Bernie Ecclestone: Czas na to, aby ponownie przywitać Maxa

Kilka miesięcy temu całym światem sportów motorowych wstrząsnęła wiadomość o aferze seksualnej z udziałem prezydenta Międzynarodowej Federacji Samochodowej, Maxa Mosleya. Uważany za głównego władcę w Formule 1 - Bernie Ecclestone domagał się natychmiastowej rezygnacji 68-letniego Brytyjczyka. Obecnie właściciel praw do Formuły 1 zmienił swoje stanowisko, nawołując do puszczenia w niepamięć dyskusyjnych wydarzeń z marca.

Mateusz Nikołajczuk
Mateusz Nikołajczuk

Max Mosley, prezydent Międzynarodowej Federacji Samochodowej, został oskarżony o wzięcie udziału w orgii z pięcioma prostytutkami. Największe kontrowersje wzbudził jednak fakt powiązania tego incydentu z ideologią nazistowską. Całą sytuację ujawnił bulwarowy dziennik "News of the World". 68-letni Brytyjczyk postanowił oskarżyć gazetę o oszczerstwo, domagając się przeprosin. Mosley proces wygrał, otrzymując 60 tys. funtów rekompensaty za poniesione szkody moralne. Sędzia przewodniczący sprawie orzekł, iż "nie ma żadnych dowodów na to, że obecni na "wspólnym spotkaniu" ludzie, na czele z prezydentem FIA, mieli zamiar wprowadzania w życie nazistowskich zachowań, czy też przyjmowania postaw odpowiadających tejże ideologii".

W obliczu takiego obrotu wydarzeń Bernie Ecclestone przyznał, że Mosley wciąż jest dla niego wiarygodnym prezydentem. - Myślę że ludzie zapomnieli już o tym incydencie. W momencie podania tej informacji było to dla wszystkich szokiem, jednak uważam, że jeśli przydarzyłaby się komuś innemu, nie wywołałaby prawdopodobnie takiej reakcji - podkreślił. - Przez krótki okres czasu powtarzałem, że Max powinien ustąpić ze stanowiska. Czułem bowiem wielką presję ze strony otoczenia i byłem zmuszony powiedzieć, że Mosley musi odejść. W tamtym czasie naprawdę chciałem, aby to uczynił. Teraz jednak nie widzę powodu, dla którego miałby to wtedy zrobić. Max pracuje zawsze na sto procent i daje z siebie wszystko co ma najlepsze dla sportu - dodał.

Mosley potwierdził, iż nie będzie kandydował ponownie do objęcia stanowiska prezydenta FIA, gdy jego kontrakt wygaśnie w kolejnym roku. - On już wcześniej powiedział, że przystąpi do kolejnych wyborów i tego nie uczynił. Jeśli spojrzymy na to egoistycznie z uwzględnieniem sportu, ciężko będzie znaleźć osobę, która dobrze zastąpi Maxa i będzie w stanie wykonywać obowiązki, za które był on odpowiedzialny. To właśnie pokazuje, co może stanowić główne utrudnienie - skomentował Ecclestone.

Właściciel praw do Formuły 1 wyraził również niepokój o to, jak kraj odpowiedzialny za organizację kolejnych igrzysk olimpijskich odniesie się do zorganizowanej z wielkim rozmachem olimpiady w Pekinie. - Nie wyobrażam sobie w jaki sposób Londyn, albo ktokolwiek inny mógłby za tym podążyć. Musimy stworzyć coś zupełnie odmiennego, ponieważ w przeciwnym wypadku wyjdziemy na idiotów. Nie chcę być w to zaangażowany, bo dla takich ludzi istnieje tylko droga w dół. Jeśli wszystko układa się dobrze i tak nie masz zbyt dużego kredytu zaufania, jeśli natomiast coś pójdzie źle - zostaniesz obciążony olbrzymią odpowiedzialnością - stwierdził 77-letni Brytyjczyk.

Ecclestone również oświadczył, że Grand Prix Wielkiej Brytanii ma prawo być zagrożone, jeśli Donington nie wywiąże się z obietnic. Jego zdaniem powrót na Silverstone nie jest bowiem rozwiązaniem. - Bawiliśmy się w tę grę przez sześć albo siedem lat. Jeśli Silverstone nie mogło zrobić tego wcześniej, to dlaczego miałoby to zrobić teraz? Zmniejszyliśmy nasze oczekiwania i zaakceptowaliśmy rzeczy, których nie powinniśmy, aby zatrzymać Silverstone. Jednak jeśli nie będzie Donington, nie będzie też brytyjskiego Grand Prix - zakończył.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×