"Poczułem okropny ból". Andrzej Grzebyk przegrał walkę, ale wygrał coś więcej

- Wiedziałem, że noga jest złamana, ale nie mogłem się poddać - mówi Andrzej Grzebyk, który w sobotni wieczór podczas KSW 56 doznał makabrycznej kontuzji.

Artur Mazur
Artur Mazur
Grzebyk po walce z Zaromskisem Materiały prasowe / KSWMMA.COM / Grzebyk po walce z Zaromskisem
Pojedynek Polaka z Mariusem Zaromskisem trwał niecałą rundę. Pomimo piekielnego bólu, Andrzej Grzebyk za wszelką cenę starał się wygrać walkę w parterze. Starcie ostatecznie przerwał sędzia klatkowy. Tak skończyła się seria zwycięstw zawodnika z Rzeszowa, ale w Łodzi wygrał on szacunek u kibiców.

Artur Mazur, WP SportoweFakty: 15. sekunda walki z Mariusem Zaromskisem, wyprowadzasz niskie kopnięcie. Kiedy dochodzi do celu, twój wzrok od razu wędruje na prawą nogę.

Andrzej Grzebyk, zawodnik MMA: Poczułem okropny ból. Już wtedy wiedziałem, że noga jest złamana. Nie mogłem na niej ustać, ale jestem stworzony do walki, dlatego nie mogłem się poddać. Przecież nie mogłem powiedzieć: "Panie sędzio, noga się zepsuła, nie będę walczył." Ja nie z tych!

Z czego wynikało złamanie? Czy to Zaromskis mądrze zablokował kopnięcie, czy to ty źle trafiłeś?

Włożyłem w to kopnięcie sto procent mocy i byłem przekonany, że uderzę w łydkę. Trenowałem to wiele razy, ale walka rządzi się swoimi prawami. Nie wydaje mi się, że to on zablokował kopnięcie. To ja go niefortunnie trafiłem tuż poniżej kolana. Pech tak chciał i ta noga chyba musiała się złamać. Na szczęście złamała się tylko kość piszczelowa. Strzałkowa jest cała.

Od tego momentu walczyłeś prawie całą rundę z pleców.

To była czysta improwizacja. Od razu przeszedłem do planu B. Wiedziałem, że nie ustoję, dlatego dałem się sprowadzić i chciałem wygrać z pleców. W ostatnich miesiącach mocno skupiłem się na grze parterowej i wierzyłem, że uda mi się poskręcać Zaromskisa, chociaż walczyłem bez jednej nogi.

W tym parterze działy się rzeczy niespotykane. Z ogromnym bólem i jeszcze większą determinacją chciałeś po prostu wygrać.

Razem z trenerem Wojciechem Bąkiem trenowaliśmy dość długo pracę z dołu, wstawanie i kontrolę. Chcieliśmy mieć komfort, kiedy w walce znajdę się na plecach. Ale nikt nie zakładał, że do tego wszystkiego będę miał złamany piszczel i nie będę mógł nic za jego pomocą zrobić: dociągnąć techniki, odepchnąć się prawą nogą, wykorzystać ją do przetoczenia. Czułem, że tam w środku wszystko się rusza. Gdyby noga była cała, mógłbym go poddać. W tej sytuacji starałem się jedynie bombardować go z pleców. Dopadł mnie pech, z jakim nigdy wcześniej się nie spotkałem. Robiłem wszystko, co mogłem.

Sędzia Tomasz Bronder nie miał wyjścia i musiał przerwać walkę.

Chciałem mu za to podziękować, bo wiem, że sam bym się nie poddał. Zaromskis musiałby mnie zabić w tej klatce. Ja nie wychodzę do walki tylko po kasę. Zawsze chcę pokazywać coraz lepszą wersję siebie. Teraz było podobnie - chciałem nawet za bardzo. Właśnie dlatego jestem wdzięczny sędziemu, bo gdyby nie on, konsekwencje mogłyby być jeszcze większe. Jestem przekonany, że gdyby doszło do drugiej rundy, dalej ryzykowałbym zdrowie i szukałbym swojej szansy walcząc z pleców. Myślę, że byłbym nawet w stanie go poskręcać w tej drugiej rundzie.

Co się działo po walce?

Zostałem przetransportowany do punktu medycznego KSW. Położono mnie na łóżku i wtedy adrenalina zaczęła puszczać. Ból był nie do zniesienia. Obok pojawił się mój menadżer Artur Gwóźdź, współwłaściciel KSW Martin Lewandowski i mój narożnik. Wszyscy podtrzymywali mnie na duchu. Byłem załamany, miałem łzy w oczach. Nie chciałem, żeby to wszystko tak wyglądało. Chciałem pokazać się z dobrej strony, wygrać walkę. Teraz nie wiem, co bardziej bolało - noga czy serce.

Kiedy i gdzie trafiłeś na stół operacyjny?

Zostałem przewieziony do Szpitala im. Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi. Operacja została przeprowadzona dopiero w poniedziałek.

Dlaczego dopiero wtedy?

Procedury są takie, że musiałem przejść w szpitalu test na obecność koronawirusa. W poniedziałek o godzinie 9 dostałem potwierdzenie, że nie jestem zakażony. O 12 byłem już na stole operacyjnym. Spędziłem na nim ponad dwie godziny.

Nie było obaw, że w szpitalu zaczną się schody? Sytuacja w służbie zdrowia jest skomplikowana.

