Grzegorz Grajdura: Stephane, masz za sobą ponad 30 lat wspaniałej kariery - jak to się wszystko zaczęło?
Stéphane Peterhansel: Myślę, że to wszystko zasługa ojca, który też ścigał się na motocyklach. To on najpierw zainspirował mnie tym sportem, a później pomógł stawiać pierwsze kroki.
Jak trudne są początki młodego sportowca, próbującego swoich sił w sportach motorowych?
- Szczerze mówiąc, to początki są dość łatwe. Ja sam zacząłem jeździć na swoim pierwszym motorze w wieku ośmiu lat, na początku oczywiście dla przyjemności. Nie myślałem wtedy w ogóle o rywalizacji z innymi. Ale z biegiem czasu stało się to moją pasją i mając 16 lat zdecydowałem się na udział w pierwszych zawodach enduro. Dwa lata później byłem już mistrzem Francji w tej dyscyplinie i postanowiłem zostać zawodowcem. Nie spotkałem więc po drodze żadnych barier nie do przejścia dla młodego człowieka.
Ale w międzyczasie próbowałeś jeszcze innych sportów, prawda?
- Zgadza się, kiedy byłem jeszcze młodszy, czyli w wieku 13-14 lat, jeździłem na deskorolce. I tu też udało mi się wygrać mistrzostwo Francji. To było bardzo dobre doświadczenie dla mnie, nauczyłem się przede wszystkim odpowiednio balansować swoim ciałem. A to później bardzo przydaje się podczas jazdy na motocyklu. Poza tym dzięki rywalizowaniu z innymi już w młodym wieku, mogłem łatwiej radzić sobie z presją kiedy byłem już dorosły.
Jakie są najważniejsze cechy, które musi posiadać młody sportowiec, by odnieść sukces w sportach motorowych?
- Najważniejsze jest to, by przenieść ten sport na swój styl życia. By być naprawdę dobrym, trzeba dużo ćwiczyć i najlepiej nie ograniczać się do jednego sportu. Samym talentem nic tutaj się nie wskóra, bo ciężka praca to podstawa. Szczęście nic nie pomoże, jeżeli nie masz siły ani umiejętności kontrolować swój motocykl czy samochód.
A co z pieniędzmi? Udział w rajdach kojarzy mi się z dużymi wydatkami...
- Zgadza się, by w ogóle rozpocząć swoją przygodę ze sportami motorowymi, potrzebujesz przecież środków na zakup całego sprzętu i zorganizowanie zaplecza. Ja miałem w tym przypadku szczęście, bo ojciec był w stanie wspomóc mnie na początku mojej kariery. A po pierwszym roku występów nie miałem już problemów ze znalezieniem sponsorów, zatrudnieniem mechaników czy dostępem do sprzętu. Później zostałem jeźdźcem fabrycznym Yamahy, więc nie musiałem nawet w ogóle troszczyć się o sponsorów czy team. Ale faktycznie - masz rację, że bez odpowiednich inwestycji trudno jest rozpocząć swoją przygodę w rajdach.
Potrafisz policzyć, od ilu już lat rywalizujesz z innymi?
- Niech się zastanowię... Ścigam się od 27 lat, szybko to minęło (śmiech).
To ponad ćwierć wieku - skąd czerpiesz motywację, by dalej to kontynuować?
- Sporty motorowe to moja prawdziwa pasja. Nie mogę sobie wyobrazić życia bez wyścigów, motocykli, samochodów... Do każdego rajdu podchodzę tak, jakby to było coś zupełnie nowego i że muszę go wygrać. Zresztą wolne chwile też spędzam bardzo aktywnie - jeżdżę na nartach wodnych i enduro, więc ściganie się to nie tylko mój zawód, to moje życie.
Jak godzisz te aktywności przez cały rok?
