Polak był faworytem walki. Na ważeniu zawrzało
Starcie polsko-rosyjskie od początku wywoływało wielkie emocje. Te zostały jednak zwiększone do maksimum podczas piątkowej ceremonii ważenia.
Gospodarz być może w ten sposób chciał pokazać Polakowi, że się go nie boi. Pomimo mniejszego doświadczenia w zawodowym MMA, to właśnie 25-latek z Barek był wskazywany w roli faworyta - przez bukmacherów, kibiców i ekspertów.
ZOBACZ WIDEO Nie ma rywala dla Mateusza Rębeckiego. "Chciałbym walczyć jak najszybciej"
- Oleksiejczuk wygra przez nokaut w drugiej rundzie, ale mogę się mylić i wygra już w pierwszej. Ale nie mamy ciśnienia, chcemy tylko wygrać. Nieważne, która runda. Nieważne czy przez nokaut, czy na punkty - zapowiadał w rozmowie z WP SportoweFakty trener Michała Oleksiejczuka, Mirosław Okniński.
Błyskawiczny nokaut!
Jak się później okazało, prekursor polskiego MMA się nie pomylił w swoich przewidywaniach.
Rosjanin bardzo szybko chciał zaatakować i wywrzeć presję na Polaku. To jednak on błyskawicznie został trafiony i po 30 sekund walki już dwukrotnie lądował na deskach! Za trzecim razem, po 44 sekundach, pojedynek został przerwany po uderzeniach "Lorda". Chwilę później dumny z sukcesu Oleksiejczuk mógł cieszyć się z drugiego triumfu w oktagonie UFC.
- Chciałem podjąć szybką walkę, żeby każdemu się podobało. Może krótko, ale mam nadzieję, że każdy dzięki temu mnie zapamięta. Będę piął się na szczyt, po to tutaj jestem. Będę najlepszy, prędzej czy później - przyznał "Lord" w rozmowie tuż po walce.
Zobacz nokaut:
Light heavyweights, remember the name!
— UFC Europe (@UFCEurope) 20 kwietnia 2019
Michal Oleksiejczuk in DOMINANT fashion! #UFCStPetersburg pic.twitter.com/QlXSkXrDdc
Aktywny początek roku Polaka. Kto następny?
Rok 2019 Oleksiejczuk rozpoczął aktywnie. Poprzednie starcie stoczył podczas gali UFC on ESPN+ 3 w Pradze, 23 lutego. Już w pierwszej rundzie znokautował Giana Villante'ego. Powrócił tym samym do oktagonu największej organizacji MMA na świecie po ponad rocznej przerwie spowodowanej wpadką dopingową.
Drugie zwycięstwo z rzędu, na dodatek w efektownym stylu i z wysoko notowanym rywalem, z pewnością przybliży reprezentanta Polski do starć z czołówką swojej kategorii wagowej.
Większe powody do zmartwienia ma Antigułow, który przegrał już po raz drugi z rzędu. Wcześniejsze wygrane nad Marcosem Rogeriem de Limą i Joachimem Christensenem powinny zagwarantować jednak byłemu mistrzowi ACB pozostanie w szeregach światowego giganta. Kolejna walka będzie miała dla niego charakter starcia o być albo nie być.