewne zasady i granice, których się nie przekracza. Chcę, żeby była jasność - Szymona Kołeckiego bardzo szanuję. To człowiek z klasą. Gdybym mógł, to nawet dziś usiadłbym z nim na przysłowiowym piwku. Wygrał, należało mu się, miał więcej szczęścia. Czasami szczęście sprzyja lepszym. On potrafił się zachować, jego trener - nie. Na tym zakończmy ten temat.
Zobacz także: KSW 47. Znakomity debiut Szymona Kołeckiego. Oto jego potencjalni rywale
Dwie bolesne przegrane w rekordzie: wcześniej Karol Bedorf, teraz Kołecki. Co dalej?
A bo to raz przegrywałem? Sportem zajmuje się już 20 lat i wiem, że czasami się wygrywa, a czasami przegrywa. Tym razem przegrałem bardziej sam ze sobą niż z przeciwnikiem. Podobna historia spotkała mnie w 2009 roku. Wtedy też musiałem odpuścić zawody, które pewnie bym wygrał. Nie poddaję się. Jakoś się po tym wszystkim poskładam i wrócę. Nie uważam, że dostawałem od Szymona baty. Chciałem się lać dalej, ale noga powiedziała "dość".