- Staram się układać swój kalendarz tak, by znalazł się w nim czas zarówno na rajdy, jak i trening oraz wypoczynek. Nie postanowiłem jeszcze, kiedy zakończę karierę, bo teraz znów jestem w bardzo dobrym zespole BMW X-Raid. W kolejnym Dakarze będę startować w rajdowej wersji Mini, która jest dla mnie zupełnie nowym wyzwaniem. Stąd też wiele spraw muszę podporządkować przygotowaniom. Ale w przerwach między treningami i rajdami całkowicie się wyciszam. Mam swoje ulubione miejsca w Szwajcarii i na Korsyce, gdzie mogę się w pełni zrelaksować.
Na jak długo przed Dakarem rozpoczynasz przygotowania?
- Zwykle już pół roku przed zawodami zaczynam intensywniej ćwiczyć na siłowni, dużo też biegam. Wszystko po to, by zbudować odpowiednią wytrzymałość. Bardzo dużo jeżdżę też na rowerze - zarówno po drogach, jak i górach. W zimie z kolei biegam na nartach. Często też wspinam się po górach. Generalnie preferuję sporty na świeżym powietrzu.
A co z samochodem - po czyjej stronie leży odpowiedzialność za jego przygotowanie, twojej czy zespołu?
- Po obu stronach. Na przykład w ubiegłym tygodniu byliśmy na kilka dni w Maroku, testować nowe rozwiązania. Teraz przekazałem moim mechanikom wszystkie uwagi, oni popracują nad nimi przez kilka tygodni i ponownie wrócimy do Maroka na jeszcze jedną sesje treningową. Tak więc nie jest to praca tylko i wyłączenie w warsztacie - ważne jest, byśmy umieli współpracować ze sobą również na trasie i w czasie postojów.
W trakcie swojej kariery zdecydowałeś się zamienić motocykl na samochód - czym było to spowodowane?
- Dziesięć Dakarów na motocyklu to wystarczające przeżycie (śmiech), A tak na serio to miałem trochę dość samotnego ścigania się przez pustynię. Jadąc motocyklem nie masz z kim dzielić się swoimi emocjami, poza tym przygotowanie trasy było coraz gorsze i jazda motocyklem była po prostu niebezpieczna. Chciałem również spróbować swoich sił za kierownicą samochodu, to było całkiem nowe wyzwanie dla mnie.
Czyli wkrótce powinniśmy spodziewać się ciebie w nowej roli...
- Tak, kolejny krok to ciężarówki - chyba już powinienem rozmawiać o tym z Kamazem (śmiech). Ale na razie skupię się jednak na samochodach.
Co czujesz podczas startów? Dakar to przecież tysiące kilometrów po bezdrożach, często w ekstremalnych warunkach pogodowych.
- Przez dziesięć lat startów w Dakarze nie miałem ani jednego poważnego wypadku. Nigdy niczego sobie nie złamałem. Ale wbrew pozorom to dzięki temu, że zawsze jechałem ostrożnie i z pełną świadomością niebezpieczeństwa. W każdym rajdzie chodzi o to, by jak najszybciej dotrzeć do mety, ale to właśnie szybkość potrafi zgubić każdego kierowcę. Teraz, gdy startuję w samochodzie, jestem bardziej wyluzowany. Jako motocyklista przed każdym etapem byłem mocno zestresowany, bo myślałem o tym, co może mi się przydarzyć na trasie.
Słyszałeś już o Adamie Małyszu i jego planach na przyszłość?
- Oczywiście, wśród uczestników Dakaru jest o nim bardzo głośno. Sam zresztą interesuję się sportami zimowymi, więc jego osiągnięcia są mi dobrze znane. To byłaby super sprawa, gdyby tak wielki sportowiec wziął udział w Dakarze.
Czy uważasz, że jest w stanie osiągnąć mistrzowską klasę również w rajdach terenowych?
- Jeśli tylko uda mu się zorganizować odpowiedni samochód i zaplecze techniczne, to czemu nie? W historii był zresztą już taki przypadek - Luc Alphand po skończeniu kariery narciarza ścigał się przecież nie tylko w Dakarze, ale i w Le Mans 24. Ale na pewno musi najpierw nabrać dużo doświadczenia, bo rywalizacja w rajdzie to coś innego niż rywalizacja na skoczni. Adam ma na pewno od kogo się uczyć, bo Krzysztof Hołowczyc to świetny kierowca i mentor.