Artur Mazur: Janie, jesteś wielki!

"Teraz to ja zasłużyłem na szacunek" - powiedział Jan Błachowicz tuż po zwycięstwie nad Israelem Adesanyą. I to jest najważniejsze zdanie, jakie usłyszałem po niesamowitym zwycięstwie Polaka w walce dwóch mistrzów na gali UFC w Las Vegas.

Artur Mazur
Artur Mazur
Jan Błachowicz Getty Images / Jeff Bottari/Zuffa LLC / Na zdjęciu: Jan Błachowicz

To był pojedynek absolutnie historyczny dla polskiego MMA. W klatce spotkali się najlepsi z najlepszych: niepokonany czempion dywizji średniej i świeżo upieczony mistrz kategorii półciężkiej. Obaj zmierzyli się w walce wieczoru dużej, numerowanej gali UFC w stolicy hazardu i sportów walki. Himalaje MMA - w tym sporcie wyżej się po prostu nie da.

Israel Adesanya stanął przed szansą wskoczenia do elitarnego grona mistrzów UFC dzierżących jednocześnie dwa pasy. Mógł stanąć w jednym szeregu z takimi tuzami jak Conor McGregor, Daniel Cormier, Henry Cejudo i Amanda Nunes. Można było odnieść wrażenie, że ten scenariusz jest napisany właśnie dla niego. Błachowicz był ostatnią przeszkodą na drodze zwycięstw.

I właśnie o to toczyła się gra podczas gali UFC 259. Każdy miał coś w tym starciu do udowodnienia. Chociaż Błachowicz już w Abu Zabi potwierdził, że jest najlepszym zawodnikiem w swojej kategorii wagowej, przed pojedynkiem w Las Vegas nie był stawiany w roli faworyta. To prawda - dla wielu Polaków stał się bohaterem. Ale w oczach wielu ekspertów z zagranicy nie miał prawa wygrać z Adesanyą, a już na pewno nie na punkty.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Szpilka wie, jak wzburzyć fanów

A jednak! Można odnieść wrażenie, że skromny chłopak z Cieszyna po raz kolejny zburzył rozpisany gdzieś scenariusz. Jeśli wtedy w Abu Zabi, Błachowicz wskoczył na tron swojej dywizji wagowej, to minionej nocy w Las Vegas rozsiadł się na nim jeszcze wygodniej i odpalił cygaro.

Ale przy tym wszystkim Błachowicz pozostaje sobą: ciężko trenującym skromnym sportowcem, który nie obraża rywali, który przed pojedynkiem - jak sam mawia - nie szuka złej krwi, który jest ceniony za to, że jest po prostu normalny. I - w końcu - który nigdy się nie poddaje.

A swojej karierze Błachowicz miał wiele momentów, w których mógł to zrobić i rzucić wszystko w cholerę. Kto wierzył, że pozostanie w UFC po porażkach z Jimi Manuwą i Coreyem Andersonem? Kto wierzył, że kiedyś może zasiąść na tronie po przegranych Alexandrem Gustaffsonem i Patrickiem Cumminsem? Droga na szczyt była bardzo wyboista, a Błachowicz mimo kłód rzucanych pod nogi uparcie - jak to określał - łączył ze sobą te wszystkie kropki. I tak oto namalował piękny obraz, którego już nikt nie zamaże bez względu na wyniki kolejnych pojedynków.

Przed ostatnim pojedynkiem Błachowicz był notowany na 14. miejscu rankingu UFC bez podziału na kategorie wagowe. Adesanya był plasowany na 3. pozycji. Pozostaje nam z dumą czekać na aktualizację tego zestawienia mistrzów nad mistrzami.

Tak, Janie, jesteś wielki i teraz to Ty zasłużyłeś na szacunek.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×