Ireneusz Szydłowski: Zawsze liczyłem tylko na siebie

Newspix / GRZESIEK JEDRZEJEWSKI / 058sport.pl  / Na zdjęciu: Ireneusz Szydłowski
Newspix / GRZESIEK JEDRZEJEWSKI / 058sport.pl / Na zdjęciu: Ireneusz Szydłowski

Ireneusz Szydłowski (8-3), pomimo 46 lat, nie zamierza porzucać kariery w MMA i przyjmuje kolejne wyzwania. 5 lipca ulubieniec trójmiejskiej publiczności ponownie wejdzie do klatki. - Gaże za walkę nie mają dla mnie znaczenia - mówi.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

Waldemar Ossowski, WP SportoweFakty[/b]: 5 lipca kolejna pańska zawodowa walka. Zastanawiam się, czy wpływ na decyzję pana, aby podjąć pojedynek na gali RWC 3, miał fakt, że gala odbywa się w Trójmieście?

Ireneusz Szydłowski, zawodnik MMA: Takich typowych ofert nie było. Na razie związałem się z RWC. Szczerze mówiąc, nie uderzałem też do innych organizacji. Chciałem rozmawiać z FEN-em o gali w Ostródzie, ale dostałem propozycję z RWC i z niej skorzystałem.

RWC to nowa organizacja na polskim rynku MMA, ale jak na razie zbiera ona dużo pozytywnych opinii. Jak pan oceni ją na tle innych federacji, dla których walczył?

Na pewno jest świetny kontakt z właścicielami federacji. W kwestiach organizacyjnych myślę, że jest na podobnym poziomie co inne federacje.

Ile walk w tym roku planuje pan stoczyć?

Podejrzewam że będą dwie. Mam takie wiadomości, że kolejna gala RWC odbędzie się w grudniu, więc będzie sporo czasu na odpoczynek i przygotowanie do kolejnego pojedynku.

Czy starty w MMA rozpatruje pan w ogóle pod względem finansowym? Wydaje mi się, że nie poszukuje pan sponsorów, ani nie martwi się o termin przelewu za pojedynek. To hobby?

Chyba tak (śmiech). Sponsorów nie szukam. Zawsze liczyłem tylko na siebie i tak naprawdę nie oczekuje, że ktoś mi coś da. Jeżeli mam reklamować cokolwiek, to mogę to robić dla własnych firm, które prowadzę. Nie zawsze na to znajduje jednak czas. Walczę w MMA czysto hobbystycznie, gaże za walkę nie mają dla mnie znaczenia. Przyszłości finansowej z MMA nie wiążę, na pewno nie w tym wieku. Może jakbym miał 20 lat, to inaczej bym do tego podchodził.

ZOBACZ WIDEO: Sektor Gości 108: Marek Szkolnikowski: W TVP Sport chcemy pokazać widzom wszystko, co najważniejsze [cały odcinek]

Zobacz także: Leszek Krakowski zawalczy na KSW 49

Dlaczego tak późno rozpoczął pan zawodową karierę?

Bardzo wcześnie założyłem rodzinę i najpierw trzeba było myśleć o nich, a później o rozwoju swoich biznesów, żeby żyć na odpowiednim poziomie. Później przyszedł czas, aby pójść w sport. Jak ja miałem 20 lat, to na sporcie w Polsce nie zarabiał nikt. Ciężko było myśleć o jakiejś karierze. Teraz, kiedy mam większość spraw poukładanych, mogę zająć się tym, co mnie pasjonuje.

20 lat temu nikt nie mówił też poważnie o MMA...

Tak naprawdę nie było mowy o czymś takim. Ten sport dopiero raczkował na świecie, za oceanem i w Japonii. Jeśli chodzi o sztuki walki, to boks, kickboxing wtedy wiodły prym.

Jakie organizacje interesowały się panem oprócz FEN i RWC?

Była propozycja od czeskiej organizacji XFN - w styczniu. Tylko, że ja po ostatniej walce, w grudniu, wyjechałem na ponad miesiąc na Filipiny, do Hongkongu i później miałbym za mało czasu na przygotowania. Dlatego tej propozycji nie mogłem wziąć. W podobnej sytuacji byłem, kiedy brałem propozycję walki z ACB z Pawłem Kiełkiem. Wtedy nie byłem zadowolony ze swojej postawy. Byłem strasznie wykończony. Wówczas również wróciłem po tournée w Chinach, ale z trudem zrobiłem wagę i byłem wrakiem człowieka.

Zobacz także: Ambitne plany Chabiba Nurmagomiedowa

Wróćmy może do pana ostatniej walki z Krzysztofem Sową na gali w Kościerzynie. Krew lała się potwornie, nokaut wisiał w powietrzu od pierwszych sekund. Pana chyba ciężko jest znokautować?

Tak naprawdę to Krzysztof na mnie ruszył. On narzucił taki styl walki, taką bijatykę, bo ja być może inaczej bym ją rozegrał. W tej klatce zrobiła się straszna awantura. Ja ja musiałem przyjąć. Mówiąc szczerze, to było dla mnie jak woda na młyn. Ja dobrze się w tym czuje. Lubię walczyć spokojnie, ale wymiany ciosów to też moja domena. Trzeba mnie naprawdę uwalić, żebym poddał walkę.

Przy pana walkach nie da się nie zauważyć głośnego wsparcia pańskich bliskich - żony i córek. Czy jednak w domu nie nakłaniają one pana, aby dał już sobie spokój z MMA?

Myślę, że nie. One wiedzą, że takie słowa by do mnie nie dotarły. Do mojej żony dzwoni często moja mama i prosi ją, aby mi wybiła MMA z głowy. Ja jednak sam będę widział, kiedy to zakończyć.

Na razie kibice nie muszą się martwić, że 2019 rok będzie dla pana ostatnim w MMA?

Raczej nie. Dopóki się dobrze czuję na treningach i w walce, to będę to robił.

Komentarze (4)
avatar
Salva
7.05.2019
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
faktycznie znaczace federacje w swiecie heh 
avatar
Klemek
7.05.2019
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
20 lat temu ciężko na sporcie było zarobić? Dziwne, wystarczy popatrzeć na Korzeniowskiego