W Pucharze PZM jest dużo fajniejsza atmosfera - rozmowa z Marcinem Grzebieluchem, kierowcą rajdowym

Marcin Grzebieluch to kolejny kierowca, startujący w Rajdowych Samochodowych Mistrzostwach Polski, który zdecydował się na rozmowę z nami. Marcin w swojej karierze zaliczył już kilkanaście startów, zarówno w RSMP, jak i w Pucharze PZM. Na początku ścigał się w Pucharze Citroenem AX, później przesiadł się do Peugeota 106. W sezonie 2006 uzyskał licencję międzynarodową i zaczął startować w Rajdowych Samochodowych Mistrzostwach Polski. Z Marcinem rozmawialiśmy po Rajdzie Orlen, w którym startował Oplem Astrą, którą wystąpił również w poprzednich tegorocznych imprezach.

W tym artykule dowiesz się o:

Mateusz Senko: Przez ostatnie dwa sezony zaliczyłeś tylko cztery starty, trzy w Rajdowych Samochodowych Mistrzostwach Polski i jeden w Pucharze PZM. Dlaczego?

Marcin Grzebieluch: Powody, a właściwie powód jest bardzo prosty, wszystko rozbija się o finanse. W zeszłym sezonie byliśmy już prawie pewni podpisania umowy sponsorskiej z jedną z największych gazet ogłoszeniowych, niestety na dzień przed sfinalizowaniem umowy okazało się, że rozmawialiśmy z bardzo mało poważnym człowiekiem i w kwietniu zostaliśmy bez budżetu. W tym roku ilość obowiązków zawodowych troszkę mnie przerosła, więc zabrakło czasu na chodzenie za pieniędzmi. W tej sytuacji jeździmy tylko dla przyjemności.

W tym roku przesiadłeś się do Opla Astry, który jednak lubił płatać różne figle. Czy Astra to nie za delikatne auto do startów w RSMP?

- Za delikatne, za stare, mające się nijak do konkurencji, ale możliwości finansowe spowodowały, że musieliśmy skorzystać z samochodu, który wcześniej został zbudowany z zupełnie innym przeznaczeniem. Jak już mówiłem jeździmy tylko dla przyjemności, a ta jest naprawdę spora kiedy 160-konnym zabytkiem udaje się wygrać oes z Hondą Civic Type-R lub Renault Clio Sport.

Podczas Rajdu Warszawskiego przydarzył ci się także wypadek. Trudno było się zgrać z nową rajdówką?

- Dopiero testowaliśmy samochód i poznawaliśmy jego możliwości, a tam, gdzie ryzyko wydawało się być małe staraliśmy się badać limity auta. Wypadliśmy z trasy tylko dlatego, że tam, gdzie na przedłużeniu hamowania powinny być taśmy i koperta stały samochody i ludzie. Podjęliśmy ryzyko, ponieważ byliśmy pewni, że w najgorszym wypadku obrócimy się w kopercie i pojedziemy dalej, niestety zabezpieczenie rajdu troszkę zaspało i wyszło inaczej.

Na co dzień organizujesz szkolenia bezpiecznej jazdy i imprezy integracyjne dla firm, a także nadzorujesz centrum serwisowe. Starcza Ci jeszcze siły, żeby od czasu do czasu wystartować w rajdzie?

- Rajdy to dla mnie sposób na bardzo potrzebny odpoczynek psychiczny, mogę skoncentrować się tylko na jednym, a to w moim przypadku wybitny relaks. Niestety czasu poza pracą zostaje mi bardzo mało, dlatego jak zauważyłeś jeździmy rzadko.

Czy podczas rajdu odcinasz się całkowicie od spraw zawodowych i skupiasz tylko na jeździe?

- Jeszcze dwa lata temu tak było, teraz niestety praca dogania mnie także na rajdzie. Jednak mam z nią kontakt tylko w dniach, podczas których się nie ścigamy, na przykład na zapoznaniu z trasą. W dniu zawodów zawsze wyłączam telefon.

Wróćmy do prowadzonej prze Ciebie szkoły bezpiecznej jazdy, która działa już od czternastu lat. Wasz zespół ma więc na pewno duże doświadczenie.

- To prawda, mam w zespole fantastycznych ludzi, z którymi można zrobić każdy numer (śmiech). Są super profesjonalni w pracy, co docenia wiele ogromnych korporacji, dla których pracujemy. Wszyscy są także bardzo oddani w sytuacjach stresowych, co z kolei zapewnia mi komfort pracy.

Czy szkolenia pozwalają Ci także doskonalić swoją jazdę? Patrząc na błędy innych każdy przecież stara się ich unikać.

- Szkolenia bardzo pomogły mi na początku, kiedy ważne były elementy czysto techniczne, teraz jest dla mnie ważniejsze przełamywanie wewnętrznych oporów, a to można trenować tylko na odcinkach specjalnych. Bardzo pomagały mi i nadal pomagają treningi z moim tatą, który założył naszą szkołę i według mnie jest najlepszym trenerem. Uwagi kogoś, kto siedzi z boku i ma inne spojrzenie na moją jazdę są bardzo pomocne.

Tegoroczny sezon rajdowy dobiega powoli końca. Masz już plany na przyszły rok?

- Na chwilę obecną nasze plany nie są sprecyzowane, jedyna decyzja, którą podjąłem po Rajdzie Orlen to taka, że nie wsiądę już do samochodu, który nie będzie dostatecznie doinwestowany. Podczas Orlenu nie przejechałem ani jednego pełnego odcinka sprawnym samochodem i była to dla mnie bardzo frustrująca sytuacja.

Obecnie startujesz w Rajdowych Samochodowych Mistrzostwach Polski. Jak oceniasz ten cykl w porównaniu z Pucharem PZM?

- Szczerze mówiąc jedyna zaleta RSMP do dłuższe odcinki specjalne i więcej kilometrów oesowych podczas jednych zawodów. W Pucharze PZM jest dużo fajniejsza atmosfera, a poziom zawodników wcale nie jest gorszy niż w RSMP.

Niedawno wystartowałeś w Rajdzie Orlen, który jest kandydatem do Rajdowych Mistrzostw Europy i IRC. Jak oceniasz jego szanse na awans?

- Rajd był świetnie zorganizowany i tu należy się ogromny ukłon w stronę organizatorów, dlatego myślę, że szanse są spore. Jedynym minusem były odcinki, nieprawdopodobnie wręcz dziurawe, można nawet powiedzieć, że przeprawowe. Zdecydowanie bardziej podobały mi się te pod Ciechanowem, na których ścigaliśmy się w Rajdzie Warszawskim.

Od sezonu 2004 nieprzerwanie pilotuje Cię Leszek Chłuda. Po tylu latach startów musicie stanowić bardzo zgrany team.

- Tak, z "Dziadkiem" potrafimy się świetnie dogadać, mamy podobne podejście do wielu spraw, więc atmosfera i współpraca w samochodzie są super.

Dziękuję za rozmowę i życzę zarówno Tobie, jak i Leszkowi powodzenia na rajdowych trasach!

- Również bardzo dziękuję i mam nadzieję, że nasza jazda jeszcze dostarczy kibicom emocji! Chciałbym również pozdrowić wszystkich czytelników portalu SportoweFakty.pl!

Komentarze (0)