Mundial 2018. Przed 36 laty doszło do największego pogromu w historii MŚ

PAP / Steadele / Na zdjęciu: fragment meczu Węgry - Salwador z 1982 r.; Joaquin Ventura (nr 6) i Jose Maria Rivas (nr 13) w walce z kapitanem Węgier Tiborem Nyilasim
PAP / Steadele / Na zdjęciu: fragment meczu Węgry - Salwador z 1982 r.; Joaquin Ventura (nr 6) i Jose Maria Rivas (nr 13) w walce z kapitanem Węgier Tiborem Nyilasim

Co z tego, że był to gol na 1:5. Luis Ramirez Zapata zdobył bramkę dla Salwadoru i szalał ze szczęścia. Niektórzy jego koledzy kazali mu się uspokoić. Bali się, że może to rozwścieczyć reprezentantów Węgier. Skończyło się historyczną dwucyfrówką.

Przed meczem na Nuevo Estadio w Elche nastroje w kadrze Salwadoru były bojowe. 36-letni Mauricio "Pipo" Rodriguez, najmłodszy trener podczas mistrzostw świata w 1982 roku, wmawiał swoim piłkarzom, że receptą na zwycięstwo w pierwszym spotkaniu fazy grupowej - z Węgrami - jest zmasowany atak.

15 czerwca 1982 r. ustawił drużynę skrajnie ofensywnie, nie mając praktycznie żadnej wiedzy na temat rywala, który w drodze na mundial wygrał grupę eliminacyjną z Anglią. Dość powiedzieć, że piłkarze Salwadoru obejrzeli krótki film o grze reprezentacji Węgier dopiero w przeddzień spotkania.

Plan "Pipo" szybko legł w gruzach. Kapitan węgierskiej reprezentacji Tibor Nyilasi już w 4. minucie otworzył wynik, uderzając głową po centrze z rzutu rożnego. Gabor Pölöskei i Laszlo Fazekas podwyższyli prowadzenie. Po 23 minutach było 3:0 dla Węgrów. Trener Salwadoru uważał, że jeszcze nic straconego. Wpuścił na boisko kolejnego napastnika Luisa Ramireza Zapatę, który zmienił pomocnika Jose Rugamasa.

Po przerwie Węgrzy nie zwalniali tempa. Padły kolejne dwa gole. Selekcjoner Salwadoru chciał dokonać zmiany bramkarza. Oszczędzić Luisa Guevarę Morę. Tyle że rezerwowy golkiper Eduardo Hernandez odmówił wejścia na boisko. 21-letni Mora musiał zostać między słupkami. - Chciałem uchronić Morę przed utratą kolejnych goli, ale zdałem sobie sprawę, że ryzykuję zrujnowanie pewności obu bramkarzy tego samego dnia. Zostawiłem więc Morę - tłumaczył po latach selekcjoner Salwadoru z 1982 r.

Hat-trick w siedem minut

W 64. minucie 23-tysięczna widownia na stadionie w Elche obejrzała niecodzienną scenę. Rezerwowy Ramirez Zapata - piłkarz o pseudonimie "El Pele" - z bliska wepchnął piłkę do siatki Węgrów. Trafił na 1:5, ale cieszył się tak, jakby strzelił gola na wagę wygranej. Biegał jak oszalały. Paru kolegów pospieszyło z gratulacjami, ale byli też i tacy, którzy starali się przywołać go do porządku. Kazali mu przestać się cieszyć.

- Niektórzy mówili mi, żebym nie świętował. Bali się, że rozwścieczy to Węgrów i stracimy kolejne bramki - wspominał Luis Ramirez Zapata, autor pierwszego gola dla Salwadoru w historii występów na MŚ (kadra grała na mundialu w 1970 r., ale odpadła po trzech porażkach, z bilansem bramkowym 0:9).

Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy jego zachowanie rozzłościło Węgrów. Faktem jest, że Madziarzy od stanu 5:1 strzelali kolejne gole z dużą łatwością. Rezerwowy Laszlo Kiss przeszedł do historii MŚ, kompletując hat-tricka w zaledwie siedem minut. Jego pierwsza i druga były przedzielone trafieniem innego rezerwowego Lazara Szentesa. Dzieła zniszczenia dopełnił ten, który wszystko rozpoczął - Nyilasi. Kapitan Węgrów, dla którego był to 50. mecz w kadrze, popisał się kolejną celną "główką".

- Ten mecz jest niemożliwy do powtórzenia. Gdybyśmy grali 100 razy, nigdy nie strzelilibyśmy 10 goli. W zasadzie oni nie byli takim złym zespołem jak sugeruje wynik, problem polegał na tym, że próbowali atakować w dość naiwny sposób - komentował Tibor Nyilasi.

Klęska Salwadoru 1:10 to najwyższa porażka w historii mistrzostw świata. - Największy wstyd FIFA - miał powiedzieć o pokonanych Guy Thys, trener Belgii (o największych skandalach mundialu przeczytasz W TYM MIEJSCU). Jak głosi legenda, Diego Maradona - gwiazda broniącej tytułu mistrzowskiego Argentyny - obiecywał, że w trzecim meczu grupowym sam strzeli Salwadorczykom dziesięć goli!

Już sam awans był cudem

Na "La Selectę" spadła fala krytyki, ale nie każdy zdawał sobie sprawę z tego, ile piłkarze musieli przejść, by dostać się na mundial, i co tak naprawdę doprowadziło do kompromitacji z Węgrami.

