European Fight Masters 3: Niemcy w czasie pandemii

Dortmund na pierwszy rzut oka wyglądał na opustoszałe miasto - takie, które zmaga się z pandemią. Dopiero kiedy weszliśmy na główny deptak, zobaczyliśmy ścianę ludzi. Jak na meczu miejscowej Borussii.

Artur Mazur
Artur Mazur
Niemcy w czasie pandemii WP SportoweFakty / Artur Mazur / Niemcy w czasie pandemii

Dortmund odwiedziliśmy przy okazji sobotniej gali European Fight Masters 3. Do największego miasta Zagłębia Ruhry udaliśmy się na kilka godzin przed sobotnimi pojedynkami i starciem wieczoru pomiędzy Michałem Materlą i Khalidem Ottem.

Dla dziennikarzy pracujących przy okazji gal MMA sobotni poranek jest okazją do zwiedzania. Piątek to intensywna praca, oficjalne ważenie, wywiady, montaż, rozmowy z kolegami z innych redakcji. Z Castrop Rauxel (to tutaj odbyła się gala EFM 3) do Dortmundu ruszamy tuż po śniadaniu.

Najpierw odwiedziliśmy stadion Signal Iduna Park. To świątynia kibiców Borussii. Na miejscu nie zastajemy tłumów.
Stadion Borussii Dortmund Stadion Borussii Dortmund
W sklepie z pamiątkami ruch nieco większy niż pod stadionem. Każdy wchodzący do środka - jak zaprogramowany - sięga po maseczkę, nieodłączny element ekwipunku podczas tego wyjazdu. O tym obowiązku zapomina jedynie kolega z zaprzyjaźnionej redakcji, ale pomoc przychodzi już po chwili.

- Proszę założyć maskę - mówi kasjerka.
- Przepraszam, zapomniałem, już to robię - odpowiada kolega i niedbale naciąga maskę na usta.
- Ale nos również proszę zasłonić - nalega sprzedawczyni.

Wyjazd na galę EFM 3 uświadomił nam, że Niemcy, w przeciwieństwie do Polaków, stosują się do obowiązku noszenia maseczek w pomieszczeniach zamkniętych. Być może dlatego, że ich brak może skutkować mandatem w wysokości 500 euro.

Po stadionie czas na centrum miasta. Kilka minut jazdy po Dortmundzie wygląda jak podróż po opuszczonym mieście. Chociaż jest pogodnie i słonecznie, ulice są wyludnione. Widok typowy dla każdego miasta w dobie pandemii.

Ludzi odnajdujemy dopiero w jednej z galerii przytulonej do ulicy Westenhellweg. Deptak ten jest wizytówką miasta i jego główną ulicą handlową. W ciągu godziny odwiedza to miejsce nawet kilkanaście tysięcy ludzi. Galeria jest wypełniona. Każdy oczywiście w maseczce. Po szybkich zakupach czas na spacer. Wychodzimy na deptak i wtedy uświadamiamy sobie, że Dortmund nie jest miastem wyludnionym. Spotykamy ścianę ludzi. Jak na trybunie najbardziej zagorzałych fanów Borussii.
Westenhellweg - główny deptak Dortmundu Westenhellweg - główny deptak Dortmundu
Spacer przypomina slalom pomiędzy ludźmi. Są tu żebracy, bębniarze, muzycy, turyści i przede wszystkim mieszkańcy Dortmundu, którzy korzystają z uroków soboty i na chwilę zapominają o pandemii. Po kilku minutach slalomu docieramy do placu nieopodal kościoła św. Rejnolda. Jest tłoczno, gwarno, co chwila ciepłe powietrze przeszywa charakterystyczny dźwięk sztućców uderzających o talerz.
Ludzie cieszą się pięknym dniem, jedzą, piją piwo. Ogródki są wypełnione po brzegi. Gdzieś niedaleko dzieci gonią za mydlanymi bańkami. Tu nie ma koronawirusa, a już na pewno nie w świadomości ludzi.
Wracamy do Castrop Rauxel. Do gali coraz mniej czasu, emocje powoli rosną. Do położonej obok hotelu Europahalle docieramy spacerem po godzinie 19. W progu automatycznie zakładamy maseczki. Ale nie tylko my. Noszą je nawet sędziowie pracujący podczas pojedynków w klatce. Wydarzenie odbywa się według określonych reguł sanitarnych.

- Organizacja tej gali to była masakra. Przez ostatnie trzy tygodnie pracowaliśmy bardzo ciężko. Jest mnóstwo regulacji sanitarnych. Tylko ta kwestia zajęła mi osiem godzin pracy. Tyle właśnie czasu spędziłem, żeby przygotować konspekt gali w oparciu o przepisy prawa - mówił nam w piątek Norbert Sawicki, organizator European Fight Masters.

W hali jest garstka ludzi: zawodnicy, ich trenerzy i nieliczni przyjaciele, sędziowie, obsługa, media. Wszyscy starają się utrzymywać "społeczny dystans". Oczywiście poza zawodnikami. Ci zostawiają w klatce serce i serwują fanom oglądającym wydarzenie w systemie pay-per-view dawkę solidnego MMA. W najważniejszym starciu Materla poddaje Otta. W normalnych okolicznościach jego duszenie gilotynowe spotkałoby się z wrzawą i oklaskami. To właśnie gala w pustej hali, w odróżnieniu od tłocznego deptaku Westenhellweg, przypomniała nam, że wirus wciąż jest gdzieś obok.

ZOBACZ WIDEO: "Klatka po klatce" (on tour). EFM 3. Powrót w dobrym stylu. Zobacz efektowne poddanie w wykonaniu Michała Materli
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×