Wielka Wyprawa Maluchów ruszyła z Warszawy 5 lipca i pokonała trasę przez Słowację, Węgry, Rumunię, Przełęcz Transfogarską, Serbię, Bośnię i Hercegowinę, aż do Splitu w Chorwacji. Tam ponad 100 samochodów, biorących udział w projekcie, wjechało na prom, który przetransportował je do Ancony. W piątek uczestnicy pokonali ostatni odcinek i osiągnęli metę w Monte Cassino. Wyprawę poprowadzili giganci motorsportu: Longin Bielak, Sobiesław Zasada, Rafał Sonik, Kajetan Kajetanowicz i Bartosz Ostałowski.
Góry, awarie upał i... niedźwiedzie
Uczestnicy Wielkiej Wyprawy Maluchów już podczas pierwszej odprawy dowiedzieli się z jakimi trudnościami przyjdzie im się mierzyć na trasie. Wtedy pracowała jednak tylko ich wyobraźnia, a przez kolejne osiem dni na własnej skórze przekonali się, że ta wyprawa z komfortem współczesnego podróżowania ma niewiele wspólnego.
Radości dostarczały z pewnością przepiękne widoki, które każdego dni zachwycały coraz bardziej. Od Tatr, przed Słowację, winnice Węgier i Rumunii, aż po malowniczą, ale też wymagającą Przełęcz Transfogarską, gdzie przy drodze przechadzały się niedźwiedzie.
ZOBACZ WIDEO: Mikołajki stolicą motorsportu. Tłumy na ORLEN 80. Rajdzie Polski
- Nasza trasa często prowadziła przez górzyste, kręte drogi, a codziennie przejeżdżaliśmy nawet 500 kilometrów. Na Bałkanach termometry pokazywały 42 st. C. W nieklimatyzowanych "Maluchach" temperatura sięgała nawet 50 st. C. Bałem się o mój samochód, ale na szczęście obyło się bez większych awarii. Wszystkich uczestników napędzał cel akcji - powiedział na mecie 94-letni Sobiesław Zasada, najbardziej utytułowany polski kierowca rajdowy.
Trasa wymagała wysiłku fizycznego i psychicznego. Każdego dnia uczestnicy wsiadali do "Maluchów" wczesnym rankiem i docierali do celu około 20:00. Po drodze mieli postoje na posiłki, tankowanie oraz przejścia graniczne. Na jednym z nich musieli zepsute Maluchy przepychać przez granicę, ponieważ serbscy celnicy nie chcieli wpuścić ich na lawecie, obawiając się, że są wiezione... na sprzedaż. Nieoceniona okazała się w tym wypadku pomoc konsula Rumunii, który jest patronem honorowym wyprawy i pomógł z formalnościami na granicach oraz rekomendował najpiękniejsze trasy.
Awarie były kolejną trudnością, którą musieli codziennie pokonywać uczestnicy i organizatorzy. Te drobne naprawiały lotne serwisy. Przy poważniejszych, auta lądowały na lawetach i były reperowane podczas nocny serwisów. Dusiły się, grzały w upałach, pękały uszczelki, silniki gasły w drodze, rozpadały się cewki, ciekł olej, padały pompy paliwa, akumulatory i alternatory. I choć czasem "traciły iskrę" to mechanicy stawiali je na koła i pozwalali jechać dalej.
Przygody "smartluchów"
Wyjątkowe przygody przeżyły dwa "smartluchy", czyli Fiaty 126p z silnikami smarta z automatyczną skrzynią biegów, które zostały przygotowane dla Bartosza Ostałowskiego i Jana Meli. Auto pierwszego z wymienionych odmówiło posłuszeństwa w górach Słowacji, ale dzięki determinacji organizatorów i uczestników wyprawy, dwa dni później z Polski dojechał nowy silniki. Do tego czasu dwaj ambasadorzy podróżowali razem.
- Dzięki Jankowi nie musiałem przemieszczać się busem, tylko mogłem kontynuować podróż w Maluchu. Jest nas dwóch w środku, a mamy tylko jedną rękę - żartował jedyny kierowca z licencją FIA prowadzący stopą, pokazując tym samym ogromny dystans i pogodę ducha.