Oczywiście, że były obawy. Wymaz pobierano mi dwukrotnie, oczekiwanie na operację się przeciągało i właśnie to było najgorsze. Kiedy jechałem do szpitala, miałem nadzieję, że od razu trafię na stół. Okazało się, że wcześniej noga została włożona w gips, co nie było przyjemne. Cały czas miałem podawane leki przeciwbólowe. Leżałem z nogą w górze, co sprawiało duży dyskomfort. W szpitalu dało się wyczuć podenerwowanie wśród personelu, ale cieszę się, że zostałem potraktowany bardzo ciepło i dobrze. Czasy nie są łatwe, ale wszyscy musimy sobie z nimi dać radę. Mam nadzieję, że ludzie nie zwariują i będzie coraz lepiej.

Czy operacja odbyła się bez komplikacji?

Na szczęście - tak. Byłem w dobrych rękach, a lekarz wiedział, że w moim przypadku zdrowa noga to podstawa. Poskładał ją najlepiej, jak potrafił. Powiedział, że wrócę do klatki i będę mógł robić to, co kocham.
Grzebyk podczas pobytu w szpitalu (fot. Facebook) Grzebyk podczas pobytu w szpitalu (fot. Facebook)
Kiedy wrócisz na matę?

W najlepszym wypadku za pięć tygodni, ale wiadomo, że nie każdy wraca do zdrowia w tym samym tempie. Jestem zdeterminowany, żeby wrócić jak najszybciej, ale wszystko będzie zależało od postępów w leczeniu. Ja bym chciał wrócić nawet jutro, ale wiem, że to niemożliwe. Rehabilitację zaczynam już w czwartek. Wszystko zostało zaplanowane, kiedy jeszcze byłem na stole operacyjnym. Cała droga powrotu do klatki jest rozpisana od A do Z. Tu nie ma miejsca na błąd czy przypadek. Dostałem mnóstwo telefonów od ludzi ze środowiska MMA z całej Polski, którzy zaoferowali pomoc. Jestem w szoku, że wszyscy tak mnie wspierają. Zacznę od kliniki w Rzeszowie, ale na tym się nie skończy. Będę pracował codziennie.

Nie boisz się, że w głowie zostanie blokada przed zadawaniem kopnięć?

W życiu wiele przeszedłem i gdyby miało mnie złamać każde nieszczęście, to już dawno przestałbym walczyć. Miałem rozwalony bark, łokieć i wiele innych kontuzji, ale zawsze wracałem. Z tyłu głowy na pewno będzie jakiś niepokój, ale lekarz zapewnił, że w tym miejscu ta noga już się nie złamie. Jest tak wzmocniona, że po powrocie na matę będę mógł kopać nawet w słup. Jeśli zajdzie potrzeba, popracuję też z psychologiem sportowym. Zrobię wszystko, żeby wrócić silniejszym.

Jak wygląda codzienność po operacji?

Obok mnie leży stos leków. Do tego zastrzyki przeciwzakrzepowe. Nie jest łatwo, ale wrócę szybciej, niż myślicie.

Czy ból ustąpił?

Nie. Staram się zmieniać pozycję na łóżku, chociaż nie jest to łatwe. Noga cały czas jest uniesiona do góry, żeby schodziła opuchlizna. Nie ukrywam, że się wiercę, bo jestem człowiekiem z ADHD. Ja się muszę ruszać. Nie potrafię leżeć, grać na konsoli i gapić się w telewizor, bo to zabija moją pewność siebie. Wolałbym wyjść z psem na spacer, ale przez kilka dni będę uziemiony.

Nie ukrywam, że nie byłem fanem pomysłu KSW, żeby zestawiać cię z Zaromskisem. Fani też nie byli zachwyceni. Paradoks polega jednak na tym, że skradłeś ich serca swoją niesamowitą postawą w klatce. Myślę, że gdybyś wygrał w normalnych okolicznościach, nie otrzymałbyś takiego wsparcia.

Dokładnie to samo powiedział mój menadżer. Ja do tego tak nie podchodziłem, bo wynik walki ma dla mnie ogromne znaczenie. Zawsze chcę wychodzić z klatki z ręką uniesioną w geście triumfu. Okazało się, że dla kibiców często ważniejszy jest charakter, a ten wynik schodzi na drugi plan. Mam wrażenie, że ci, którzy mnie hejtowali, teraz są moimi kibicami. Nie spodziewałem się, że przegrywając walkę, zyskam tak wiele.

Co się działo po walce w twoich mediach społecznościowych?

Totalne szaleństwo. Aż huczało! Dwa i pół miliona ludzi weszło na mój profil na Instagramie. To wręcz niemożliwe. Przez dwa dni wiadomości nie przestawały spływać. W tym czasie niemal non-stop na nie odpisywałem. Gdybym wygrał po normalnej walce, na pewno nie spotkałbym się z czymś takim. Zyskałem więcej niż kolejne zwycięstwo dopisane do rekordu. Chociaż ja naprawdę chciałem wygrać bez tej nogi.

Zobacz także:
Wrzosek chce utrzeć nosa Legierskiemu
Narkun z uznaniem o rywalu

ZOBACZ WIDEO: KSW 56. "Klatka po klatce" (on tour). Manager w szoku po kontuzji Grzebyka. "Noga będzie składana na gwoździach"
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×