Mecz Polaków z San Marino, który odbędzie się w środę w Kielcach, powinien być najłatwiejszym spotkaniem w tych eliminacjach. Na przeciw reprezentacji Polski stanie zespół, którego lwią część stanowią amatorzy. Piłkarze San Marino mecze wyjazdowe traktują jako okazję do pozwiedzania innych krajów. Nie inaczej będzie w Polsce.
- Działacze z San Marino dzwonili do nas, żeby mecz koniecznie zorganizować w Krakowie. Zależało im na tej lokalizacji, bo chcieli zwiedzić miasto i pojechać do Auschwitz. Powiedzieliśmy im, że to niemożliwe, bo stadiony Wisły i Cracovii są remontowane. Poprosili więc o stadion w pobliżu Krakowa. Zaproponowaliśmy Kielce. Nie widzieli problemu, by zagrać w tym mieście - opowiada sekretarz generalny PZPN Zdzisław Kręcina.
- Piłkarze i sztab szkoleniowy dziś rano prosto z Balic pojadą do Kielc. VIP-y na czele z prezydentem zostaną, zwiedzą Kraków i Auschwitz i wieczorem dołączą do drużyny - zdradza plan reprezentacji San Marino, dziennikarz gazety "La Sportivo" Alan Gasperoni.
W kadrze najbliższego rywala reprezentacji Polski znajduje się jedynie czterech piłkarzy, którzy na co dzień zarabiają na grze w piłkę. To bramkarz Aldo Simoncini, obrońca Matteo Vitaioli oraz napastnicy Andy Selva i Manuel Marani. W szeregach zespołu prowadzonego przez Giampaolo Mazzę nie brak m.in. studentów, kelnerów, księgowych czy też bankierów. W kadrze znajduje się także... męska niania.