Pętla Nordschleife na torze Nurburgring uważana jest za jedną z najniebezpieczniejszych, ale i najpiękniejszych sekcji torowych na świecie. Rosnące wokół drzewa, w połączeniu ze spadkami wysokości i licznymi zakrętami, tworzą niesamowity klimat. To właśnie z tego powodu sir Jackie Stewart, gdy Formuła 1 jeszcze pojawiała się na Nurburgringu, nazwał tę część toru "Zielonym piekłem".
O ile F1 od lat nie ma wstępu na Nordschleife, o tyle słynna część toru wykorzystywana jest przez testerów i kierowców-amatorów. To właśnie tam odbywają się testy sportowych samochodów, zanim trafią one do produkcji. Zdarza się, że firmy wysyłają tam swoje pojazdy w celach marketingowych, aby móc później pochwalić się czasem osiągniętym w "Zielonym piekle".
"Zielone piekło" zabrało dwie osoby
Niestety, na Nordschleife doszło właśnie do tragicznego wypadku, który kosztował życie dwóch osób - 39-letniego kierowcy Christiana Francka z Luksemburga i 44-letniego inżyniera z Niemiec. Obaj pracowali tego dnia dla firmy Goodyear. Producent opon wynajął tor dla siebie, aby dokonać sprawdzianu nowych opon.
Franck siedział za kierownicą sportowego Porsche 911 Carrera S, które z nieznanych powodów rozbiło się w części toru zwanej "Tiergarten". Według niepotwierdzonych doniesień niemieckich mediów, siła uderzenia była tak duża, że kierowca oraz towarzyszący mu inżynier zostali wyrzuceni na zewnątrz z kokpitu samochodu. Śledztwo ws. tragedii prowadzi już lokalna prokuratura.
Rzecznik toru Nurburgring poinformował, że zaraz po wypadku rozpoczęto akcję ratunkową. - Z doświadczenia wiemy, że firmy zatrudniają wyłącznie doświadczonych i profesjonalnych kierowców testowych do takich jazd próbnych - powiedział portalowi hln.be.
Przedstawiciel toru dodał, że "wypadki z obrażeniami są niezwykle rzadkie". Ze statystyk policji wynika jednak, że tylko w zeszłym roku na Nurburgringu doszło do 77 incydentów torowych. Zginęła w nich jedna osoba.
Franck był sportowcem roku w Luksemburgu
Tragicznie zmarły Christian Franck miał spore grono fanów w Luksemburgu, o czym świadczy fakt, że w roku 2015 został wybrany najlepszym kierowcą w tym kraju. 39-latek pozostawił żonę i dziecko.
"Z wielkim smutkiem dowiedzieliśmy się o poranku o odejściu Christiana Francka, który miał wypadek na torze wyścigowym Nurburgring. 39-latek pasjonował się sportami motorowymi i postanowił z nich zrobić swój sposób na życie" - przekazał Automobilklub Luksemburski w specjalnym oświadczeniu.
Firma Goodyear wystosowała natomiast komunikat, w którym przekazała, że jest "głęboko poruszona" śmiercią dwóch osób. - Z policyjnego punktu widzenia, nie jest to obszar ruchu publicznego. To była impreza zamknięta. Nie klasyfikujemy tego jako wypadek drogowy - przekazała policja w rozmowie z "Bildem".
Wystarczy 30 euro
Popularność Nordschleife sprawia, że zarządcy toru od lat pozwalają kierowcom zapoznać się z pętlą, na której przed laty ścigała się F1. Podczas track-dayów najtańsza opcja przejazdu po "Zielonym piekle" kosztuje ledwie 30 euro za okrążenie. Wystarczy posiadać homologowany pojazd, prawo jazdy i mieć ukończone 18 lat.
Zła sława "Zielonego piekła" sprawia, że ubezpieczyciele nie chcą oferować polis obejmujących przejazdy po słynnym torze. Mają bowiem świadomość tego, że niewiele trzeba, aby zabawa na kultowym obiekcie przerodziła się w tragedię.
Nurburgring liczy 73 zakręty, a do gwarantuje jazdę z górki przy 17-stopniowym nachyleniu. W takich warunkach kierowcom-amatorom bardzo trudno pojechać czyste, powtarzalne okrążenia. Kult obiektu poniekąd wynika też z tragedii, jaka w 1976 roku przytrafiła się Nikiemu Laudzie. Trzykrotny mistrz świata F1 to właśnie tam niemal stracił życie, gdy przez długi czas pozostawał w płonącym bolidzie.
Ile osób zginęło na Nurburgringu? Właściciel toru nie prowadzi takich statystyk i niechętnie mówi o niebezpieczeństwie. Robienie zdjęć lub nagrywanie materiałów wideo z wypadku zagrożone jest karą do 15 tys. euro. Tak wynika z regulaminu, jaki musi podpisać każda osoba wjeżdżająca do "Zielonego piekła".
Swoje wie jednak obsługa pobliskiej stacji paliw, która funkcjonuje tuż obok toru wyścigowego. - Nie dziwi, że nie pozwalają robić zdjęć wypadków. Wokół tego obiektu zbudowano cały biznes, który zarabia dużo pieniędzy. Producenci samochodów i opon robią tu swoje testy, do tego dochodzą kawiarnie, hotele i restauracje. No i sam tor inkasuje 30 euro za okrążenie - powiedział jeden z pracowników gazecie "Algemeen Dagblad".
Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
- F1 zmieni przepisy. Cios wymierzony w Red Bulla
- Właśnie stracił pracę w F1. "Przynajmniej teraz schudnę"