Hiszpan nie widzi jednak powodu, dla którego nie mógłby dalej startować z Rossim w jednej stajni.
- Myślę, że dalej możemy być razem. Dlaczego nie? Z pewnością jest wiele rzeczy, których mogę się nauczyć od Valentino, a jeśli jesteśmy w tym samym zespole, tym lepiej dla mnie. Z innej strony, może być jednak gorzej, ponieważ jest jeden zawodnik, który jest szybszy na takim samym motocyklu.
Przyszłość Lorenzo jest tematem plotek od ubiegłorocznego lata - wtedy wydawało się, że #99 może przejść do zespołu Ducati lub Hondy. Wtedy jednak Hiszpan zdecydował się zostać i teraz także trwa przy tej decyzji. Zapytany, jak blisko był odejścia z Yamahy w 2009 roku, zdradził: - Jeśli mam być szczery, to bardzo blisko. Nie chcę kłamać. Oferta Ducati była bardzo atrakcyjna - duża suma pieniędzy, motocykl, który jest bardzo szybki. Do pozostania z Yamahą przekonała mnie pewność, którą Yamaha miała we mnie kiedy byłem jedynie mistrzem kategorii 250ccm. Dlatego czułem, że muszę zostać.
Hiszpan, który po niedzielnym, wygranym wyścigu na Jerez objął prowadzenie w klasyfikacji generalnej, przyznał również, że ciąży na nim mniejsza presja niż na Rossim czy Caseyu Stonerze. Obaj ci zawodnicy mają na koncie tytuły mistrzowskie i oczekuje się od nich, że wywalczą je ponownie.
- Jeżeli jest to mój czas walki o mistrzostwo, to jaki to jest czas dla Valentino? Albo dla Caseya, który też miał już tytuł? Wciąż nie mam tytułu mistrzowskiego, więc nie mam na sobie tego rodzaju presji. Daję z siebie wszystko. Walczymy na czele, i jeśli jest możliwość wygrania, to trzeba próbować - zakończył Lorenzo.