Już sam awans reprezentacji Salwadoru na mistrzostwa świata w Hiszpanii (1982) należało traktować w kategoriach cudu. Środkowoamerykańskie państwo było rozdarte toczącą się od 1979 r. wojną domową. Siły rządowe (wojskowa junta) przez kilkanaście lat toczyły zbrojny konflikt z lewicowymi rebeliantami (Front Wyzwolenia Narodowego im. Farabunda Martiego).

W listopadzie 1981 r. Salwador pojechał na mistrzostwa strefy CONCACAF do Hondurasu, które były zarazem eliminacjami do MŚ. Spośród sześciu drużyn, grających systemem każdy z każdym, miały zostać wyłonione dwie, które pojadą na mundial. Eksperci byli zgodni: "Meksyk, a z drugiego miejsca Honduras" - mówili. Salwador rozpoczął turniej od porażki z Kanadą, ale później sensacyjnie pokonał Meksyk oraz Haiti i zremisował dwa mecze. To wystarczyło do zajęcia drugiego miejsca, za Hondurasem.

Mauricio Alfaro, pomocnik Salwadoru, wspominał, że jego kadra w pewien sposób mogła ulżyć pogrążonemu w wojnie krajowi. Podczas meczów reprezentacji ustępowały działania wojenne. - Podczas eliminacji do mundialu sprawiliśmy, ze zabójstwa w kraju ustały. Ludzie zjednoczyli się przynajmniej na jeden dzień (dzień meczu - przyp. red.). To był nasz największy prezent. Kraj cierpiał mocno, a na nas była presja, by spróbować to cierpienie zmniejszyć - mówił Alfaro.

ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Nawałka pełen optymizmu. "Ta drużyna może zrobić naprawdę dobry wynik"

Podróż na mundial trwała trzy dni

Przygotowania do MŚ były dalekie od optymalnych. Federacja miała problem z zakontraktowaniem sparingpartnerów. Jeszcze większym kłopotem okazała się podróż do Hiszpanii. Po sparingu z brazylijskim Gremio kadra podróżowała przez trzy dni. Gwatemala, Kostaryka, Dominikana... W końcu drużyna dotarła do Madrytu, a stamtąd do Alicante. Trzy dni przed meczem. Dla porównania: Honduras przyleciał do Hiszpanii miesiąc przed turniejem.

Każda z drużyn mundialu 1982 mogła zgłosić 22-osobowy skład. Na liście Salwadoru miejsca nr 21 i 22 pozostały puste. Szef federacji miał uznać, że "dwudziestka" to wystarczający skład. Piłkarze próbowali się buntować, wstawili się za skreślonymi Gilberto Quinterosem i Miguelem Gonzalezem, ale niczego nie wskórali. Miejsce piłkarzy w samolocie zajęło dwóch działaczy, którzy... później nawet nie przyszli na mecze. Ot, urządzili sobie fajną wycieczkę do Europy (inne, równie absurdalne, historie mundialowe przeczytasz W TYM MIEJSCU).

Reprezentanci Salwadoru czuli się na MŚ 1982 jak ubodzy krewni. Brakowało dla nich dresów i piłek, które FIFA miała zapewnić każdej drużynie. Pożyczyli kilka sztuk od Węgrów, by przeprowadzić rozgrzewkę. - Gdy przyjechaliśmy do Hiszpanii, zobaczyliśmy, że wszystkie zespoły przywiozły prezenty dla swoich rywali: koszulki, flagi, a nawet książki o historii futbolu w ich kraju. My nie przywieźliśmy niczego - mówił bramkarz Luis Guevara Mora. Nie było nawet proporczyka na tradycyjną przedmeczową wymianę. - Zauważyłem sosnę, uciąłem kawałek drewna, wyrzeźbiłem w nim słowo "El Salvador". Właśnie to daliśmy rywalom - dodał były bramkarz cytowany przez "The Guardian".

Piłkarze wzięli sprawy w swoje ręce

Po laniu od Węgrów piłkarze czuli się upokorzeni, ale wiedzieli, że muszą zrobić coś, by nie skompromitować się jeszcze bardziej. Czekały ich bowiem mecze z Belgią i Argentyną. To wtedy trzech doświadczonych piłkarzy - kapitan Norberto Huezo, Jose Francisco Jovel i Ramon Fagoaga - zakomunikowało trenerowi, że teraz to oni będą ustalać taktykę.

Zespół był ustawiany zdecydowanie bardziej defensywnie. Z Belgami przegrał "tylko" 0:1, z Argentyną walczył bardzo ambitnie. Piłkarze Salwadoru chcieli się odpłacić zwłaszcza Maradonie i cel osiągnęli. Diego nie strzelił 10 goli, ba, nie strzelił ani jednego. Trafili za to Daniel Passarella i Daniel Bertoni. Salwador ponownie pożegnał się z mundialem po trzech porażkach, z jeszcze gorszym bilansem bramkowym jak w 1970 r. - tym razem 1:13.

Piłkarze lecący na mundial byli żegnani jak bohaterzy. Po powrocie do kraju szydzono z nich, niektórzy - m.in. bramkarz Mora - otrzymywali pogróżki. Czas leczy jednak rany. W 2007 roku - 25 lat po meczu w Elche - federacja Salwadoru zorganizowała symboliczny rewanż z Węgrami. Zespół z Europy szybko strzelił dwa gole, ale tym razem pogromu nie było. Po zmianie stron w roli głównej wystąpił Ramirez Zapata, który doprowadził do remisu (mecz zakończył się wynikiem 2:2).

Komentarze (0)