Wielu kierowców WRC nie potrafi sobie najlepiej radzić z presją. Nie wynika to z nieumiejętności, czy młodego wieku. Nadmuchana atmosfera staje się uciążliwa dla kierowców, którzy mimo ogromnej woli nie zawsze potrafią jechać tak szybko, jak chcą.
Jeszcze przed przyjazdem do Finlandii większość kierowców zapowiadała, że druga część sezonu będzie należała do nich, że sytuacja teraz będzie im sprzyjać, że wreszcie będą wygrywać i inne tego typu. Nie są to wymysły, bo każdy z nas wie, co kierowcy fabryczni mówili w oficjalnych komunikatach prasowych: Sebastien Loeb odgrażał się, że pracował tak dużo, że nie będzie na niego siły w drugiej części sezonu i zdobędzie tytuł po raz piąty z kolei (on akurat ma szanse na dotrzymanie zapowiedzi). Jego partner z zespołu Dani Sordo deklarował, że pierwsze zwycięstwo autem WRC to dopiero początek jego wielkiej kariery, że ma zamiar sporo "nakręcić" jeszcze w tym sezonie. W Fordzie i Subaru podobnie: Chris Atkinson tak chwalony przez swojego szefa, że zaczął odważnie mówić o zwycięstwach w Mistrzostwach Świata. Nie wspomniał nawet, że umiejętności Loeba raczej nie posiada, że niedawno nie potrafił przejechać rajdu bez przygód. Ważne, że poszło w obieg, że Australijczyk CHCE.
Mikko Hirvonena o planach na dalszą część sezonu: wygrywamy mistrzostwo w dwóch kategoriach i Loeb "odchodzi do lamusa" – to Ford i jego kierowcy mają rządzić WRC. Jari-Matti Latvala niesiony swoim niewątpliwie pięknym sukcesem w Szwecji nie rezygnuje ze zwycięstw i także podłącza się do kolejki po puchary. Spory tłok się robi, zważywszy na to, że zwycięzca może być tylko jeden. Dodajmy do tego jeszcze kierowców Stobarta i będzie Dream Team. Aspiracje kierowy mają, ale gdzie tu realizm?
Nudne to i jednostajne. Zawodnicy mówią to samo, czasami tylko (jeśli któryś bardziej kreatywny) angażując zmysły lingwistyczne zastosują inwersję i zamiast wygram bo jestem najlepszy. Mam świetnie auto stwierdzą: Mam najlepsze auto, jestem świetny, więc wygram.
Nie to, żebym uważał kierowców za mało inteligentnych, ale to ich gadanie nuży. I to bardzo. Wolałbym, żeby każdy z nich zajął się swoją pracą (w końcu za coś im płacą) i dążył do sukcesu na odcinku specjalnym, a nie marketingowymi zagraniami nastraszając piórka. Taaak, podczas wakacyjnej przerwy każdy jest najlepszy. Prężą się panowie nie będąc jednocześnie przekonanymi do swoich racji. Petter Solberg powinien sobie zdawać sprawę z tego, że przez 6 tygodni nie powstanie cudowne Subaru WRC, które rozłoży konkurentów na łopatki.
Powszechne mówienie o zwycięstwach jest produktem atrakcyjnym w czasie letniej sjesty, bo szybko się rozchodzi i pięknie brzmi. To podpowiedziane przez szefów marketingu całe zastawy wypowiedzi na każdą okazję. Czytając to myślimy: jeśli to prawda, to lata największej świetności Mistrzostw Świata powracają. Nie ma tak łatwo panowie!
Znaleźliście zawodnika, wypowiedź, jakikolwiek znak podczas wakacji, że ktoś jest niezadowolony z testów, samochodu, postawy zespołu? Nie ma szans! Wszyscy świetnie pracują z najlepszymi samochodami, każdy zachwycony opowiada o rajdowym ideale. Żyć nie umierać…
Po co więc tak mieszać w tym i tak nadętym świecie rajdów WRC? Wiadomo, że każdy zespół chce osiągać jak najlepsze wyniki, ale nie żartujcie sobie z nas: nikt wam nie uwierzy, że jesteście najlepsi póki nie udowodnicie tego na odcinkach specjalnych w walce. Nie bawmy się w public relations w wydaniu podobnym do polskich władz (nie doszukujcie się analogii między tematami).
PS. Być może jestem zbyt młodym człowiekiem pasjonującym się rajdami, ale nie pamiętam rajdu, w którym zwycięzców byłoby czterech czy pięciu. Może Państwo pamiętają, więc proszę o poprawienie mnie – pawel.swider@sportowefakty.pl.