To jednak nie był koniec przygód. Bo gdy Bartek Ostałowski wrócił za kierownicą „smartlucha”, następnego dnia silnik zaczął tracić moc, a potem wybuchła chłodnica, zalewając szybę i ograniczając widoczność. - Nic nie widziałem, a obok drogi był głęboki rów. Do tego gorąca woda lała mi się pod nogi, więc tylko nacisnąłem krótko hamulec, zjechaliśmy i wyskoczyliśmy na zewnątrz, bo w środku nie dało się już oddychać - relacjonował Ostałowski.
- Najważniejsze, że tegoroczna Wyprawa naprawdę zasuwa. Oczywiście pod względem zebranych środków, bo to jest nasz najważniejszy cel - pomóc dzieciom poszkodowanym w wypadkach - dodał kierowca, który kolejnego dnia znów wskoczył za kierownicę.
Meta osiągnięta, cel już blisko
W piątek późnym popołudniem 80 "Maluchów" wjechało pod szczyt Monte Cassino, gdzie przed 80 laty Polacy pokonali nazistowskie wojska, przełamując front i otwierając aliantom drogę na północ. Wyprawa osiągnęła więc metę, ale jeszcze nie cel, którym jest zebranie miliona euro dla dzieci poszkodowanych w wypadkach oraz na działania prewencyjne i edukację.
- Wielu powiedziałoby, że to jest sufit, ale dla nas to dopiero podłoga. Mamy dwa miliony złotych, ale jedziemy dalej - po milion euro. Co najważniejsze każdy uczestnik został ambasadorem naszej wspólnej misji. Gdy wsiadaliśmy do "Maluchów" byliśmy osobnymi załogami, teraz jesteśmy wielką wyprawową rodziną. Chyba wszyscy byli zaskoczeni ile prądu miała nasza honorowa załoga Sobiesław Zasada i Longin Bielak. Oni nas inspirują i motywują. Rafał Sonik z kolei nauczył nas pomagać, więc jak zbierzemy w całość, to mamy fenomenalny zespół, który może osiągnąć wszystko - powiedział dyrektor generalny wyprawy Marcin Małysz.
- Polska i Europa zmaga się obecnie ze spadająca liczbą dzieci. Tymczasem to one stanowią o naszej przyszłości. Dlatego naszym obowiązkiem jest zadbać o ich zdrowie i bezpieczeństwo. Zwłaszcza w ruchu drogowym, gdzie są zupełnie bezbronne. Podczas tej Wyprawy chcieliśmy uczciwie zamienić nasz trud i wysiłek fizyczny w środki, które powędrują do dzieci poszkodowanych w wypadkach. Odnieśliśmy sukces, bo zebraliśmy dwa miliony złotych i nie zatrzymujemy się - zapowiedział Rafał Sonik.
Wielka Wyprawa Maluchów to projekt, który ma na celu pomoc dzieciom poszkodowanym w wypadkach drogowych. Zebrane środki zostaną przeznaczone na zapewnienie specjalistycznej pomocy, w tym rehabilitacji, terapii oraz wsparcia psychologicznego najmłodszym. Projekt zwraca uwagę na problem bezpieczeństwa na drodze, edukując młode pokolenia na temat świadomego uczestnictwa w ruchu drogowym. Tegoroczna edycja ma na celu zebranie miliona euro. Zebrane środki zostaną przekazane fundacji Inter Cars, fundacji Polskiego Związku Motorowego oraz fundacji Euvic the Good People.
Po osiągnięciu mety większość "Maluchów" wróci teraz do Polski na lawetach. Następnie 19 lipca o godz. 16:00 zaplanowano finał Wielkiej Wyprawy Maluchów, który podobnie jak przed rokiem odbędzie się na krakowskim Rynku.
Czytaj także:
- Mercedes pomoże rywalowi wyjść z dołka? "Skomplikowana sytuacja"
- Red Bull wyprodukował "potwora". Cena? Zwala z nóg